Czekali na ten film od czterdziestu lat. Świadkowie jednej z najbardziej perfidnych prowokacji władzy komunistycznej
z grudnia 1970 roku w Gdyni, rodziny ofiar masakry, ich bliscy długo nie mogli wyjść z cienia.Zastosowane wobec nich represje ukierunkowane były na ukrycie prawdy o zastrzeleniu pod murem Stoczni Gdynia jedenastu zmierzających do pracy robotników, o wymordowaniu na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga czterdziestu czterech osób biorących udział w proteście przeciw podwyżkom cen żywności. Przez dziesięć lat każdy, kto miał odwagę głośno upominać się o pamięć niewinnych ofiar protestu, skazany był na izolację od społeczeństwa.
Dzisiaj tym bardziej boleć musi wszelka ignorancja co do przyczyn i natury dokonanej prowokacji, rzutująca na ocenę szerszej rzeczywistości, jaką była PRL. Dnia 17 grudnia 1970 roku strzelano do robotników, którzy zdecydowali się usłuchać apelu sekretarza KW PZPR w Gdańsku Stanisława Kociołka o podjęcie pracy. Skala ofiar (44 zabitych i 1164 rannych) nie była już tak wielka, jak w latach 1944 – 1956, przez cały jednak okres istnienia PRL organa władzy gotowe były stosować represje wobec wszystkich podejrzanych o kontestowanie socjalizmu.
„Czarny czwartek” w reżyserii Antoniego Krauze’go jest pierwszym filmem fabularnym poświęconym masakrze gdyńskiej, dostępnym na ekranach polskich kin. Jego twórcy zdecydowali się pójść w kierunku wiernej rekonstrukcji wydarzeń grudniowych, które widz obejrzy oczami zwykłej, polskiej rodziny. Brunon Drywa – główny bohater – to autentyczna postać stoczniowca borykającego się z ekonomicznym ciężarem życia w PRL i brakiem podstawowych towarów, nie pozbawionego osobistych słabości, ale i towarzyszącego planom życiowym entuzjazmu, w tytułowy czarny czwartek jadącego wraz z setkami innych osób do pracy. Zarówno Jego losy, jak wiele ilustrujących tamtą epokę szczegółów to po prostu historyczny konkret. W filmie wykorzystano stenogramy autentycznych wypowiedzi członków Biura Politycznego KC PZPR, nagrania komunikatów krótkofalowych obsługujących akcję sił bezpieczeństwa agentów. Dzięki wykorzystaniu archiwalnych materiałów filmowych widz zyskuje wrażenie osobistego uczestnictwa w proteście, staje się świadkiem wielu naprawdę rozgrywających się w tamtych dniach na Wybrzeżu wypadków. W filmie Antoniego Krauze’go sceny dokumentalne doskonale komponują się i uzupełniają z ujęciami fabularnymi, poszerzając wyobraźnię odbiorcy pragnącego poznać tę jakże ważną cząstkę polskiej historii.
„Czarny czwartek” jest więc w pełnym tego słowa znaczeniu filmem edukacyjnym. Dobrze, iż jego twórcy położyli duży nacisk na wierność historycznym realiom, tylko taki bowiem film pójść mógł pod prąd zaawansowanego procesu przemilczeń i ignorancji, wypływających z ideologicznej genezy III RP. Takiej jego oceny nie zmienia fakt przedstawienia w nim wielu brutalnych scen. Ich obecność w scenariuszu filmowym nie ma nic wspólnego z tanim epatowaniem przemocą rodem z amerykańskich filmów sensacyjnych. Są one raczej suchą rejestracją zachowań wojska i milicji, właściwych całej tamtej epoce, wymogiem rzetelności w opisywaniu prawdy historycznej. Nie ma tu zatem żadnej fikcji, ani przesady.
W role czołowych promotorów opisywanej prowokacji wcielili się Piotr Fronczewski, grający Zenona Kliszko – członka Biura Politycznego KC PZPR i Wojciech Pszoniak – grający Władysława Gomułkę. Kreacji pierwszego z artystów zawdzięczamy pełne ekspresji uwydatnienie motywów rejestrowanej na planie filmowym zbrodni, motywów mających charakter ideologiczny i oportunistyczny. Wypowiedziane naprawdę w grudniu 1970 roku słowa: „Z kontrrewolucją się nie rozmawia. Do kontrrewolucji się strzela.” do głębi wstrząsają odbiorcą, konfrontując go z realiami sposobu myślenie tych, od których zależał w tym czasie los polskich robotników. W tych właśnie słowach autorzy scenariusza zawarli groźną zapowiedź wszystkiego, co na planie filmowym miało się za chwilę wydarzyć; stanowią one też właściwa klamrę filmu, każąc pamiętać o niebezpieczeństwie logiki myślenia, niosącej już w sobie zalążki zbrodni. Zachowanie Władysława Gomułki w czasie rozgrywającego się na ulicach polskich miast dramatu przedstawione natomiast zostało z dyskretnym humorem. Wojciech Pszoniak znakomicie odtwarza rolę człowieka całkowicie oderwanego od realiów, zagubionego i nie tolerującego przejawów myślenia innych, niż wypływające z pragmatyki zachowania władzy.
Film Antoniego Krauze’go nie przedstawił i nie mógł przedstawić wszystkich aspektów tragedii na Wybrzeżu. Koncentrując się na wiernym odtworzeniu następstwa wydarzeń i ich konfrontacji z codziennym życiem rodziny Brunona Drywy, wziął w nawias wiele momentów, które być może uwzględnione zostaną jeszcze kiedyś przez jakiegoś polskiego reżysera. Oczekiwać można byłoby na pełniejsze przybliżenie realiów historycznych: nawiązanie do wcześniejszych polskich protestów z lat bezpośrednio powojennych oraz 1956 i 1968, przybliżenie postaw społeczeństwa wobec władzy komunistycznej, czy zróżnicowania postaw psychologicznych robotników wobec samego protestu. Niezależnie od niedostatków polskiej świadomości w tym zakresie twórcy filmu stawiają ważny krok na drodze do podjęcia uczciwej debaty na temat naszej historii najnowszej.
Zygmunt Marek Miszczak