BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Portret zdjęciowy Marka Miszczaka

Janina Miszczak – Wspomnienie

Odchodziła od nas w głębokim pokoju serca. Będąc osobą niepełnosprawną (orzeczenie z tytułu częściowej utraty słuchu) i borykającą się z szeregiem chorób somatycznych, nie pogodziła się jednak z wyrokiem, którym tak często staje się diagnoza nowotworu złośliwego. W Jej decyzji poddania się rygorom leczenia upatruję dziś jakże cenne świadectwo afirmacji życia ze strony mojej Mamy.

Ta afirmacja życia – głęboka wewnętrzna zgoda na świat oraz niepogodzenie się z tkwiącymi w świecie przejawami niesprawiedliwości i ludzkiej małości towarzyszyły Jej od zawsze. Płynąca z Jej słów i przykładu życia nauka postępowania zgodnego z sumieniem, wiernego Prawdzie i miłości Ojczyzny pozostaje obecnie dla obu Jej synów najcenniejszym dziedzictwem i zobowiązaniem.

Imperatyw bezkompromisowej służby tym wartościom wyniosła z rodzinnego domu. To właśnie w rodzinnym domu moich dziadków w Bolestach na Podlasiu stacjonował przez miesiące po wojnie sztab partyzantki poakowskiej. Pamiętam, iż jako dzieci z zapartym tchem słuchaliśmy Jej opowieści i anegdot z tego okresu. Mieszkali zatem u dziadków Chromińskich: dowódca („Stary”), Jego adiutant („Kurzawa”) i łączniczka („panna Józia”). Od czasu do czasu wieś nawiedzał oddział partyzancki – wówczas wieczorną porą rozlegał się we wsi głos modlitwy i pieśni żołnierskiej – „Wszystkie nasze dzienne sprawy…” Jak podkreślała z dumą Mamusia – nikt wówczas nie doniósł do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Przeciwnie – raz zdarzyło się Jej być bohaterką zdarzenia istotnego z punktu widzenia bezpieczeństwa korzystających z gościnności dziadków żołnierzy niezłomnych. Z przeciwnego końca wsi przybył wówczas na rowerku zadyszany chłopiec i rzucił w stronę parunastoletniej wówczas Jasi komunikat: „Powiedz rodzicom, że wojsko jedzie drogą!”. Chodziło o oddział tzw. Ludowego Wojska Polskiego, zniewalanego przez komunistyczne dowództwo do udziału w akcjach przeciw polskim partyzantom. W owych latach opór wobec władzy komunistycznej był powszechny – zresztą jednym z jego symboli były także masowe dezercje z reżimowego wojska. Takie właśnie czasy przypadły na lata dzieciństwa mojej Mamy.

Nie mógłbym tutaj pominąć także gorzkich doświadczeń, których nie oszczędziło Jej dzieciństwo. Dane było poznać Mamie wielu wspaniałych ludzi – bezimiennych dziś może bohaterów podziemia niepodległościowego. Nawiedzający dom dziadków żołnierze brali Jasię na ręce, częstowali cukierkami… Kiedy potem dziadkowie omawiali (jak sądzili – w tajemnicy przed córką) okoliczności śmierci kolejnych spośród Nich, rodzaje tortur, jakie przeszli w aresztach i kazamatach UBP – mała Jasia podsłuchiwała te rozmowy. Podobnie, jak rodzice – bezradna – przekazać miała jednak kiedyś Swoim synom pragnienie podjęcia tej samej Sprawy, dla której cierpieli i ginęli tak podziwiani przez Nią i kochani żołnierze podziemia niepodległościowego. W tamtym czasie jedynym powiernikiem Jej cierpień była zaś często mokra od łez poduszka…

Kiedy w 1979 r. bratu udało się wejść w posiadanie egzemplarza „Gazety Polskiej” Konfederacji Polski Niepodległej – organizacji i partii politycznej stawiającej sobie za cel pełne odzyskanie Niepodległości przez Polskę – wiedzieliśmy dobrze, że możemy liczyć na Mamę. Uczyła nas wszak od początku konsekwencji w wyznawaniu własnych przekonań. Tak, jak się spodziewaliśmy – kontakt z KPN nawiązaliśmy wspólnie (Mama, brat Jarek i ja), rozpoczynając tym samym jeden z najpiękniejszych i najbardziej doniosłych etapów naszego życia. Przez cały okres działalności podziemnej postawa Mamy była ostoją naszego oporu wobec totalitarnego państwa. To Jej pogoda ducha i duma z możliwości poświęcenia czegoś dla Ojczyzny rodziła w nas – młodych działaczach opozycji – przekonanie, iż uczestniczymy we wspaniałej, niezastąpionej przygodzie życia. Taką pozostała do końca.

Do ostatnich niemal dni życia – do czasu, kiedy choroba udaremniać wydawała się wiele spośród zwyczajnych, ziemskich nadziei – Swojego optymizmu udzielała dzieciom, wobec których nadal pragnęła składać świadectwo. Nawet, jeśli były to już tylko systematyczna lektura „Naszego Dziennika”, słuchanie audycji w Radiu „Maryja” i codzienna modlitwa, to Jej wierność pozostanie dla nas trwałym punktem odniesienia. Podobnie, jak skierowana do mieszkającego w Nowym Jorku syna Jarka, wyrażona w rozmowie telefonicznej, Jej ostatnia prośba: „Staraj się dużo myśleć o Polsce. Zastanów się, co można dla Niej zrobić!”.

Zygmunt Marek Miszczak

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies