Kiedy skończyłem studia i szykowałem się do wejścia na rynek pracy, byłem przeświadczony, że muszę dać coś od siebie. Szukałem ciekawego jakiegoś wolontariatu i tak trafiłem do Lubelskiego Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych. Złożyłem CV w Biurze Karier. Pani Prezes, Alicja Jankiewicz zauważyła, że mam doświadczenie dziennikarskie – w czasie studiów pisałem do czasopisma SocPresska różne artykuły socjologiczne – i zaproponowała mi, żebym zaczął pisać do Biuletynu niepelnosprawnilublin.pl. Stwierdziłem, że to dobry pomysł; okazja, żeby czegoś się nauczyć i zacząć wdrażać w ten zawodowy świat. Uważałem, że przy takiej rywalizacji na rynku pracy trzeba było dać z siebie odrobinę więcej niż inni. A reszta – to było troszkę dzieło przypadku i wykorzystania nadarzających się okazji.
Każda aktywność, każdy projekt, w którym uczestniczę w pewnym stopniu mnie kształtuje.
Praca przy projektach związanych z Konwencją o Prawach Osób Niepełnosprawnych sprawiła, że dowiedziałem się więcej o świecie osób niepełnosprawnych, o ich perspektywach; o tym, jakie mają faktycznie potrzeby, jakie są w ogóle ich idee uczestnictwa w życiu publicznym. Nabywałem także wiedzę, doświadczenie. Tak jakbym budował cegiełkę dla systemu, który zapewnia równość szans dla wszystkich, taki mój wkład w świat lepszy dla wszystkich.
Jeśli chodzi o Konwencję, to zaskakujące były dla mnie słowa, które na jej temat usłyszałem od dr. Andrzeja Jurosa, że Konwencja to jest nic więcej, jak potwierdzenie praw człowieka w odniesieniu do osób z niepełnosprawnością i do tej pory w ten sposób zacząłem patrzeć. To jest tak, jakby wzmocnienie tego, że osoby z niepełnosprawnością jak i pełnosprawne, są w gruncie rzeczy równe wobec prawa, a w związku z tym powinny mieć równość szans. Tyle, że sama równość wobec prawa nie generuje z automatu równości szans. Trzeba podjąć pewne działania, żeby te osoby takie miały szansę w pełni realizować się, żyć i żeby była to pewnego rodzaju równość. I dlatego dobrze, że rośnie świadomość społeczna w odniesieniu do konieczności likwidowania barier.
Likwidowanie barier i dostępność to kolejne moje zawodowe koniki. Postanowiłem wyspecjalizować się w dostępności architektonicznej. W ostatnim roku wiele godzin spędziłem szkoląc, głównie przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego z tego obszaru. Zawsze staram się nie tylko przekazać konkretną wiedzę techniczną, ale też przemycić pewne ciekawostki, żeby tak troszkę podnieść świadomość, uwrażliwić, że osoby z niepełnosprawnością to jest grupa bardzo zróżnicowana zarówno pod względem potrzeb, jak i możliwości. Dlatego właśnie uniwersalne projektowanie jest jednocześnie takie ważne i takie trudne.
Zależy mi na tym, żeby moja praca miała sens, a w tym wypadku ma to konkretny wymiar – jeśli przeszkolę urzędnika, to dzięki temu poprawi się dostępność na przykład urzędu do potrzeb osób ze szczególnymi potrzebami i to jest ogromna satysfakcja. Wiadomo, trzeba pracować, żeby się utrzymać, ale chciałbym aby moja praca miała jakąś wartość dodatnią dla społeczeństwa. Zastanawiam się często, jakie będą owoce mojej pracy, co z niej wyniknie dobrego. To bardzo miłe, gdy ludzie po szkoleniu mówią, że zwróciłem im uwagę na coś interesującego, czego sami by nie dostrzegli. Fajnie jest też widzieć namacalne efekty, tak jak przy projekcie „Lubelskie Gwarancje na START – monitoring jednostek administracji publicznej w województwie lubelskim pod kątem dostosowania do postanowień Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych”. Mieliśmy ogromną satysfakcję, bo w ramach tego projektu robiliśmy rekomendacje, które miały być wdrożone przez poszczególne gminy czy powiaty. No i to było bardzo miłe widzieć, jak zastosowanie jednego czy dwóch zaleconych rozwiązań poprawia dostępność. Choćby tak drobnej jak oznaczenie pierwszego i ostatniego stopnia schodów kontrastowo taśmą dla osób słabowidzących. Ktoś powie, że to może mała rzecz, ale mnie bardzo cieszy.
Chcę się w tej dziedzinie nadal szkolić, szlifować swoje umiejętności tak, żebym mógł w miarę sprawnie wykonać choćby audyt dostępności cyfrowej stron. Liczę też, że przy certyfikacji dostępności okaże się, że również będą potrzebne takie osoby jak ja i będę mógł brać udział w procesie dalszej poprawy dostępności.
Z rzeczy pozazawodowych, to chciałbym w następnym roku zobaczyć Ateny. Od paru lat mam ten plan, ale ostatnio ciągle coś stało na przeszkodzie – mam nadzieję, że tym razem uda się wybrać wraz z moją wspaniałą towarzyszką życia na te wymarzone wakacje.
Chciałbym też zebrać jeszcze jedną grupę do gry w planszówki. Mam taką jedną grę, nazywa się „Cywilizacja” i chciałbym stworzyć grono osób, które by się wciągnęły w tę grę; ona jest trochę bardziej skomplikowana i trzeba w nią zagrać więcej niż raz. Szukam zatem takich zapaleńców jak ja, a nuż się uda.
Kończy się rok, niebawem będziemy robić postanowienia noworoczne – założyłem, że przeczytam minimum 25 książek w ciągu roku; może się uda dobić do 30, ale to tak naprawdę zależy od tego, jak bardzo będę zalatany.
Lubię też zwiedzać skanseny, dawne grody i wioski – interesuję się trochę historią starożytną i średniowieczną. Odbywam sobie systematycznie takie specyficzne wycieczki, w tych miejscach można się poczuć jak w podróży w czasie; wejrzeć w przeszłość, nie tylko przeczytać, ale zobaczyć na własne oczy – to jest bardzo interesujące. Został mi już do zwiedzenia tylko Skansen Archeologiczny „Karpacka Troja”. On jest trochę trudniejszy do zdobycia ze względu na trudności z dojazdem, wymaga jak dla mnie większego planowania. Widziałem już, między innymi: osadę w Biskupinie, Faktorię Handlową w Pruszczu Gdańskim. W ubiegłym roku, przy okazji szkoleń pod Szczecinem, zwiedziłem Skansen Słowian i Wikingów na wyspie Wolin. Czasem daje się połączyć pracę i hobby.
Poza tym lubię również gry komputerowe, lubię seriale chociaż to są dość popularne pasje. Z innych rzeczy, do których czasem siadam trzeba wspomnieć publicystykę polityczną. Oczywiście to jest stresujące i nie z każdym można o tym porozmawiać, bo to się czasami źle kończy. Można podyskutować z osobami o otwartych umysłach i to też jest pasjonujące.
Z racji tego, że obecnie jestem bardziej freelancerem niż osobą przywiązaną do konkretnego etatu, to mam teraz troszkę więcej czasu. Ale nawet wcześniej dawałem sobie radę. Po prostu trzeba troszkę żonglować tymi pasjami. Czasami – jak w przypadku planszówek – mamy regularne spotkania z grupą raz w miesiącu. Ale jak przychodzi faza, na przykład czytania książek historycznych o starożytnej Grecji, to wtedy na to właśnie poświęcam wolny czas. A później gdy wychodzi nowy sezon prequela Gry o tron: House of the Dragon, no to wtedy się zajmuję czymś w rodzaju Dark Fantasy. No i po kolei, tak wymiennie, dzięki temu pewnymi tematami człowiek się nie zmęczy.
Jak to wszystko pogodzić? Taką już mam naturę, że nie lubię się za bardzo dyscyplinować. Ale mimo to zamierzam wrócić do mojego dawnego nawyku czyli do kalendarza. Chodzi o to, żeby poszczególne zadania, cele wyznaczone na cały rok wpisywać do kalendarza, na kiedy mają być zrobione, a potem te zrobione się wykreśla i dzięki temu widać postęp. Świetnie mi to wyszło w ubiegłym roku z książkami – zrobiłem sobie listę i jak skończyłem czytać książkę, to zapisywałem sobie na liście, w jakim miesiącu skończyłem. To była duża satysfakcja kiedy stwierdziłem w czerwcu, że idzie mi to lepiej niż zaplanowałem i szedłem na rekord tego roku.
