BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Logo z napisem: Alter Idem UMCS

Wywiad z Justyną Cieślak

Ostatnio pisaliśmy o Zrzeszeniu Studentów Niepełnosprawnych UMCS. Dziś rozmowa z Przewodniczącą tego Zrzeszenia studentką trzeciego roku psychologii na Uniwersytecie Marii – Curie Skłodowskiej w Lublinie, Justyną Cieślak.

„Alter Idem” istnieje już od trzech lat i działa na rzecz osób z niepełnosprawnością. Ty jesteś osobą pełnosprawną a więc co Cię skłoniło do włączenia się w działalność tej społeczności zanim jeszcze zostałaś Przewodniczącą?

Justyna Cieślak: Bardzo miłe pytanie. To było tak. Po semestrze złych doświadczeń mieszkania na stancji wróciłam na łono domu studenckiego, zamieszkałam w Amorze, gdzie spotkałam Malwinę Skurak i Karolinę Wolską, ówczesne członkinie „Alter Idem”. Bliskość mieszkania i częste kontakty sprawiły, że bardzo je polubiłam i zaczęłam interesować się tym, co robią w owym Zrzeszeniu. To wszystko, czyli : Wiosnowisko, wyjazdy na konferencje, świętowanie rocznicy powstania Zrzeszenia, wspólne spędzanie czasu spotykanie się, żeby pooglądać zdjęcia z wyjazdu, wydawało mi sie tak wspaniałe, ciekawe i różne od tego, co do tamtej pory kojarzyłam z „życiem studenckim” Jednak tym, co najbardziej mnie przyciągnęło, była otwartość i życzliwość ludzi, przy których czułam się akceptowana, bo chciałabym jeszcze wspomnieć, że tamten czas był dla mnie trudny również ze względów osobistych.

Wspomniałaś, że ludzie są bardzo otwarci i życzliwi. Ale czy wstępując do tej grupy miałaś pewne obawy jak przyjmą Cię w tym środowisku czy też wspomniane wyżej koleżanki złagodziły Twój lęk? A może w ogóle go nie było?

J.C: Nie pamiętam, żebym bała się tego, jak zostanę odebrana, na początku opierałam sie na tych osobach, które znałam z akademika czy ze wspólnych mniej oficjalnych wyjść (między innymi Ciebie mam na myśli, Moniko). Także liczba osób będących w Zrzeszeniu niejako motywowała mnie bardziej do otwartości niż do bronienia się przed nowymi znajomościami.

Czyli była to pewnego rodzaju motywacja do ćwiczenia swojej otwartości. Czyż nie tak? W pewnym stopniu Ci się to udało. Zostałaś Przewodniczącą. Czy decyzja o przyjęciu tej funkcji była dla Ciebie trudna? Co zaważyło na tym że jednak się zdecydowałaś?

J.C: Dobrze, że o to pytasz, bo właśnie tak było. Dla mnie działanie w Zrzeszeniu było okazją do pracy nas sobą, nad moją nieśmiałością, dawało mi także okazję do uczenia się współpracy z różnymi ludźmi. Pytasz, czy była trudna. Nie. Zdecydowałam, że skoro zostanę wybrana, to się zgodzę. Trudniejsze było dla mnie przejmowanie licznych obowiązków, wdrażanie się w pełnienie tej funkcji. Za mną liczne chwile zwątpienia w to, że jestem właściwą osobą na tym miejscu. Początki naprawdę były trudne.

Ale już jakiś czas radzisz sobie całkiem nieźle. Myślę, że dowodzenie trzydziestoosobową grupą nie jest łatwym zadaniem. Jak Ci się udaje zapanować nad chaosem wynikającym z podejmowanych przez Ciebie inicjatyw, jak sobie z tym radzisz i co jest w tym wszystkim najtrudniejsze?

J.C: Postępuję raczej intuicyjnie. Nie mam doświadczenia w dowodzeniu grupą i „liderowaniu”. To jest ustawiczne uczenie się. Trudne jest poczucie, że to ja podejmuję decyzję i to ja ponoszę za nią odpowiedzialność. Poza tym pracę utrudnia mi niewielkie zaangażowanie niektórych członków Zrzeszenia. Są osoby, które wykazują się pracowitością, zorganizowaniem i „nadrabiają” za tych innych, mniej zaangażowanych i to dzięki nim wiele inicjatyw rusza, ale nie mam serca obarczać cały czas tych samych osób kolejnymi zadaniami. Z drugiej strony nie czuję się w mocy zmuszać kogoś do udzielania się, z niewolnika nie ma pracownika. Oczywiście nie jest tak, że czuję się pokrzywdzona tym, że jestem przewodniczącą. Odbieram to jako zaszczyt i ogromną dla mnie szansę.

Masz bardzo dojrzałą postawę i odpowiedzialnie traktujesz swoje zadania, ale jesteś studentką psychologii może trochę udaje Ci się wykorzystywać pewne mechanizmy wywierania wpływu na ludzi lub kierowania nimi ? Nie kusiło Cię nigdy by czegoś takiego spróbować? Bo z tego co mówisz ludzie nie uławiają Ci pracy.

J.C: To trochę stereotyp studenta psychologii- manipulatora z rentgenem w oczach. Na studiach, które szczerze kocham, uczę sie różnych teorii i im więcej ich poznaję, utwierdzam sie w przekonaniu, że na wszystko są modele, mechanizmy, efekty itd, ale sama ich znajomość bez refleksji i przepracowania własnych doświadczeń nie prowadzi do niczego dobrego. Zamiast stosować pokrętne techniki manipulacji, stawiam na otwarte komunikowanie moich oczekiwań, wskazywanie na cel danych działań a przede wszystkim na autentyczność.

Autentyczność daje się ją odczuć w rozmowie z Tobą. Ale powracając do tematu. Twoja kadencja jest już kolejną – jesteś czwartą przewodniczącą. Czy działania Twoich poprzedniczek m.in. Olgi Kałki, Beaty Fijołek i Malwiny Skurak wpłynęły jakoś na Twoje spojrzenie na formę Zrzeszenia i zakres podejmowanych przez Ciebie projektów?

J.C: Osobiście zaznałam tylko rządów Malwiny, która wysoko postawiła poprzeczkę dla kolejnych Przewodniczących. Na początku, kiedy obejmowałam tę funkcję, zakładałam, że będę doskonalić wykonanie zadań zapoczątkowanych przez Malwinę. Hmm, czy mi się to udaje, trudno powiedzieć, bo życie okazało się tak zaskakujące, że wymaga ode mnie własnych pomysłów oraz elastyczności w reagowaniu na wyzwania rzeczywistości.

Czy w jakiś sposób wzorowałaś się na nich przejmowałaś pewne cechy, czy też starasz się podchodzić do wszystkiego z dystansem i świeżością ?

J.C: Wzoruję się na mojej poprzedniczce co do kierunku działalności Zrzeszenia, wydarzenia w większości pokrywają się z zeszłorocznymi, ale warunki, w jakich ja pracuję są inne, inne są też ułatwienia i przeciwności. Staram się też unikać niedociągnięć z poprzedniego lat. Tu pomocą są dla mnie członkowie Zrzeszenia, będący u jego powstania oraz pracownicy Zespołu ds. Studentów Niepełnosprawnych.

A teraz odłóżmy „Alter Idem” na bok i skupmy się chwilę na Tobie. Czy jest coś szczególnego w osobach niepełnosprawnych za co je podziwiasz?

J.C: Hmm, wiesz, nie, bo wiem, że to przede wszystkim normalni ludzie. Tak też staram się ich traktować i pamiętać, że to nie herosi czy „nieszczęśliwi ludzie” Populacja osób z niepełnosprawnościami to pod względem wielu cech przekrój społeczeństwa. Nie podziwiam ich automatycznie, ze względu na posiadaną niepełnosprawność, a za to, że są tacy, jak pozostali ludzie. „Inni, ale tacy sami- jak mówi nazwa naszego Zrzeszenia. Wiem, wiem, miałyśmy zmienić temat, ale ja naprawdę tak uważam.

Ale, wracając do Twojego pytania, uważam, że godne uznania i podziwu jest to, jak niektórzy radzą sobie z niepełnoprawnością i to jak organizują życie, mając na uwadze swoją sytuację.

A czy są jakieś wspólne granice dla osób pełnosprawnych i niepełnosprawnych których Twoim zdaniem nie da się przekroczyć?

J.C: Moim zdaniem to granice moralności, tego co uznawane jest za dobre i złe, tu panuje równość.

Czy uważasz środowisko akademickie dobrze przygotowane jest do przyjęcia studentów niepełnosprawnych? Nie mówimy tu tylko o naszym lubelskim, ale o przykładach z innych województw?

J.C: Jest przygotowane coraz lepiej. Zmienia się świat, pojawiają się udogodnienia techniczne, a przed wszystkim zwiększa się świadomość i zmienia się sposób postrzegania osób z niepełnosprawnościami: to potencjalny odbiorca wielu usług, w tym także edukacyjnych.

I na koniec ostatnie trochę może standardowe pytanie: Czy uważasz, że w świadomości pracowników i studentów uniwersytetu, a także świadomości Polaków zmieniło się coś w postrzeganiu osób niepełnosprawnych? I jak według Ciebie powinny być traktowane takie osoby na równi ze sprawnymi czy tez nie?

J.C: Szybkość, z jaką obecnie przekazuje się informacje, postęp nauki – to zwiększa świadomość. Ogrom pracy w tej kwestii wykonują sami zainteresowani, czyli osoby niepełnosprawne. Są widoczni wszędzie w filmach, serwisach informacyjnych, sporcie, polityce. I bardzo dobrze! Pytasz, czy powinni być traktowani na równi ze sprawnymi, odpowiem przewrotnie: nie, bo to nie ten system, żeby wszystkich traktować tak samo. Wobec innych ludzi trzeba postępować, uwzględniając ich „specyfikę” niepowtarzalność, bez względu na to, czy wynika ona z ich niepełnosprawności czy po prostu kodu genetycznego.

Monika Niklewicz

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies