Wojciech Mazur – ma 13 lat, od urodzenia porusza się na wózku inwalidzkim. W 2009 r. biorąc udział w Grand Prix Lubelszczyzny, jako jedyne dziecko wśród dorosłych uplasował się na 11 miejscu w kategorii paraplegia mężczyzn.

Za udział we współzawodnictwie osób niepełnosprawnych zgromadził wiele medali i pucharów, z dumą nazywa się „wózkersem”. W tym samym roku uzyskał Europejski Certyfikat Umiejętności Komputerowych. W 2012 r. nominowany do Medalu Prezydenta Miasta Lublin dla osób niepełnosprawnych i osób aktywnie działających na rzecz środowiska osób niepełnosprawnych.
Krzysztof Rzepecki – Czy można się dowiedzieć, od jak dawna jest Pan osobą niepełnosprawną?
Wojciech Mazur – Osobą niepełnosprawną jestem od urodzenia.
KR – Ile ma Pan lat?
WM – Mam 13 lat.
KR – Czy z racji niepełnosprawności i poruszania się na wózku inwalidzkim czuje się Pan inny od otaczających Pana ludzi?
WM – Czuję się taki sam jak inni.
KR – Jak przyjęli Pana koledzy w szkole?
WM – Bez problemu. Tylko młodsi koledzy byli zaciekawieni dlaczego muszę się poruszać na wózku inwalidzkim.
KR – Jak się zaczęła Pana przygoda z Grupą Aktywnej Rehabilitacji w Lublinie? Kto Panu pomógł skontaktować się z nimi?
WM – Moja mama pracowała z Adamem Orłem i to on zaproponował mi udział w zajęciach GAR.
KR – Co dały Panu zajęcia w GAR?
WM – Dzięki tym zajęciom nauczyłem się pokonywać bariery architektoniczne w postaci np. wysokich progów czy krawężników. Dowiedziałem się na co zwracać uwagę przy doborze wózka i jak bezpiecznie z niego korzystać. Organizowane są również obozy dla dzieci, na których można miło spędzić czas, ucząc się przy tym samodzielności. Sam byłem na takim obozie w Miętnem.
KR – Czy na obozach organizowanych przez GAR poznał Pan nowych kolegów i nowe koleżanki?
WM – Tak, oczywiście. Do tej pory utrzymujemy ze sobą kontakt telefoniczny i mailowy.
KR – Czy wyjeżdżaliście np. na obozy żeglarskie na Mazury? Pytam, bo sam brałem udział warsztatach żeglarskich w Giżycku.
WM– Nie, na takim obozie jeszcze nie byłem. Ale może kiedyś … ?
KR – Czy startuje Pan w wyścigach osób na wózkach? Czy ma Pan jakieś sukcesy sportowe w tej dziedzinie?
WM – Tak, biorę udział w takich wyścigach od czwartego roku życia. Sukcesem jest to, że startuję i przynosi mi to satysfakcję. Mam oczywiście pewne osiągnięcia …
KR – Może Pan pochwalić się swoimi sukcesami sportowymi?
WM – Traktuję to jako dobrą zabawę i sposób na miłe spędzenie czasu, ale zdarza się, że odzywa się we mnie zew zwycięstwa i chęć rywalizacji. Chcę wtedy pokazać, że dzieci też potrafią walczyć …
Staram się startować w wyścigach na wózkach inwalidzkich każdego roku i trwa to już od momentu, gdy jako czterolatek (oczywiście wspomagany przez rodziców) wystartowałem w II Imprezie Integracyjno – Sportowej, w Wyścigu Osób Niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich. Zdobyłem wtedy dwa puchary, w tym jeden dla „Najmłodszego Zawodnika Grand Prix Lubelszczyzny 2004 r.”.
Od tego momentu, co roku brałem udział, z różnymi wynikami, w organizowanych w Dęblinie „Biegach Orląt”.
3 sierpnia 2008 r. otrzymałem puchar dla najmłodszego zawodnika na wózku biorącego udział w XVIII Biegu Jezior (Krasne – Łukcze), zaliczanym do cyklu Grand Prix Lubelszczyzny.
7 września 2008 r. w ramach współzawodnictwa w Grand Prix zdobyłem Puchar Starosty Włodawskiego za wyścig wokół Jeziora Białego.
Polecam wszystkim odwiedzenie Okuninki, jest to miejsce pełne uroku i korzystne dla wypoczynku, również dla osób niepełnosprawnych.
W tydzień po zwiedzeniu, na wózku, Pojezierza Łęczyńsko – Włodawskiego, startowałem w Dęblinie. Przywiozłem stąd Puchar VI Integracyjnego Biegu Orląt.
W czerwcu 2009 r. zająłem pierwsze miejsce w kategorii paraplegia młodzików podczas wyścigu w Tomaszowie Lubelskim.
26 lipca tegoż roku, startując w VI Kryterium Ulicznym Asów Biłgoraj – Ciosmy, ponownie otrzymałem Puchar dla najmłodszego zawodnika.
Wydawało mi się, że z każdym rokiem byłem starszy, a mimo to niejednokrotnie na wyścigach okazywałem się tym najmłodszym.
Dodam tylko, że nie chodzi tu o puchary i medale, ważna jest walka z własnymi słabościami, dlatego najbardziej pamiętam, cyklicznie organizowany, najdłuższy z wyścigów, w których startuję. Jego trasa liczy prawie 14 kilometrów. Janów Lubelski – Porytowe Wzgórze, bo o nim mówię. W 2010 r. trasę tą pokonałem w czasie 1 godz. 7 min. i 12 sek.
Cieszę się także z faktu, że w 2009 r. biorąc udział w Grand Prix Lubelszczyzny – wyścigi na wózkach inwalidzkich, jako jedyne dziecko wśród dorosłych, uplasowałem się na 11 miejscu w kategorii paraplegia mężczyzn.
Więcej „grzechów” nie pamiętam …
KR – Jest rzeczą wiadomą, że człowiek rośnie i często jest potrzebna zmiana wózka na większy. Czy ma Pan jakieś kłopoty z taką wymianą? Jaka instytucja jest do tego powołana?
WM – W moim przypadku mam ogromne szczęście, bo tą instytucją są moi Rodzice …
KR – Do której klasy Pan aktualnie uczęszcza?
WM – Aktualnie jestem uczniem szóstej klasy szkoły podstawowej. Od września zamierzam kontynuować naukę w gimnazjum.
KR – Jakie bariery architektoniczne najbardziej przeszkadzają w poruszaniu się po Lublinie?
WM – Najbardziej przeszkadzają mi schody oraz krzywe i często dziurawe chodniki. Z roku na rok tych barier jest trochę mniej.
KR – Czy chodząc do kin, teatrów, muzeów napotyka Pan na bariery utrudniające sprawne poruszanie się wózkowiczom?
WM– W większości muzea, które odwiedzałem nie są dostosowane. Należą do nich m.in. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce, Zamek Krzyżacki w Malborku. Jeśli chodzi o kina w Lublinie, również zdarzają się niedostosowane, np. kino „Bajka”. Nawet, jeśli bez przeszkód uda mi się wjechać na salę kinową, to muszę siedzieć w pierwszym rzędzie pod samym ekranem. Do wyższych rzędów prowadzą schody i nie ma platformy. Nie mam możliwości wyboru, gdzie chcę siedzieć. Z tego typu problemem spotkałem się także w kinie „Cinema City” w „Lublin Plaza”.
Szkoły też nie są dostosowane i moi rodzice muszą „walczyć”, aby był wykonany podjazd do szkoły, albo, żeby była zamontowana platforma w szkole. Często taka „walka” kończy się artykułami w gazetach albo reportażami w telewizji. Dopiero wtedy niektórym osobom „otwierają się oczy” na problemy ludzi na wózkach.
KR – Czy ma Pan zrobiony podjazd dla wózka w miejscu zamieszkania? Wielokrotnie słyszałem opowiadania rodziców dzieci niepełnosprawnych o bojach z administracją osiedla o wykonanie takich podjazdów.
WM– Nie odbiegamy tu od normy. „Walka” była, na szczęście zakończyła się powodzeniem. Dzięki temu mogę samodzielnie wychodzić na spacery po osiedlu lub pograć z kolegami w „piłę”.
KR – Jakie ma Pan plany po ukończeniu szkoły?
WM– Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
KR – Jakie jest Pana hobby?
WM– Moim hobby jest czytanie książek i tworzenie prezentacji komputerowych. Lubię też grać w piłkę, słuchać muzyki i grać na PSP.
KR – Czy lubi Pan czytać książki?
WM– Lubię książki przygodowe z serii „Ulysses Moore” autorstwa Pierdomenico Baccalario.
KR – Czy ma Pan możliwość zwiedzania ciekawych miejsc w Polsce, za granicą? Jeśli tak, proszę opowiedzieć o najciekawszych.
WM– Oczywiście, mam taką możliwość. Na Słowacji zwiedzałem Bardejowskie Kupele i Aqua City w Popradzie. Są to miejsca przyjazne osobom niepełnosprawnym.
KR – Jakie jest Pana największe marzenie?
WM – Moim największym marzeniem jest ukończyć szkołę. Pragnę również dowieść, że osoba niepełnosprawna nie musi siedzieć całe życie w domu, „przykuta” do łóżka, ale może coś osiągnąć w życiu.
Krzysztof Rzepecki – wywiad z Kamilem Misztalem przeprowadziłem drogą elektroniczną.
krzysiek.lfoon@gmail.com