Być dobrym liderem? To zależy od tego, czy to sprawia komuś przyjemność. Ja raczej z natury jestem troszkę indywidualistą i bardzo sobie cenię pewną niezależność. Pracuję nad asertywnością, żeby w toku interakcji z innymi ludźmi wypracować pewne granice, a jednocześnie zbudować te mosty, połączenia między ludźmi. Gdy mamy wspólny cel, gdy dobrze nam się rozmawia, ludzie chętnie się angażują i tak naprawdę później już nie trzeba tak bardzo „liderować”. Lider na pewno musi mieć pewną wizję, cel przed sobą. Ważne jest, żeby umieć czasami przejąć inicjatywę, jeżeli widzimy, że ludzie nie wiedzą co robić, czekają na coś na jakiś znak. To jest ten moment dla lidera, żeby coś zainicjować, rzucić jakąś propozycję – nie po to, żeby ciągnąć ludzi za sobą, co sprawić, iż będą sami z własnej woli chcieli za nami podążać. Widzę po sobie, jak się zmieniam, jak zmieniają się moje priorytety. Był taki okres kiedy się zajmowałem bardzo intensywnie rozwojem osobistym. To był czas działania naszej fundacji. Byłem wtedy innym człowiekiem i patrzyłem na świat z perspektywy: „muszę coś osiągnąć”; „muszę odnieść jakiś sukces”. I po trzydziestce zaczęło do mnie docierać, że to nie jest ta droga, która mi daje poczucie spełnienia i realizacji. Teraz mam trochę inne podejście do życia. Nie kieruję się złotymi radami żadnych coachów czy innych guru rozwoju osobistego z prostej przyczyny: doświadczenie ludzkie jest indywidualne. Owszem, są pewne złote myśli; rady, które niejako nas ukierunkowują. Ale tak naprawdę tę układankę, która będzie pasowała do nas, trzeba samemu ułożyć.
Poczucie spełnienia daje mi chwila obecna. To, że pracuję w pracy, która mnie intryguje, daje poczucie satysfakcji i wiem, że coś dobrego po niej zostanie. Nie gonię za czymś nieokreślonym zwanym sukcesem. Pozwala mi zachować to równowagę między życiem zawodowym a osobistym. Chciałbym jeszcze sprawniej wykorzystywać czas. Próbować nowych rzeczy – nie wiem: napisać opowiadanie na przykład. To jest plan, który już wisi mi w głowie bardzo dawno, a bardzo ciężko mi się do tego zabrać. Lubię tworzyć, wymyślać, za to nie za bardzo lubię długo mozolnie przelewać to na papier. Z artykułami jest dużo prościej. W przypadku opowiadań jest dużo żmudnej roboty, żeby usiąść i konsekwentnie to realizować. No to już wymaga dużej dyscypliny. Chcę spróbować, gdy tylko będę miał właśnie takie okienko. To będzie moje drugie opowiadanie – to pierwsze trafiło do szuflady i na razie tam zostanie. Nie mam zamiaru zostać pisarzem. Bardziej jest to jakieś wyzwanie dla umysłu. Chciałbym się sprawdzić, czy to potrafię. Tak jak kiedyś w podstawówce zacząłem pisać książkę. Nie skończyłem jej, ale napisałem prawie 2 zeszyty. To było ciekawe doświadczenie. Kolega z ławki czytał w międzyczasie podczas lekcji i nawet podobno mu się podobało. Chociaż jak to ostatnio to odkopałem, to stwierdziłem, że jednak bardzo naiwne było.
Gdybym miał przytoczyć słowa, które prowadzą mnie przez życie, to byłyby to słowa: „Myśl za siebie. Nie daj sobie narzucić gotowych wzorców płynących z jakiś ideologii czy cudzych przekonań”. To jest najbardziej trwała z moich zasad. Pozwala zachować niezależność myślenia, analizować, patrzeć z dystansem.
W tej chwili jestem szczęśliwszy niż byłem po studiach czy w ich trakcie. Sytuacje osobiste i zawodowe są teraz dużo lepsze, czerpię też dużo więcej satysfakcji z życia i też mam wrażenie, że przestałem gonić własny ogon, tylko sobie płynę i ta droga sprawia mi przyjemność.
Łukasz Lewicki
Materiał powstał w ramach projektu “Promowanie aktywności osób niepełnosprawnych w różnych dziedzinach życia społecznego i zawodowego” realizowanego w okresie 01.09.2022 – 10.12.2022 r. przez Lubelskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych – Sejmik Wojewódzki ze środków Województwa Lubelskiego.


UWAGA: Kopiowanie, skracanie, przerabianie, wykorzystywanie fotografii i tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.niepelnosprawnilublin.pl, w innych mediach lub innych serwisach informacyjnych wymaga zgody redakcji.