Wywiad z Dorotą Krać – prezes Lubelskiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych
Od kiedy Pani nie widzi?
– Jestem osobą niewidomą od urodzenia.
Dlaczego? Jak to się stało?
– Nie do końca wiadomo. Czasem bardzo trudno określić dokładną przyczynę braku wzroku, ponieważ na efekt końcowy składa się wiele czynników, które występują jednocześnie. Ogólnie rzecz biorąc, wśród niewidomych można wyodrębnić dwie główne grupy: niewidomych od urodzenia i osoby ociemniałe. Osoby ociemniałe możemy dalej podzielić na takie, które straciły wzrok w dzieciństwie oraz te, które straciły wzrok w życiu dorosłym. W pracy zwracam na to baczną uwagę. Dzięki temu mogę lepiej zrozumieć innych niewidomych i mądrze im doradzać. Różnica między niewidomymi od urodzenia i ociemniałymi jest dość znaczna. Jako przykład podam taką prostą kwestię. Osoba niewidoma od urodzenia, tak jak ja, nigdy nie widziała kolorów. Są one dla niej tylko teorią, chociaż niektórzy niewidomi od urodzenia świetnie operują ich nazwami, bo nauczyli się na pamięć, jakie kolory pasują do siebie. Natomiast osoba, która w przeszłości widziała, zwykle pamięta kolory i mają one dla niej duże znaczenie.
Warto dodać, że im później straci się wzrok, tym większą jest to traumą. Polski Związek Niewidomych opracował niedawno obszerny raport poświęcony sytuacji osób tracących wzrok w dorosłości. Niestety tacy ludzie bardzo często muszą radzić sobie z tym problemem na własną rękę i nie mają wystarczającego wsparcia. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że niewidomym od urodzenia żyje się łatwiej niż ociemniałym, bo nie stają przed koniecznością zupełnego przewartościowania całego życia. Jeśli chodzi o mnie, oczywiście chciałabym odzyskać wzrok. Mogłabym wtedy zrobić mnóstwo zwyczajnych rzeczy, o których dzisiaj mogę tylko marzyć. W pierwszej kolejności uzyskałabym prawo jazdy. Z drugiej jednak strony, nie narzekam, bo od zawsze podchodzę do życia bezwzrokowo i nie mam poczucia straty.
Część niewidomych to osoby, które w pewnym momencie życia przestały widzieć. To osoby, które w swojej pamięci mają to jak wygląda świat. Zastanawiam się, jak Pani sobie wyobraża morze czy niebo?
– Wyobrażam sobie otoczenie korzystając ze wszystkich zmysłów i wiedzy o świecie. Nie jestem zupełnie niewidoma, ponieważ widzę światło i cienie. Nie każdy niewidomy ma tyle szczęścia. Zdecydowanie częściej nie widzi się zupełnie nic, nawet światła. Dzięki temu mogę sobie dość dobrze wyobrazić chociażby słońce. Wiem, jak świeci i wiem, że jest ciepłe. Gdybym nie widziała zupełnie nic, mogłabym sobie wyobrazić ciepło słońca, ale światło byłoby dla mnie jedynie teorią. Kolorów sobie nie wyobrażam. Wiem, że niebo jest błękitne, ale nic mi to nie mówi. Bez problemu jednak wyobrażam sobie fakturę lub zapach. Jeśli chcę wyobrazić sobie kwitnący krzew bzu, wyobrażam sobie jego kwiaty zwisające z gałęzi wśród liści. Kwiaty bzu rosną w podłużnych, dosyć ciężkich kiściach. W dotyku są delikatne i wydają się chłodne. Jako ciekawostkę dodam, że Każdy kolor bzu pachnie nieco inaczej niż pozostałe. Tak samo jest z wieloma innymi rodzajami kwiatów.
Gdy chcę wyobrazić sobie jakieś specjały kulinarne, do akcji wkraczają wrażenia węchowe i smakowe. Łatwo przewidzieć smak potrawy znając jej składniki.
Wyobrażenie sobie morza też jest prostą sprawą. Bywałam nad kilkoma morzami, więc przywołuję w pamięci tamten czas i towarzyszące mu odczucia. Istotną rolę odgrywa szum morza, który zmienia się wraz z pogodą. Ogólnie rzecz ujmując, mam bujną wyobraźnię i korzystam z niej z przyjemnością.
A czy wyobraża sobie Pani daną rzecz, na podstawie tego jak ktoś ją opisuje?
– Oczywiście! Tak postępuję ze wszystkim, czego jeszcze nie doświadczyłam lub nie poznałam. Gdy ktoś opowiada, wyobrażam sobie opisywaną rzecz, czy przedstawioną scenę. Im bardziej szczegółowy jest opis, tym więcej sobie wyobrażam. Byłam już wielokrotnie pytana o moją wyobraźnię i wydaje mi się, że widzący chcieliby ode mnie usłyszeć coś spektakularnego. Muszę ich jednak nieco rozczarować. Wyobraźnia niewidomych niewiele różni się od wyobraźni widzących. Wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi. Niewidomi też wyobrażają sobie światy przedstawione w książkach, czy opisywane fotografie. Jest w tym tylko mniej kolorów, a więcej faktur lub dźwięków.
Czy jest jakaś rzecz bądź przedmiot, które trudno jest Pani sobie wyobrazić?
– Zawsze trudno mi było wyobrazić sobie wszystko to, czego nie da się dotknąć. Dobrym przykładem będą chmury i tęcza. Kiedy byłam mała, wyobrażałam sobie, że jeśli odpowiednio wysoko podskoczę, uda mi się złapać obłok albo dosiąść go jak rumaka, polatać na nim i przy okazji dobrze go obejrzeć. Później myślałam, że chmury deszczowe są gęste i mokre, a obłoki przypominają konsystencją watę cukrową. Śmiałe porównania czerpałam z książek, które, jak wiadomo, niezwykle rozwijają wyobraźnię. Dzieci lubią rysować to co sobie wyobrażają. Ja wolałam to wszystko lepić z mas plastycznych. Potem pytałam widzących czy moje wyobrażenia odpowiadają rzeczywistości.
wracając do obłoków, z czasem dowiedziałem się, że powstają z pary wodnej. Stąd wniosek, że pewnie są dosyć miękkie, chłodne i przybierają kształty jakie nadaje im wiatr. Tak rzeczywiście jest. Moje wyobrażenia jednej rzeczy lub zjawiska zmieniały się z czasem pod wpływem zdobywanej wiedzy, tak jak u każdego dziecka. Z tym, że u dzieci widzących jest to zawsze związane z kolorami. Tęczy nie umiem sobie dokładnie wyobrazić do dziś. Wiem, że nie znając kolorów nie można w pełni zachwycić się jej pięknem.
Trudno mi też wyobrazić sobie niektóre owady, na przykład szerszenia. Z wiadomych względów lepiej go nie dotykać. Z kolei wydawany przez niego dźwięk brzmi tak, jakby ten owad wszystkim wygrażał i był wiecznie zły. Z powodu tego dźwięku, szerszeń wyrósł w mojej dziecięcej wyobraźni do potwornych rozmiarów. Byłam niemal przekonana, że osiąga do 50 cm długości, ma wielkie włochate skrzydła i żądło grubości i długości wykałaczki. Cóż, wyobraźnia spłatała mi figla. Na szczęście szybko dowiedziałam się prawdy i szerszeń przestał być aż tak groźnym przeciwnikiem.
Sporym wyzwaniem są też obiekty zbyt duże, żeby dało się obejrzeć je dotykiem, takie jak katedra, łańcuch górski lub widnokrąg. W „oswajaniu” dużych obiektów pomocne są trójwymiarowe makiety. Podsumowując, dużym wyzwaniem dla wyobraźni przy dysfunkcji wzroku są przedmioty bądź zjawiska, których nie da się dokładnie obejrzeć dotykiem.
Jaka jest największa trudność w ciągu dnia?
– Ogromnym wyzwaniem na co dzień jest dla mnie niestety komunikacja z pełnosprawnymi. Zdarza się, że pełnosprawni pytają o kwestie tak oczywiste, że nie powinny nikogo dziwić. Kiedy wybierałam się na studia, chwaliłam się jak to każdy maturzysta, co i gdzie chcę studiować. Moi pełnosprawni rówieśnicy też snuli plany na przyszłość. Im odpowiadano: „to super”, „świetnie”, „bardzo dobry wybór”. Mnie pytano z powątpiewaniem: „a poradzisz sobie?”.
Kontakt z pełnosprawnymi jest dość trudny, bo niezbyt wierzą oni w możliwości niewidomych. Zauważyłam dwa podejścia do tematu. Pierwsze: absolutnie nic im się nie uda, bo przecież nie widzą. Drugie: To bohaterzy, którzy pomimo niepełnosprawności potrafią przenosić góry i poradzą sobie ze wszystkim. Obie te postawy są skrajne i niebezpieczne. Skutkiem pierwszej jest nadopiekuńczość, bo skoro przyjmujemy, że niewidomy nie da sobie rady w życiu, zaczynamy go we wszystkim wyręczać. Druga skrajność sprawi, że zaczniemy wymagać od niego rzeczy, których bez wzroku naprawdę nie da się zrobić.
Brakuje środka?
– Tak, brakuje środka I to jest istotny problem. Niepełnosprawny to zwykły człowiek, nie dodatkowe obciążenie, ale też nie super bohater. Niepełnosprawność sprawia, że pewnych rzeczy po prostu nie zrobi, za to zrobi całe mnóstwo innych, równie wartościowych. Najważniejsza sprawa to nie bać się wejść z nim w dialog. Wystarczy być dla człowieka człowiekiem.
Mówi Pani o dwóch skrajnych postawach: albo traktujemy osobę niepełnosprawną jak super bohatera albo jak kogoś, kto nic nie osiągnie, a brakuje tego złotego środka. Od czego to zależy?
– Moim zdaniem, kształtowanie odpowiednich postaw zależy od właściwej edukacji. Żeby poprawić obecną sytuację, trzeba włączyć tematy związane z niepełnosprawnościami w nauczanie dzieci i młodzieży. Oprócz tego, należy w miarę możliwości integrować pełnosprawne dzieci i młodzież z niepełnosprawnymi, np. niewidomymi rówieśnikami. Póki co, mamy niestety dwa różne światy – świat tzw. „zdrowych” i niepełnosprawnych. Integrowanie najlepiej zacząć już od nauczania początkowego, ucząc w szkołach ogólnodostępnych więcej dzieci niepełnosprawnych niż do tej pory. Co więcej, wielu sprawnych uczniów może z czasem zaciekawić, jak to jest inaczej pojmować świat niż oni. Wejdą w dialog z niepełnosprawnymi koleżankami i kolegami, a potem kto wie, może niektórzy z nich zechcą pracować zawodowo z niepełnosprawnymi? Jeżeli obie strony będą umiały wyjść z inicjatywą i lepiej zrozumieją się nawzajem, otrzymamy jeden wspólny świat, bo wszyscy będą w niego włączeni. Przy okazji uda się zwalczyć wiele stereotypów, które działają na niekorzyść niepełnosprawnych. Z tym, że to dość trudna sztuka, ponieważ trzeba mieć cierpliwość, czas i dobrą podstawę programową.
Z odpowiednim edukowaniem dzieci wiążę największe nadzieje. Oczywiście warto promować pozytywny wizerunek niepełnosprawnych także wśród dorosłych, ale dorosłym trudniej zmienić stare przyzwyczajenia niż dzieciom nauczyć się od początku dobrych postaw.
Kluczem do sukcesu jest więc odpowiednia edukacja, którą trzeba wdrożyć jak najwcześniej. Uczyć na czym polegają główne niepełnosprawności i jak nie bać się nieznanego. Pokazywać niepełnosprawnym i pełnosprawnym dzieciom, że mogą wiele się od siebie nawzajem nauczyć i dużo sobie pomóc. Niepełnosprawnemu czasem potrzeba pomocy, ale on także może pomóc pełnosprawnemu. Ja na przykład zawsze wyjaśniałam swojej klasie formuły do programu MS Excel i pomagałam je wpisywać. Jeżeli niepełnosprawność przestanie być tematem tabu w domu i w szkole, młodzi dorośli zaczną chętniej zatrudniać niepełnosprawnych, chętniej się z nimi zaprzyjaźnią i zmniejszą się różnice, z którymi teraz się zmagamy. Oczywiście mówię tu o sytuacji idealnej po wielu latach pracy. Na razie długa droga przed nami.
Jak wygląda zapamiętywanie trasy przez osoby niewidome? Czy jest to zapamiętywanie liczby kroków? W którym momencie trzeba skręcić?
– Widzącym bezwzrokowe zapamiętywanie tras kojarzy się zwykle z liczeniem kroków lub schodów. Natomiast niewidomi używają tej metody najrzadziej, bo jest niewygodna i zawodna. Wybieranie ulubionych sposobów zależy od tego czy niewidomy jest kinestetykiem, wzrokowcem czy słuchowcem. Nie żartuję! Naprawdę istnieją niewidomi wzrokowcy. Ja jestem kinestetykiem, więc muszę przejść na własnych nogach całą trasę, żeby ułożyć sobie w głowie jej plan. Z kolei niewidomy wzrokowiec woli wypukły plan trasy albo makietę. Są też tzw. Typy mieszane, czyli osoby, które korzystają z obu tych metod z równym upodobaniem. Na rynku dostępne są różne urządzenia i aplikacje, które ułatwiają orientację w przestrzeni, takie jak nawigacje, czy piloty służące do odczytywania numeru nadjeżdżającego autobusu.
Warto także wyznaczyć sobie na trasie punkty odniesienia. Są to nie tylko wysokie budynki, znaki drogowe lub inne dobrze widoczne obiekty. Osoby niewidome biorą też pod uwagę kostkę brukową o innej fakturze, czy zapach pieczywa z mijanej piekarni.
Do orientacji w przestrzeni można wykorzystać echolokację. Słyną z niej nietoperze, ale natura wyposażyła w nią też człowieka. Z tym że my praktycznie jej nie wykorzystujemy, sugerując się przede wszystkim wzrokiem. Tym czasem niewidomi analizują jak dźwięki odbijają się od mijanych przedmiotów i wiedzą w którą stronę iść.
Może niech Pani opowie trochę o sobie, o swoich zainteresowaniach i pasjach.
– Jedną z nadrzędnych wartości w życiu jest dla mnie wiedza. Dogłębna, specjalistyczna wiedza może otworzyć osobie niepełnosprawnej niejedne drzwi. Dlatego cały czas ją zdobywam. Zawsze walczyły o mnie trzy największe pasje: Języki obce, informatyka i muzyka. W dzieciństwie chciałam związać przyszłość z muzyką. Ukończyłam szkołę muzyczną im. Tadeusza Szeligowskiego w Lublinie w klasie fortepianu. W międzyczasie uczyłam się grać na gitarze i zdobywałam nagrody w ogólnopolskich konkursach wokalnych.
Analizując szanse osoby niewidomej na rynku pracy zrozumiałam, że muzyka nie da mi pewnego zatrudnienia. Zwróciłam się więc w stronę języków obcych. Jestem absolwentką filologii angielskiej i translacji konferencyjnej na UMCSie. Jestem nauczycielem i tłumaczem. Na chwilę obecną znam trzy języki obce: angielski, francuski i rosyjski. Z czasem na pewno będzie ich więcej.
Trzecią pasją jest informatyka. Ostatnio łączę ją z wykonywaniem tłumaczeń. Mianowicie od trzech lat zajmuję się tłumaczeniem na język polski czytnika ekranu NVDA. Czytniki ekranu to inaczej programy udźwiękawiające. Przy ich pomocy osoby niewidome mogą w pełni korzystać z komputera lub urządzeń mobilnych. NVDA jest jedyną na świecie konkurencją dla bardzo drogiego oprogramowania komercyjnego. Dzięki ludziom takim jak ja, niewidomi na całym świecie mogą bezpłatnie udźwiękowić swoje komputery.
Zdobyte umiejętności zaczęłam zaraz inwestować w pomoc innym niewidomym. Jestem prezesem okręgu lubelskiego Polskiego Związku Niewidomych. Istotą tej funkcji jest reprezentacja Związku na zewnątrz, w tym kontakt ze wszelkimi organizacjami, władzami i instytucjami, których działania mają wpływ na jakość życia niewidomych z terenu województwa lubelskiego. Oprócz tego, uczę języka angielskiego w ramach projektu „Horyzonty Rehabilitacji Osób Niewidomych i Tracących Wzrok” realizowanego przez mój okręg. W kwietniu rozpocznie się kolejna edycja tego projektu. Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych.
Jaką drogę Pani przebyła do tego momentu, kiedy jest Pani prezes PZN, od czego to się zaczęło?
– O przebytej drodze opowiadam przez całe nasze spotkanie. Jeśli chodzi o samo stanowisko Prezesa Okręgu, zaczęło się od wyborów. Zgłosiłam swoją kandydaturę i zostałam wybrana. Potrzebna była osoba młoda, wykształcona, zaznajomiona z nowoczesną technologią, a co najważniejsze, pełna energii do działania w dzisiejszej trudnej rzeczywistości. Kilka miesięcy po wyborach nadeszła pierwsza fala pandemii. Wprowadziłam i nadzorowałam pracę zdalną a potem hybrydową. Do konfigurowania różnych aplikacji usprawniających pracę zdalną niezbędna jest moja znajomość angielskiego. Może zabrzmi to trochę nieskromnie, ale okazałam się odpowiednią osobą na wymagające czasy.
Jak działa Polski Związek Niewidomych i jaki jest cel organizacji?
Nasz główny cel to wszechstronna pomoc osobom z dysfunkcją wzroku. Dążymy do tego by mogły one brać czynny udział w życiu społecznym i czuły się wartościowe. Wspieramy też ich rodziny i najbliższe otoczenie. Podstawowym działaniem Polskiego Związku Niewidomych jest rehabilitacja podstawowa, zawodowa i społeczna osób niewidomych i słabowidzących. Teraz kilka słów o największych projektach realizowanych w Okręgu Lubelskim. W ramach projektu „Pomocne dłonie” świadczymy usługi asystenckie. Asystenci pomagają osobom z dysfunkcją wzroku w przemieszczaniu się, załatwianiu spraw w urzędach czy korzystaniu z kultury. Projekt „Horyzonty rehabilitacji Osób Niewidomych i Tracących Wzrok” zapewnia różnorodne formy rehabilitacji, w tym: naukę orientacji przestrzennej, czynności dnia codziennego metodami bezwzrokowymi, usprawnianie widzenia, poradnictwo psychologiczne, czy korzystanie z nowoczesnego sprzętu i technologii zwiększających samodzielność. Rozpoczęliśmy też nabór do projektu, w ramach którego można zdobyć nowy zawód lub kompetencję, a także wytyczyć ścieżkę kariery z doradcą zawodowym.
Oczywiście w sytuacjach nie objętych żadnym projektem również zawsze pomagamy.
Czyli osoba niewidoma, która zgłosi zapotrzebowanie na jakąś umiejętność nie objętą projektem także otrzyma wsparcie?
– Oczywiście, pomożemy jej niezależnie od działalności projektowej. Taka sytuacja zdarza się często, zwłaszcza gdy chodzi o pomoc dzieciom i niepełnoletniej młodzieży. Beneficjenci większości projektów są pełnoletni, ponieważ powinni być bardziej świadomi wszelkiej wymaganej odpowiedzialności. PZN jest wykonawcą projektów zlecanych przez różne zewnętrzne instytucje i zwykle, niezależnie od naszej opinii, zakłada się z góry, że pomoc otrzymają dorośli. Chciałabym, żeby w przyszłości więcej projektów było konstruowanych z myślą o niepełnoletnich, bo przy rehabilitacji również liczy się czas. Jeśli skutecznie pomożemy dziecku, nie będzie trzeba w tak dużym stopniu pomagać dorosłemu.
Jakie są plany PZN na najbliższy czas?
– Skupiamy się przede wszystkim na tym jak skutecznie pomagać niewidomym i słabowidzącym w trakcie pandemii. Staramy się wdrożyć jak najlepsze rozwiązania, żeby wszystkie nasze zadania mogły zostać wykonane. Planujemy działać skutecznie i bezpiecznie. Przez cały czas jesteśmy też otwarci na nowe projekty i nową współpracę.
Jak osoby niewidome mogą się realizować, swoje hobby, pasje, od czego zacząć, jak my możemy wspierać lub jak tego nie robić? Jak je motywować, zachęcić?
– Na pewno zachęcać do działania, pomagać, pokazywać, opisywać, ale nie wyręczać. Dawać wędkę zamiast ryby i traktować z takim samym zainteresowaniem, jak ich pełnosprawnych rówieśników. Jeżeli nie ma się pewności, czy nasze motywowanie zmierza w dobrym kierunku, warto poradzić się specjalistów. Przede wszystkim jednak, pokażmy, że wierzymy w ich możliwości i nie podcinajmy skrzydeł.
Wywiad przeprowadziła – Sylwia Niedźwiecka