W tym roku doświadczyłem rekordową liczbę pobytów w szpitalu. Licząc z pobytami jednodniowymi to już pięć! Jak możecie się domyślać – o wiele za dużo jak na jednego człowieka. Ale cóż zrobić, skoro drzemiąca do tej pory we mnie choroba dała kilkukrotnie o sobie znać w ciągu ostatniego roku.
W jakiś sposób moje doświadczenie ma jednak wymiar uniwersalny, a moje obserwacje pokrywają się z doświadczeniami innych. Chciałbym omówić kilka rzeczy dotyczącej służby zdrowia. Może moje doświadczenie w jakiś sposób komuś się przyda…
Celem artykułu nie jest krytyka konkretnych lekarzy czy placówek medycznych, tylko systemu opieki zdrowotnej jako całości.
Po pierwsze …lekarze
By nie generalizować. Nie lekarze są źli sami w sobie, wielu z nich na pewno jest wspaniałymi ludźmi. Tylko praktycznie cały system zdrowia finansowany przez NFZ, który w żaden sposób nie promuje szacunku lekarza do pacjenta. Prywatnie lekarz jest jak do rany przyłóż, ale jak przyjdę na NFZ to nieraz spotykam się z podstawą “Czego Pan chce?”.
Inna rzecz to zasięganie opinii innych lekarzy. To oczywiste, że pacjent sam w sobie nie ma kompetencji by sam siebie zdiagnozować, więc musi polegać na opinii specjalistów, mających za sobą ukończone 6 lat medycyny i najlepiej jeszcze parę lat specjalizacji. Ale na bogów olimpijskich, lekarz jest człowiekiem, więc może popełnić błąd, coś przeoczyć, choćby z przepracowania – bo lekarzy niektórych specjalności jest mało, więc są zawaleni pracą. I co? I nic. Lekarze mają skłonności do dziwnej solidarności kastowej – że większość z nich nie odważy się samodzielnie myśleć i podważyć opinii kolegi lub koleżanki po fachu. Zawsze powiedzą “Doktor X jest wyśmienitym specjalistą…”. Dlatego czasem jeżeli jest możliwość warto pójść z tą samą sprawą do dwóch lekarzy – nie informując o diagnozie poprzedniego – wtedy mamy wielokrotnie większe szanse, by usłyszeć dwie niezależne opinie. Gorzej jeżeli ma tak jak ja kilka lat badania wykonane przez jednego, uważanego za wybitnego w skali kraju specjalistę. Wtedy nawet wyprawa na drugi koniec Polski nie przyniesie nic, poza “Doktor X to wspaniały specjalista w zakresie Pańskiej choroby…”.
Inny problem jaki doświadczyłem to zmiana lekarza. Żaden z nich się nie palił do przejęcia mnie pod opiekę, po lekarzu, który był ich przełożonym. A miałem ograniczone możliwości bo w województwie tylko jeden ośrodek zajmował się moją przypadłością…przynajmniej jeżeli chodzi o programy lecznicze. A chciałem je zmienić, bo jego dostępność była fatalna – parę razy w roku, przez kilka tygodni nie było się jak dostać. Poza tym, nikt nie chce usłyszeć pytania od lekarza, który Cię prowadzi od kilku dobrych lat – “jaki lek właściwie Pan przyjmuje?” Zwłaszcza, że to on podpisuje zlecenia na podanie tego leku. No i moje relacje z nim popsuł fakt, że ośmieliłem się zasięgnąć innej opinii (bo chciałem zmienić lek na inny) – więc skończyło się na tym, że w końcu przekazał mnie komuś innemu. No żeby lekarz, który ma w sobie coś z naukowca, obrażał się bo ktoś sprawdza, czy nie popełnił błędu? Powinien być ponad to. To tak w skrócie – historia jest o wiele bardziej skomplikowana – i na pewno część winy leży po mojej stronie – no i z faktu, że jednak nie lubię się wgłębiać w medyczne sprawy, zwłaszcza dotyczącej własnej choroby. Robi mi się od tego niedobrze. A szkoda, bo mogłem uniknąć, długotrwałych konsekwencji zapalenia nerwu wzrokowego, jakich nabawiłem się rok temu (wtedy właśnie nie było lekarza, który się mną “opiekował” – przez dwa miesiące!).
Żeby nie było, spotkałem się też z dobrymi lekarzami troszczącymi się o pacjenta. Jedna okulistka, która załatwiła mi szybkie badania na SOR na Chmielnej – i to w ciągu 2 godzin, co jest wręcz błyskawicznie jak na służbę zdrowia. Czy ostatni przypadek, kiedy niedawno na początku sierpnia wyszły mi fatalne wyniki krwi – niski poziom hemoglobiny i żelaza – przypadkowo spotkana na wizycie lekarka rodzinna, załatwiła mi przyjęcie do szpitala tego samego dnia w ciągu 3 godzin (licząc z dojazdem do domu i z powrotem). A jaki wyraz twarzy miała przy tym.. każdy pacjent chciałby zobaczyć taki wyraz troski u swojego lekarza!
Cały jednak problem leży w organizacji systemu opieki zdrowotnej, który wymaga reformy. Co z tego z skoro wszystkie rządy kolejno traktują resort zdrowia jak zgniłe jajo, i podrzucają tam kolejnych ministrów po to by trochę zarobili na ciepłej posadce, a potem ich wymieniają? Taka przynajmniej jest moja opinia.
Po drugie… Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR)
SORy to jedna wielka kumulacja wypaczeń, źle działającego systemu służby zdrowia. Choćby czas oczekiwania. Między bajki można włożyć informację na tablicach ogłoszeń, że najmniej pilne przypadki załatwiają w 4 godziny. Mnożnik razy trzy jest o wiele bliższy prawdy. A jeżeli traficie na fatalnego lekarza, to macie przechlapane.
Na jesieni, kiedy miałem problem ze wzrokiem (zapalenie nerwu wzrokowego) to:
czekałem na samo pierwsze badanie 4 godziny
oprócz soli fizjologicznej, nic nie dostałem jeść w ciągu 13 godzin (uratował mnie tata, przywożąc pizzę, której parę kawałków zjadłem w kącie – bo oczywiście procedury nie pozwalają opuszczać terenu SORu)
fatalny lekarz po dwóch badaniach w 8 godzinie powiedział, że nic nie zrobią i że mam iść do domu – a dał mi wypis po kolejnych 5 godzinach i jeszcze mnie zbeształ, że niby ja taki nieogarnięty – tak, ciekawe co można powiedzieć o lekarzu, który nie potrafi powiązać trzech rzeczy: nazwy choroby, programu leczniczego i nazwiska osoby lekarza prowadzącego – mimo, że powtórzyłem mu trzy razy! Rozumiem, że na SORze lekarze latają, jak szaleni od przypadku do przypadku, ale takie rzeczy jak wypis – powinni lepiej zorganizować – z personelem pomocniczym.
Po paru takich doświadczeniach można nabawić się nerwicy, mizantropii i wielkiej niechęci do “kasty lekarskiej”, albo co gorsza zapragnąć przeprowadzić rewolucję francuską, gdzie w roli szlachty wystąpiliby lekarze.
NIE RÓBCIE JEDNAK TEGO!!! Mówię tylko o odczuciach.
Po trzecie… szpitale
[ O rany. ]
Przychodzi pacjent na zaplanowaną wizytę – pielęgniarka przyjmująca go pyta:
– Piżamę na zmianę ma?
– Tak
– Kapcie ma?
– Tak
– Sztućce i talerz ma?
– Tak.
– Papier toaletowy i ręczniki ma?
– Tak
– A kto to tam w kącie stoi w białym kitlu?
– A przywiozłem też swojego lekarza na wypadek, gdybyście nie mieli… – odpowiada pacjent
I tak jak w powyższym dowcipie. Własne sztućce, kubek i papier toaletowy to podstawa niemal w każdym szpitalu. Najlepiej też przynieść własny talerz i ….
Pacjent do lekarza:
– Strasznie niedobre to lekarstwo…
– To nie lekarstwo, to obiad…
…własne jedzenie. O ile obiady to jeszcze nie ma tragedii, choć w większości przypadków nic specjalnego to śniadania i kolacje są pożywniejsze w więzieniu niż szpitalu. Podobno
Prawdziwa historia przez życie pisana.
A jak z personelem? O lekarzach napisałem sporo. A co z pielęgniarkami i osobami obsługującymi aparaturę diagnostyczną?
Cóż zauważyłem pewną prawidłowość. Albo lekarze są nieprzyjemni, za to pielęgniarki i inny personel miłe i sympatyczne, albo na odwrót. Nie trafiłem jeszcze na szpital w którym cały personel wydawał się dobry w obsłudze klienta – pacjenta.
Dobre co mogę powiedzieć, to jest to, że coraz więcej szpitali jest dostosowanych do potrzeb pacjentów z niepełnosprawnością i powinno to się poprawiać w najbliższych latach, m.in. za sprawą programu Dostępność+, w którym wnioski o dofinansowanie na poprawę dostępności architektonicznej i informacyjnej, będą rozpatrywane w pierwszej kolejności.
W coraz większej liczbie szpitali są podjazdy, windy, oznaczenia schodów, toalety z dostosowaniem dla osób z niepełnosprawnością.
Gorzej z tego co wiem z dostępnością do tłumaczy języka migowego, co jest sprawą bardzo pilną, ponieważ kluczem do wyleczenia pacjenta jest trafna diagnoza, która jest wynikiem skutecznej komunikacji.
Po czwarte…kończmy to biadolenie
Cóż, pacjent świadomy swoich praw i zorientowany w lokalnym działaniu służby zdrowia, to pacjent uzbrojony w wiedzę niczym oręż do walki o swoje zdrowie. Oczywiście najlepiej prowadzić zdrowy tryb życia i unikać szpitali (Pamiętacie tą piosenkę “Daleko od noszy, od noszy najdalej! Z daleka omijaj szpitale”?)
Warto znaleźć lekarza z empatią i z powołania. Po prostu należy na to poświęcić swój czas. Dla naszego dobra. Taki lekarz zrobi wszystko by pacjent otrzymał swoją pomoc nawet wbrew fatalnemu systemowi służby zdrowia. I wierzcie mi, to nie pieniądze tylko reforma i uporządkowanie tego systemu przyniesie największe korzyści nam wszystkim.
Szczególnie ważne jest to dla pacjentów z chorobą przewlekłą i z niepełnosprawnością.
Łukasz Lewicki