Marta Świć mieszka w Suchowoli koło Radzynia Podlaskiego. Jest osobą niepełnosprawną ruchowo.
Jak twierdzi, urodziła się z długopisem w ręku i wierszami w głowie. Lubi Lublin, ludzi i wszystko, co zowie się życiem kulturalnym. Choć nie może z niego w pełni korzystać. Stara się poznać świat na nowo, sobie i innym wciąż pokazuje, że warto marzyć, że trzeba walczyć o każdy krok. Pisze od zawsze, ale musiała dojrzeć do tego, by pokazać swoje wiersze szerszemu gronu. Nieliczne utwory publikowała w Internecie oraz jako „pokłosie literackie” w konkursach literackich stowarzyszeń związanych z niepełnosprawnością. Dwukrotnie wyróżniona w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Promień Nadziei”. „Niemotylica Będzie Latać to pierwszy tomik wierszy autorki.
Tomik można kupić na stronie Księgarni Wydawniczej Radwan.
Wsi spokojna, wsi wesoła,
czyli życie osoby niepełnosprawnej na wsi
Jan Kochanowski
Nazywam się Marta Świć, mieszkam na wsi w województwie lubelskim. Jedni pomyślą, że mi dobrze, bo mam spokój i ciszę, inni, że źle, bo omija mnie wiele ważnych rzeczy. I wszyscy, cokolwiek sądzą, mają rację.
Często czytam artykuły o osobach, którzy mimo wielu przeszkód, choroby osiągają wielkie cele. Wspólnym mianownikiem okazują się być fundacje i różne organizacje wspierające, a efektem tej współpracy bywa magiczna wyprawa, wydana książka, czy bardzo drogi sprzęt rehabilitacyjny.
Wiem o ich istnieniu, ale już nie jestem w żadnej z nich (kiedyś będąc na wózku uczyłam się żyć dzięki lubelskiemu oddziałowi FAR), co nie znaczy, że przestałam marzyć i żyć aktywnie. Może nie tak, jak mieszkańcy miast, ale jednak aktywnie.
Tu nie ma przystosowanego autobusu, kina, przychodni rehabilitacyjnej i tego wszystkiego, co sprawia, że można powiedzieć: „mimo niepełnosprawności żyję normalnie”. Jest za to ogromna sąsiedzka życzliwość, akceptacja, poczucie bezpieczeństwa i uczucie, że nie jest się anonimową osobą, której nikt nie mówi ” dzień dobry”. Mogę bezpiecznie przejść przez ulicę, mogę wejść do biblioteki po trzech schodkach, wypożyczyć książki i oddać je bez płacenia kar za długoterminowe posiadanie. To jest normalne, że w zimie nie wyjdę o kulach i ich nie oddam. Oczywiste jest też, że wylądowałam w szpitalu, a książki leżą u mnie o wiele dłużej niż powinny. Poczekam do wiosny i sama oddam, nie będę wysyłać rodziców, by mieć pretekst do wyjścia na spacer, do rozmowy z bibliotekarką i spotkanymi osobami.
Tego poczucia bezpieczeństwa, człowieczeństwa nie oddam za miejskie wygody.
Niemniej jednak nie rozumiem, dlaczego przystosowane autobusy są tylko w mieście, przecież na wsiach jest dużo osób starszych, mających kłopoty z poruszaniem się, dlaczego na wsiach jest w ogóle tak mało autobusów. Dużym ułatwieniem byłby też program „Asystent Osoby Niepełnosprawnej”. Chciałabym, by na wsiach był on wprowadzony. Wtedy bez problemu jeździłabym na rehabilitację, czy chociaż raz na jakiś czas uczestniczyła w wydarzeniach kulturalnych. Nie jestem osobą roszczeniową, lecz wiem, że z tego programu korzystają nieliczni, np. uczący się. A co z tymi, którzy chcą żyć, na co dzień i żyją bez samochodu? Korzystają z pomocy sąsiedzkiej, tyle ile trzeba, a nie tyle ile by chcieli. Nie znam obiektów kulturalnych w najbliższym mieście oddalonym o 17 km, bywam w Lublinie, ponieważ tam mam znajomych. Z atrakcji kulturalnych staram się też korzystać podczas pobytów w sanatoriach i na turnusach rehabilitacyjnych, nie piję zbyt wiele alkoholu, nie staram się zdobyć męża, ale za bilet na ciekawy koncert, czy film zrobię wiele.
Mimo tych wszystkich przeszkód staram się, by kultura była ważną częścią mojego życia. Dlatego własnymi siłami, nakładem zapracowanych w formie telepracy środków finansowych udało mi się wydać swój wymarzony, debiutancki tomik poezji pt. „Niemotylica Będzie Latać”.
Mam świadomość, że część osób może posądzić mnie o egoizm z racji tego, że piszę o sobie. A ja chcę zwrócić uwagę na fakt, iż o sukcesach osób niepełnosprawnych pisane są artykuły, niejako dla reklamy instytucji, których są one podopiecznymi, a nie dla samych dokonań tych osób.
I wcale nie przesadzam. Tomik ukazał się w listopadzie 2011 roku. Poinformowałam o tym wydarzeniu pewien znany portal dla osób niepełnosprawnych. Owszem, informacja się ukazała w dziale ogłoszeń i tylko. Kiedy książkę napisze podopieczny fundacji, wtedy jest prośba o artykuł i pisze się o nim na całej stronie. Czy mam pretensje? Trochę tak, lecz nie dla sławy, tylko dla prawdziwości idei, że instytucje zajmujące się propagowaniem równouprawnienia i tolerancji, same nie do końca traktują człowieka równo.
Piszę o sobie, o tym, że jestem, i że jest mój tomik. Jest to dla mnie radość przeogromna i chcę się nią podzielić, podziękować za wsparcie przyjaciołom, wydawnictwu Radwan (wydawcy, choć jak wspomniałam włożyłam tam swoje środki finansowe).
Może wszystkich, którzy szumnie mówią o swojej samodzielności mój artykuł skłoni do zastanowienia, ile osób stoi za ich sukcesem, począwszy od rodziców, a skończywszy na pracownikach wspomnianych instytucji. Niech docenią każdą osobę z osobna i zastanowią się ile faktycznie sami zrobili.
Ja doceniam każdego kierowcę i pasażera, który mi pomógł wsiąść do nieprzystosowanego autobusu, każdą osobę, która udzieliła mi wsparcia choćby słowem, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć: „rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, tylko na cuda potrzebuję jeszcze trochę czasu” (znalezione gdzieś w Internecie, autor nieznany”).
Marta Świć
„Moje Lubelskie Wyprawy”
Są rzeczy tak małe,
że nie da się ich ujrzeć gołym okiem i
nie da się ich wzrokiem ogarnąć.
Cudownie jest odkrywać świat po swojemu,
choćby wędrując na jego krańce.
Podróżując uczymy się samych siebie”
Jasiek Mela
Każde dziecko wie, że świat jest ogromny. Ja wiedziałam jeszcze jedno. Nie mogę pojechać na szkolny obóz, jak brat czy siostra, więc na pewno nic nie zobaczę. Długo mogłam tylko słuchać opowieści, jak wyglądają góry, jak to fajnie zamiast do szkoły, pojechać z klasą do kina.
Mieszkam na wsi i mam „ zdrowe rodzeństwo”. Kiedyś wydawało mi się, że jestem jedyną taką osobą, która nie chodzi. Wyjeżdżałam tylko do rodziny. Dopiero w szkole średnie zobaczyłam, że jest nas więcej, i że możemy jeździć wszędzie, nawet do Warszawy. Było to dla mnie cudowne i przerażające zarazem. Wiedziałam, że kiedyś szkoła się skończy i wrócę do domu. Samodzielny wyjazd autobusem długo był dla mnie barierą nie do pokonania. Nie lubiłam swojej szkoły z różnych względów, ale po jej ukończeniu już wiedziałam, że nie dam się zamknąć w domu, że miasta i ludzi potrzeba mi, jak rybie wody. Zaczęłam jeździć na turnusy rehabilitacyjne, lecz to były zbyt rzadkie wyjazdy, i zbyt drogie, wliczając koszty paliwa.
Po 2005 roku zakochałam się w Lublinie bez pamięci. Miałam wtedy kursy komputerowe, staż praktyki, a tym samym, konieczność przebywania tam, co tydzień. Sytuacja zmusiła mnie do samodzielnego wyjazdu. Z wielkim wózkiem jechałam na przystanek, wkładał go ojciec, albo kierowca do nieprzystosowanego autobusu. A potem już nie było problemu: taksówka, adres i wolność. Pizza, kino, piwko z przyjaciółmi. Koszt niewielki, przyjemność ogromna, a poczucie samodzielności, po prostu bezcenne.
– Czy się bałam?
– Piekielnie.
– Czego?
– Wszystkiego. Że zepsuje się autobus. Że wysiądę nie na tym przystanku i co ja wtedy zrobię? Dla bezpieczeństwa zawsze wysiadałam na ostatnim, ten dworzec już znam, i tam się nie zgubię.
Tak zaczynałam, i tak sobie radzę. To jest mój sposób na pokonanie lęku i odnalezienie się w mieście, mimo wrodzonych problemów z orientacją przestrzenną. Szczerze muszę przyznać, że nie radziłabym sobie sama podczas zwiedzania miasta. Za szybko jeżdżą te podmiejskie autobusy, rozkłady jazdy często wiszą zbyt wysoko, nie wiem nawet, na którym przystanku powinnam wysiąść. Ba, często go nawet nie widzę z okien autobusu, gdyż jestem zbyt niska.
Dojechać w konkretne miejsce zupełnie sama potrafię tylko taksówką, lecz aby pospacerować i pozwiedzać miasto potrzebuję pomocnej dłoni, a raczej przewodnika. Takimi przewodnikami, całkiem nieświadomie, byli moi znajomi z okolic Lublina. Umawialiśmy się i jeździliśmy w jakieś fajne miejsce.
To przeszłość, ale nadal coraz bardziej kocham Lublin, i coraz częściej tam jeżdżę. Już o kulach, nie z wózkiem, a zamiast grupy znajomych jest ze mną jedna, wspaniała przyjaciółka. Uwielbiam te nasze eskapady do Lublina. Zaczynamy kawą na Dworcu PKS, potem oglądamy ubrania i inne bibeloty na targu, czasem coś kupimy. Nie jesteśmy tylko i wyłącznie osobami niepełnosprawnymi, chodzącymi w dresach dla własnej wygody. My jesteśmy przede wszystkim kobietami, z makijażem perfumami i mimo, że nie chodzimy w szpilkach, lubimy ubranka i inne fatałaszki. Spacerujemy sobie powoli, a gdy się zmęczymy, przysiadamy na miejskich ławeczkach i podziwiamy Stare Miasto. Rozkoszujemy się też pysznymi goframi, to nasz stały punkt programu. Obiad jest równie pyszny, co niezdrowy, w Mc Donald’s albo KFC. A przy tym opowiadamy sobie różne rzeczy, i te dobre, i te złe, słuchamy siebie nawzajem. Mimo telefonu, Internetu i Skyp’a, rozmowa na żywo nie da się porównać z niczym, z niecierpliwością czekam na każde nasze spotkanie.
We wszystkich zwiedzanych miejscach, nawet na ulicy, robimy sobie zdjęcia. Wspomnienia tych wypraw, będą nas grzały, jak wino w długie, zimowe wieczory. Nie możemy ryzykować połamania nóg, więc na zimę „włączamy hamulec”. Byle do wiosny.
Reasumując, jeżdżę bez rodziców, ale nie jestem sama. Kocham ten mój Lublin, którego wcale nie znam, za poczucie wolności, za dobrych ludzi, których tam poznałam. Nie wszystko jest przystosowane, mój autobus też nie. Dobrej orientacji w przestrzeni też już mieć nie będę . Mimo tych wszystkich powodów na „nie”, ja żyję na „tak”. Jadę, bo chcę i wiem, że dam radę. Jestem jak Kamikadze.
Teraz na trasie moich wypraw jest nie tylko Lublin, potrafię już pojechać sama na turnus z walizką ubrań na trzy tygodnie. Z bagażem jest o wiele trudniej, ale trzeba spróbować. Gdybym czekała, aż wszystko będzie przystosowane, nie pojechałabym nigdzie i nigdy. Wydaje mi się, że jeśli nie widać osób niepełnosprawnych na ulicy, czy w autobusie, to nikomu nie przyjdzie do głowy, że trzeba zrobić chodnik, czy podjazd. Władze nie widzą sensu respektowania prawa, jeśli nie idzie za tym zysk. Dlatego powinniśmy: jeździć autobusami, kupować ubrania, chodzić do fryzjera, do kina, muzeum. Aktywnym życiem trzeba zmienić dwa światy, funkcjonujące obok siebie, w jeden współistniejący, z obopólną korzyścią.
Marta Świć
WIERSZE
1. Lepiej
Budzę się z postanowieniem
Jutro lepszy będzie dzień
Lepiej
Kiedy śpię
Kiedy nie ma jutra
2. Wyjątkowa
Za duża na lalkę
Za mała na kobietę
W sam raz na ostatnie dziwadło
Wciąż patrzysz
Oryginał
Unikat
Przecież mówiłeś
Że chcesz kogoś wyjątkowego
Że lale wymalowane
Nie podobają ci się wcale
Malować się nie muszę
Mogę ci oddać duszę
Jestem niepowtarzalna
Wyjątkowa
Jedyna
Nie lubię niezdecydowanych mężczyzn
3. Powiem Ci
Powiem Ci
Że nie jest mi zimno
Kiedy jesteś obok
Powiem Ci
Że nie jest mi źle
Choć mam temperaturę
Czterdzieści stopni
Powiem Ci
Że nie jestem zła
Że wolisz piwo z kolegami
Niż kolację przy świecach
Powiem ci
Jeszcze więcej
Jeżeli cię znajdę
Marta Świć