BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Portret zdjęciowy Marka Miszczaka

CHOROBA PSYCHICZNA – BRZEMIĘ, CZY SZANSA?

Stygmatyzacja z jednej strony, z drugiej zaś niskie poczucie własnej wartości; samoizolacja i zamknięcie się w świecie własnych przeżyć, doznań i doświadczeń oraz sprzężone z nią zjawisko wykluczenia społecznego – wszystkie te błędne postawy, jak fałszywe drogowskazy pogrążać zwykły osobę chorującą psychicznie w labiryncie życiowego zagubienia.

Dróg do przezwyciężenia samotności, lęku, depresji z pewnością może być wiele. Intencją poniższego artykułu jest zainspirowanie osób o takich właśnie doświadczeniach do wybrania we własnym Ich życiu prawdziwych drogowskazów: dróg prowadzących do zakorzenienia we wspólnocie, odkrycia i wyzwolenia posiadanego potencjału twórczego, samospełnienia poprzez tak czy inaczej rozumianą służbę społeczeństwu.

Wydaje się, iż tak zdefiniowane pozytywne cele osiągalne są także dla osoby chorującej – i to niezależnie od kontekstu społecznego. W osiągnięciu takiego przekonania i takiej ufności we własne siły pomocnymi być mogą przykłady życia słynnych uczonych i artystów, którzy – ubogacając w nieprzeciętnym stopniu wspólne dziedzictwo ludzkości, borykali się skądinąd z brzemieniem cierpienia.

Taką postacią był polski tancerz i choreograf Wacław Niżyński (1889 – 1950). Jakkolwiek w życiu tego wybitnego artysty wystąpienie objawów schizofrenii stało się przyczyną dramatu – konieczności przerwania świetnej i rozwijającej się kariery tancerza, to równocześnie stało się pretekstem do nowego ukierunkowania dróg rozwoju artystycznego. Wycofawszy się z występów publicznych Niżyński jako człowiek kultury dał się poznać jako wybitny autor nowych choreografii i autor dzienników „O życiu” oraz „O śmierci”. Właśnie te dzieła dostarczyły danych biograficznych o naszym bohaterze autorowi filmu „Niżyński” Herbertowi Rossowi (1980).

Jak piszą pod hasłem „Wacław Niżyński” autorzy Wikipedii: „Niżyński był największym tancerzem swojej epoki, o doskonałej technice i niespotykanej ekspresyjności. Pozostał po nim mit tancerza baletowego, któremu udało się osiągnąć doskonałość i całkowitą identyfikację z wykonywaną rolą. Do dziś pozostaje wzorem dla wielu tancerzy baletowych”.

Przykładem współistnienia dysfunkcji psychicznej z owocną twórczością literacką jest postać cierpiącego przypuszczalnie na agorafobię największego pisarza polskiego pozytywizmu Bolesława Prusa. Bogactwo spuścizny literackiej współtwórcy polskiego realizmu stanowi wymowne świadectwo, iż zamiłowanie do zamknięcia się w czterech ścianach domu nie musi stanowić przeszkody w czynnym włączeniu się w nurt życia kulturalnego własnego kraju.

Jeszcze bardziej wymownego przykładu na to, iż doświadczana choroba – o ile potraktowana zostanie jako wyzwanie – wiązać się może z nadzwyczajną intensyfikacją twórczości artystycznej, dostarcza biografia Ludwiga van Beethovena (1770 – 1827). Ten kompozytor i pianista niemiecki, a zarazem jeden z największych twórców muzycznych wszech czasów nie tylko zmagał się ze stopniową (od 25-go roku życia) utratą słuchu aż po całkowitą głuchotę, ale zmierzyć się musiał także z dotykającą Go depresją.

Świadectwem cierpień artysty jest napisany przezeń testament, w którym napisał m.in.: „Wreszcie muszę spojrzeć w twarz trwałemu kalectwu… Choć obdarzony namiętnym i żywym temperamentem, a nawet rozmiłowany w rozrywkach życia towarzyskiego, wkrótce musiałem szukać samotności i żyć w odosobnieniu… Nie mogłem się zebrać, by powiedzieć ludziom: Mówcie głośno, krzyczcie, bo ja jestem głuchy! Niestety. Jakże mógłbym się przyznać do przytępienia zmysłu, który powinienem mieć rozwinięty wspanialej, niż inni ludzie, zmysłu, którym kiedyś władałem doskonale, do takiego stopnia doskonałości, jakim w moim zawodzie tylko niewielu włada… Muszę żyć jak wyrzutek… Jeśli pojawiam się w towarzystwie, przytłacza mnie palący niepokój, lęk, że ryzykuję, iż ludzie zauważą mój stan. […] Cierpię z powodu mojego nieszczęścia w dwójnasób o tyle, o ile prowadzi mnie ono do fałszywych osądów na mój temat… Jakże czułem się upokorzony, jeżeli ktoś stojący obok mnie dosłyszał z oddali dźwięk fletu, a ja nie słyszałem nic! Albo jeżeli ktoś dosłyszał śpiew pastuszka, a ja znów nic nie słyszałem! Takie rzeczy przyprawiają mnie niemal o rozpacz i już chciałem położyć kres swojemu życiu…”

Doświadczone nieszczęście, depresja, myśli samobójcze – wszystko to w życiu genialnego artysty wyznaczyło kontekst i ramy nowego otwarcia: do dziś przedmiotem naszego podziwu może być nie tylko nieśmiertelna muzyka Beethovena, ale i fakt, że najwspanialsze jej osiągnięcia rodzić się zaczęły właśnie w zmaganiach z cierpieniem. Postawę artysty w zmaganiach z chorobą fizyczną i depresją niech zilustruje Jego krótkie, zawarte w liście do przyjaciela Wenzela Krupholza, wyznanie: „Teraz dopiero mam zamiar tworzyć!”

Przykładów zwycięskiego podjęcia wyzwania, jakim jest doświadczane cierpienie, zwłaszcza psychiczne, dostarcza życie wielu innych wybitnych ludzi polityki, nauki i kultury. Wymienić tutaj można choćby zmagających się z depresją Winstona Churchila, Charlesa Darwina, Stephena Hawkinga, chorego na chorobę dwubiegunową genialnego holenderskiego malarza postimpresjonistycznego Vincenta van Gogha, czy cierpiących na schizofrenię wybitnych filozofów Georga Wilhelma Friedricha Hegla, Immanuela Kanta i Friedricha Nietzsche’go. Przywołując powyższe przykłady nie chcę powiedzieć, iż okazja do najwybitniejszych osiągnięć w dziedzinie ludzkiej myśli, działań i twórczości zastrzeżona jest dla osób chorujących psychicznie. Warto jednak zamyślić się nad wspaniałością prawdy, iż kryzys psychiczny – o ile potraktowany bywa jako pretekst do uporządkowania samego siebie, wyzwolenia posiadanych potencjałów, wreszcie jako wyzwanie – może stać się okazją do przekazania innym imponujących owoców własnego życia. Sama historia polityki, kultury, idei i nauki wydaje się świadczyć, iż w osobie chorującej psychicznie drzemać mogą niezwykłe pokłady zdolności, talentów i darów, z których mogą korzystać pozostali członkowie społeczeństwa!

Cieszyłbym się zatem, gdyby w którymkolwiek z cierpiących Czytelników zrodziła się ufność, iż doświadczana choroba psychiczna nie musi oznaczać samoizolacji, zaś niskie poczucie posiadanej wartości nie ma uzasadnienia w rzeczywistym świecie. Byłoby też dobrze, gdyby w szerokich kręgach społecznych utrwaliło się przekonanie, że każdy z nas – także osoba chorująca – zasługuje na poszanowanie specyficznych dla siebie dróg do rozwinięcia posiadanego potencjału.

 Zygmunt Marek Miszczak

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies