BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Jarosław Chabros na tle fajerwerków - mężczyzna w średnim wieku w okularach i wąsach i lekką brodą

Jarosław Chabros: W Stowarzyszeniu czuję się jak w wielkiej rodzinie.

Nasze Stowarzyszenie powstało z inicjatywy grupy osób niepełnosprawnych i ich rodzin w 2004 roku. Mnie od początku w stowarzyszeniu nie było, dołączyłem niecały rok po powstaniu stowarzyszenia. To była ciekawa historia: w kwietniu było ogłoszone, że odbędzie się spotkanie założycielskie Stowarzyszenia i ja na to spotkanie się wybrałem. Podjechałem rowerkiem pod szkołę, gdzie mieliśmy się wszyscy spotkać. Gdy zobaczyłem tam swojego późniejszego kolegę, pana poruszającego się na wózku inwalidzkim, stwierdziłem, że nie wyglądam na osobę niepełnosprawną. Odwróciłem się na pięcie i po prostu wróciłem do domu. I nie poszedłem na to spotkanie.

Po 8 miesiącach, to był już rok 2005, spotkała mnie Danusia Kuna (Prezes Stowarzyszenia). Pracowałem już wtedy jako osoba niepełnosprawna w spółdzielni inwalidów w Puławach. No i Danusia mnie spytała „Jarek, dlaczego Ty do nas nie przychodzisz?” Opowiedziałem jej o tej sytuacji, a ona mi na to „Przyjdź koniecznie!”. Tak się złożyło, że tydzień później było spotkanie wielkanocne. I ja na to spotkanie poszedłem, zabrałem również swoją sąsiadkę, która też jest osobą niepełnosprawną. No i wtedy poznałem tych wszystkich ludzi, Poczułem się z nimi wspaniale i powiedziałem sobie „ja tu zostaję, chcę z nimi być”. Wsiąkłem w to.

 

Dwa tygodnie później rozpoczął się kurs komputerowy. Poszedłem na ten kurs. Dla mnie komputer to była początkowo czarna magia. Gdy rozmawiałem z ludźmi, to pytałem, po co mi komputer potrzebny? Mam swoje szycie, inne zajęcia, i tak dalej. Komputer nie jest mi do niczego potrzebny. No ale poszedłem na ten kurs komputerowy i gdy go zrobiłem, to od razu trzeba było kupić laptopa 😊 Obsługi uczyłem się dalej sam: obróbka zdjęć, muzyki. Potem kolejny kurs komputerowy i od tego moje działanie w Stowarzyszeniu się zaczęło.

Później zaczęły się wspólne wycieczki, ogniska. Poznałem kilka nowych osób z Kurowa, które zapisały się do Stowarzyszenia. No a gdy zwiedziliśmy okolicę, ruszyliśmy dalej własnymi siłami, pokonując coraz dalsze dystanse. I tak co roku- coraz dalej. Organizujemy wycieczki, 1 i 3-dniowe.

W 2005 roku też wprowadziliśmy obchody gminnego Dnia Osób Niepełnosprawnych. Zapraszamy na nie miejscowe władze; przyjaciół, którzy nas wspierają. Na każdy dzień osób niepełnosprawnych przygotowywaliśmy program artystyczny. To były takie programy poetycko-muzyczne, jak to się mówi „wierszyk z piosenką”. Biorą w nich udział chętne osoby ze stowarzyszenia, a impreza jest przeznaczona dla społeczności lokalnej. Mamy w swoim repertuarze sporo takich programów o zróżnicowanej tematyce, np.: Boże Narodzenie, Powstanie Styczniowe. Dwa programy Papieskie oraz program jak to było kiedyś. Na pamiątkę pozostają filmy i zdjęcia.

Spotykamy się zawsze w ostatni czwartek miesiąca. To są tak zwane zebrania, kto może – przychodzi i ustalamy plan działania. Z początkiem roku robimy harmonogram spotkań i imprez. Planujemy wycieczki, spotkania okolicznościowe, ogniska, wycieczki, tradycyjne pożegnanie lata, itd.. Przez te lata zjechaliśmy prawie całą Polskę, byliśmy też zagranicą. W tym roku byliśmy w Kielcach, później byliśmy w Radzyniu Podlaskim, na ranczu, był bigos, ognisko z kiełbaskami. Przyjechaliśmy wieczorem. Każdy zadowolony, autobus rozśpiewany, było bardzo wesoło. Co roku robimy sobie karnawałówkę, no i też już są plany na przyszły rok. Tym razem będzie nam przygrywała mała, dwuosobowa orkiestra, ludzie byli zachwyceni. Dla mnie to też dobre, bo do tej pory to zawsze ja siadałem przy komputerze i 5 godzin puszczałem muzykę. I też byłem zadowolony, że ludzie tańcują, a ja gram, wszyscy dobrze się bawią. Większość rzeczy robimy wszyscy razem. Czasami trzeba było właśnie tak, jak mówię grać kilka godzin, a później jeszcze na koniec miotła i szmata i ogarnąć wszystko od a do z. W Stowarzyszeniu odkryłem różne swoje możliwości i potencjały, na przykład od śpiewania, czy tak jak wcześniej mówiłem komputerowe.

Odkryłem też w sobie talenty organizacyjne, wszystkie, które pozwalają. Na organizowanie tych wszystkich wydarzeń. Ludzie są z tego zadowoleni, bo mają gdzie pójść. Jest dużo osób samotnych, które dopytują, kiedy się wreszcie spotkamy. Mają z tego bardzo dużo radości. I tak przeleciało 20 lat. Powoli ruszamy z przygotowaniami do jubileuszu. Jest już data ustalona na wrzesień. Rok temu wprowadziliśmy spotkanie wspomnieniowe o tych osobach, które od nas odeszły już na wieczność. Będzie prezentacja, będą wiersze. Przez te 19 lat odeszło 30 osób. To byli wspaniali, wspaniali ludzie i bardzo nam ich brakuje. W Stowarzyszeniu czuję się jak w wielkiej rodzinie. Jestem między ludźmi z mojej okolicy, dużo ludzi nowych poznałem. Do Stowarzyszenia należą osoby w bardzo różnym wieku: trzydziesto-pięćdziesięcioletnia młodzież oraz renciści i osoby w wieku emerytalnym, a ostatnio dołączyła do nas nawet 15-latka.  Przychodzi na spotkania ze swoją mamą. Ludzie potrzebują spotkań, ludzie potrzebują gdzieś pojechać.

W pewnym momencie nasza Pani Prezes powiedziała, że rezygnuje ze stanowiska. Spotkaliśmy się w kilka osób z zarządu. No i tak rozmawialiśmy, kto się tym wszystkim zajmie, kto to poprowadzi. Wszyscy jednogłośnie orzekli, że „jak Jarecki tego nie zrobi, to kto?” Początkowo nie chciałem; obawiałem się, że nie dam rady. Potem pomyślałem, że z drugiej strony przez tyle lat byłem wiceprezesem. Mam spore doświadczenie, przez tyle lat nauczyłem się, gdzie co i jak się załatwia. Ludzie zadeklarowali się, że pomogą. Szkoda nam wszystkim było, żeby to upadło, wiedzieliśmy, jak bardzo Stowarzyszenie jest ludziom potrzebne. I nam też. Podjąłem decyzję, że próbujemy.

Co ułatwia bycie liderem?

Trzeba mieć dużo swojego wolnego czasu, przede wszystkim. Czasami jestem gościem w domu, bo jak nie jestem w pracy, to jestem w stowarzyszeniu. Jakieś próby, to i tamto. Ale mnie po prostu jest potrzebne samo w sobie. Trzeba być tym wszystkim zainteresowanym. A cechy osobiste? Hmm, właśnie najtrudniej o sobie mówić. Przede wszystkim jestem człowiekiem który zrozumie drugiego oraz odda komuś, a sam poczeka. Co postanowię, to zrobię, ale muszę  przemyśleć, zanim coś powiem, a mój upór doprowadzi do celu. Potrafię różne rzeczy załatwić i zorganizować. Wycieczki, spotkania, imprezy artystyczne. Przydają się po prostu talenty wszelakie. Pójdę do urzędu. Pójdę do pana wójta z pomocą Danusi. Potrafię rozmawiać. Jestem facetem komunikatywnym. Towarzyskim. Skromny człowiek. Ja nigdy się nie wywyższam i  jestem taki, jaki jestem. Dużo mi w tym Danusia pomogła. Wychowała mnie na swojego następcę. Jako wiceprezes, można powiedzieć, byłem Jej prawą ręką.

 

Co jest najtrudniejsze w dzisiejszych czasach dla organizacji takich jak nasza? Na przykład to, że w większych miastach organizacje mają ludzi którzy mają czas i kompetencje do np.: pisania  projektów. A my musimy prosić o pomoc. Mają swoje lokale, a my tułamy się od lokalu do lokalu, bo nie ma dla nas miejsca na spotkania, mamy tylko małe biuro, no ale dobre i to. Nie jest to łatwe, bo prawie wszyscy z zarządu pracujemy. Mamy swoje życie, prywatne, zawodowe i stąd brak czasu, a wiadomo: trzeba pisać projekty, żeby mieć jakieś pieniądze. Co jest dla mnie największym sukcesem? Nie kolekcjonuję sukcesów. Ja jestem normalny, prosty facet, jak to ja mówię i wszystko robię dla ludzi i dla samego siebie. W wolnym czasie jeżdżę rowerem, a do tego jeszcze mam działkę, na której sadzę warzywa i kwiaty. W tym roku zasadziłem dużo roślin i daje mi to wielką radość. Bardzo często oglądam rośliny w Internecie. Jak mi się coś spodoba, jadę do

znajomych, którzy mają takie ogrody z drzewkami, zakupuję, sadzę, a potem obserwuję, jak się rozkrzewiają i rozkwitają. Lubię tez oglądać filmy sensacyjne i komedie. Kiedyś bardzo lubiłem czytać książki. Teraz rzadziej mam na to czas. Oczywiście słucham muzyki – zwłaszcza polskiej muzyki z lat 80-tych. No i słucham też dużo muzyki tanecznej, żeby wybrać coś, przy czym na naszych imprezach ludzie mogliby się dobrze bawić.

Z zawodu jestem krawcem. Przez lata szyłem na hali produkcyjnej. To były inne czasy. Ludzie przynosili materiał i szyło się spodnie od początku do końca, a teraz kupuje się za grosze w Lumpexie, i jak ktoś przyniesie coś do poprawki, to jeszcze pyta, czemu tak drogo? Skończyła się ta praca, więc zmieniłem branżę i od 13 lat jestem pracownikiem ochrony. Dzięki zmianowemu trybowi pracy, mam też wolny czas. Mogę załatwić sprawy. Mam czas, żeby pójść do lekarza i pojechać do Warszawy, i działać w Stowarzyszeniu, bo na to, jak już mówiliśmy też czas jest

potrzebny.

Na koniec chciałbym życzyć naszemu Stowarzyszeniu i samemu sobie, żeby to wszystko dalej trwało, żebyśmy byli zdrowi, żebyśmy mogli być razem dalej. To są same najważniejsze rzeczy.

Tekst: Anna Bieganowska-Skóra

Foto: archiwum prywatne Jarosława Chabrosa

Materiał powstał w ramach projektu “Promowanie aktywności osób niepełnosprawnych w różnych dziedzinach
życia społecznego i zawodowego” realizowanego w okresie 06.06.2023 – 11.12.2023 r.
przez Lubelskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych – Sejmik Wojewódzki.

Zadanie publiczne jest finansowane ze środków PFRON przyznanych przez Samorząd Województwa Lubelskiego

UWAGA: Kopiowanie, skracanie, przerabianie, wykorzystywanie fotografii i tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.niepelnosprawnilublin.pl, w innych mediach lub innych serwisach informacyjnych wymaga zgody redakcji.

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies