BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Szymon Węgrzycki

Szymon Węgrzycki – nietypowy księgowy: aż sam się boję, czym jeszcze mogę siebie zaskoczyć

Życie bywa przewrotne. Do klasy maturalnej wszem i wobec ogłaszałem, że nigdy nie zostanę księgowym. Mama była księgową, a ja miałem dużo różnych innych pomysłów na siebie. Jednak wygrał chyba taki najbardziej przyziemny i skończyło się tak, że wylądowałem na finansach i rachunkowości. Jestem księgowym i ogólnie bardzo sobie to chwalę.

Od dziecka miałem zamiłowanie do tabelek. Jeszcze w podstawówce skonstruowałem tabelkę, do której wpisywałem swoje kieszonkowe. Miałem kilka celów, na które zbierałem: pamiętam, że był tam X Box, był ekspres do kawy (bardzo młodo zacząłem pić kawę i polubiłem). Była też kolumna, z której do dziś jestem dumny – to były oszczędności. Więc zawsze jakiś ułamek kieszonkowego lądował w oszczędnościach. Żadnego z zakładanych celów co prawda nie zrealizowałem, ale tabelka była

Jestem człowiekiem pełnym sprzeczności. Z jednej strony tabelki, liczby, itp. z drugiej – mam zamiłowania artystyczne. Zainteresowania humanistyczne uwidoczniły się we mnie w gimnazjum – nie wiem skąd się wzięły – na pewno nie od rodziców. Zaczęło się od czytania książek fantastycznych. Nawet musiałem namawiać mamę, żeby mi kupiła pierwsza książkę – niedowierzała, że ją przeczytam. Punkt kulminacyjny tego mojego czytania był w klasie maturalnej – przeczytałem ponad trzydzieści książek, oczywiście nie było w tym zestawie żadnej lektury.

Zainteresowanie filmem, literaturą, próbowałem sam też coś stworzyć – kilka opowiadań mniej lub bardziej udanych. Brałem udział w szkolnych przedstawieniach, głównie jasełkach. Nie uważam się za człowieka bardzo śmiałego, ale nie miałem problem z wyjściem na scenę. Olbrzymią rolę odgrywał w moim życiu film. Kółko filmowe w liceum i oglądanie często bardzo niszowych filmów to były najlepsze chwile tamtych czasów. Miałem nawet myśli o szkole filmowej, ale jak już mówiłem, wygrało coś bardziej przyziemnego.

Muzyki słucham fazami. Często są to wykonawcy ze sobą nie związani. Lubię różne gatunki. Był okres, że słuchałem rocka. Potem etap Boba Marleya, Dire Straits, Dżemu, Lao Che. Teraz lubię wracać do tych etapów, które przeszedłem w przeszłości. Ostatnio piosenką, do której bardzo często wracam to – nomen omen – “Lubię wracać tam, gdzie byłem”.

Gry grają w moim życiu dużą rolę. Od bardzo klasycznych jak szachy po przeróżne planszówki. Moim konikiem jest poker. Jedna z tych klasycznych gier. Niesłusznie kojarzy się z głównie z hazardem. Dla mnie to analiza. Lubię grać na żywo. Próbować odkryć, co ktoś myśli, jak zareaguje, śledzić interakcje. Wielka frajda, kiedy się odczyta tę twarz pokerzysty. Można grać w pokera licząc, ja na co dzień liczę w pracy, więc gdy gram, skupiam się na intuicji, zazwyczaj nie liczę prawdopodobieństw itp. Okazuje się, że decyzje intuicyjne czasem są zupełnie inne niż te, które podjęlibyśmy bazując na wyliczeniach.

Szymon Węgrzycki pozuje przy stole pokerowym ze stosem żetonów i z pucharem.

Brzdąkam sobie na pianinie. Kiedyś jeszcze w czasach liceum – tego czasu ekspansji moich pasji, grałem na harmonijce ustnej, ale to było takie nieugruntowane i szybko się skończyło. Nie znałem nut itp. Kiedy w tym roku przyszła jesień, żeby zapobiec jesiennej chandrze, postanowiłem znaleźć sobie jakieś zajęcie. Pomyślałem, że zawsze w jakimś towarzystwie, gdy ktoś gra na jakimś instrumencie, to mam takie odczucie “uuu jak fajnie, jak ja bym chciał umieć na czymś grać”. I dotarło do mnie, że nigdy nic z tym nie zrobiłem, przecież to nie jest jakaś wiedza tajemna, można się tego nauczyć. Wiadomo, nie od razu, ale można. No i zacząłem. Ćwiczę regularnie – codziennie  15-30 minut, czasem godzinę. Stwierdziłem, że trzeba się za to wziąć na poważnie, znalazłem małą prywatną szkółkę muzyczną i raz w tygodniu gram pod okiem nauczyciela. Nie byłem pewny, czy to dobry sposób na jesienną chandrę, gdy się okazało, że wszyscy są ode mnie młodsi, łącznie z nauczycielem  Na szczęście odnalazłem się w tym doskonale.

Najwięcej sił wkładam teraz w naukę kolęd – opanowałem kilka polskich, teraz pracuję nad angielską “Jingle bells”. Idzie mi łatwiej niż się spodziewałem. Wcześniej totalną abstrakcją było dla mnie granie dwoma rękami. Kiedy zacząłem przygodę z pianinem okazało się, że problem jest jeszcze bardziej złożony, ponieważ odkryłem, że do gry nie mam jedynie dwóch rąk, ale aż dziesięć palców, z których często każdy musi robić coś innego. Na szczęście dzięki regularnym ćwiczeniom udaje się to opanować szybciej, niż by się zdawało.

Mam umysł analityczny, gdy mnie coś trapi, lubię o tym porozmawiać z różnymi ludźmi i potem poskładać te ich stanowiska w jedną całość. Jestem typem człowieka, który długo rozważa coś w głowie, ale jak już podejmę decyzję, to działam błyskawicznie.

Czerpię radość nie tylko z moich pasji, ale też z życia zawodowego. Pewnie dla niektórych dziwnym może wydawać się nazywanie zawodu księgowego pasją. To wbrew pozorom ciekawe zajęcie. Nie jestem jednak tylko księgowym. Prowadzę swoją firmę i wraz z jej rozwojem zaczynam dostrzegać, jak bardzo różnią się kompetencje, które potrzebne są do bycia księgowym od tych, które potrzebne są do prowadzenia własnej firmy, w tym wypadku biura rachunkowego. Postrzegam siebie bardziej jako przedsiębiorcę niż księgowego. Można powiedzieć, że moją pasją jest bycie przedsiębiorcą.

Szymon Węgrzycki fotografia typu selfie z ręki na tle łąki podczas zachodu słońca.

Czy jeszcze jakieś pasje we mnie kiełkują? Chwilowo nie, bo ciągle pianino jest w tej fazie wzrostu. Ale potem, sam się boję, czym jeszcze mogę siebie zaskoczyć.

Ciężko jest mi usiedzieć w miejscu. Lubię ten efekt „WOW”, kiedy robię coś nowego. Czy to w życiu prywatnym, czy zawodowym. Później jednak zawsze przychodzi moment stabilizacji, którego prędzej czy później nie mogę wytrzymać. Musi wciąż się coś dziać. Lubię być w rozwoju.

Może dołączę sobie niebawem kolejny instrument, na przykład gitarę? a może to będzie coś z innej beczki. Czas pokaże.

Ale żeby nie było: zdarzają się momenty, gdy moją pasją jest leżenie na kanapie i patrzenie w sufit. I na to też sobie pozwalam.

Rozmawiała: Anna Bieganowska-Skóra

Zdjęcia: archiwum prywatne Szymona Węgrzyckiego

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies