Wracając do siebie po urlopie, wciąż myślałem nad tym jaki temat poruszyć w zaległym już dawno artykule. Początkowo chciałem napisać o czymś zupełnie innym, ale słońce powoduje, że raczej mamy ochotę na nieco luźniejszą formę artykułu, bliską felietonowi.
Zanim zaczniecie czytać, pamiętajcie! Piszę mimo wszystko z perspektywy osoby dla której temat autyzmu jest mniej znany niż niedosłuch, głuchota lub niepełnosprawność wzroku.
Do rzeczy.
Dlaczego “Atypowy” jest dobrym serialem? (Wiem nie jestem na czasie, już co najmniej 3 sezony powstały!) I to mimo, iż został stworzony przez Netflixa, który słynie z nadmiernego przywiązania do poprawności politycznej?
Główną siłą jest bohater, świetnie napisany i przedstawiony niejako z dystansem i humorem. Wysoko funkcjonujący autyzm u dorastającego nastolatka, który zmaga się z typowymi zmorami dojrzewania w liceum? Olbrzymi potencjał komediowy!
Pragnę jednak zauważyć, iż pomimo, że nieraz śmiejemy się z sytuacji w jakie pakuje się nasz protagonista, nie jest to śmiech szyderczy czy “schadenfreude”. Ani nawet uśmiech politowania. Bo wysiłki bohatera by sprostać codziennym wyzwaniom współczesnego świata, budzą nasz szacunek i podziw.
Sam, jak możemy się domyśleć, będąc tzw. wysokofunkcjonującym autystykiem podejmuje próby usamodzielnienia się, a także nawiązywania relacji na gruncie romantycznym. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że stanowi odbicie doświadczeń, jakie miało bardzo wielu z nas będąc młodymi.
Niezwykłe jest ukazanie ciągłego procesu socjalizacji (nazwijmy tak w uproszczeniu), a w szczególności regularne sesje terapeutyczne. Nie widać tutaj niechęci protagonisty do tej formy wsparcia, a jedynie do niektórych osób jej udzielających.
Ciekawie przedstawione są również relacje rodzinne i otoczenie Sama. W końcu osoba z autyzmem, nawet dobrze radząca sobie – jest dużym wyzwaniem. Przykładowo jego matka, którą cechuje nadopiekuńczość i pewien nabyty pedantyzm uczestniczy regularnie w grupach wsparcia. Ojciec Sama z kolei zmagał się z trudnością pogodzenia się z tym, kim jego syn jest i przechodzi wielką acz pozytywną przemianę, prowadzącą do akceptacji i nawiązania więzi z synem. Natomiast relacje z siostrą są paradoksalnie dosyć typowe – kłótnie i przepychanki rodzeństwa są na porządku dziennym.
W tle oczywiście mamy inne dramaty jak zdrady, odkrywanie własnej tożsamości, ale w kontekście artykułu jest to bez znaczenia.
Serialu nie należy jednak traktować jako dokument lub nawet paradokumentu. Jest to fikcja oparta trochę na realnych problemach i wyzwaniach, jakie stoją przed osobami ze spektrum autyzmu. Może być inspiracją do lepszego poznania tematyki. Przypuszczam, iż siłą serialu jest nie tylko dobrze wykreowany bohater, przedstawiony z dystansem, w nieco komiczny sposób, ale także fakt, iż nawet dzisiaj w dobie wysypu seriali, które podejmują tematy grup, uznawanych za dyskryminowane temat osób z niepełnosprawnością nie występuje za często.
Innego zdania jest pani Ewa Furgal, autorka bloga “Dziewczyna w spektrum” w artykule “Kręcąc się w kółko” dla Krytyki Politycznej. Uważa że elementy komediowe w których śmiejemy się z typowych dla osób z autyzmem zachowań jest co najmniej niewłaściwe. Wytyka także brak wystarczającej współpracy przy pisaniu scenariusza z samymi osobami ze spektrum autyzmu, a także fakt, że jedyną osobą, będącą faktycznie autystyczną jest aktor Anthony Jacques, grający Christophera – kolegę Sama.
Z wyżej wymienionego artykułu można wywnioskować (nie twierdzę, iż jest to jedyna możliwa interpretacja) lekki ton, który przypadł mi do gustu jest poważną wadą i ma niewłaściwy przekaz. Nie do końca zgadzam się z wyżej wymienioną opinią. Rozumiem, że pani Ewa Furgal ma większa wiedzę w tym temacie i jest mocno zaangażowana, ale też jej opinia jest osadzona w mocno lewicowych poglądach. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by powstał serial o poważniejszym podejściu do problematyki, nie komedia a dramat obyczajowy, z aktorami ze spektrum. Nie brakuje przecież widowni, która woli taką formę.
Ciekawostką jest nazwa serialu, która bierze się z autyzmu atypowego, który różni się od dziecięcego przede wszystkim późniejszym wystąpieniem. Pozostałe symptomy są bez zmian: czyli trudności w komunikacji i w kontaktach społecznych, często także nietypowe zachowania i słabość fizyczna.
Biorąc pod uwagę powyższe objawy – Sam jest bardzo podobny do Sheldona Coopera z “Teorii Wielkiego Podrywu”, aczkolwiek jest od niego o wiele sympatyczniejszy i ludzki. Zachowania tego ostatniego, przywodzą na myśl Zespół sawanta (genialny umysł fizyki teoretycznej, o doskonałej pamięci) – aczkolwiek też nie do końca – brakuje tutaj typowego dla tej rzadkiej odmiany autyzmu występowania trudności z najprostszymi czynnościami, m.in. jak zapinanie guzików.
Oczywiście po styczności z fikcyjnymi bohaterami wykazującymi cechy autyzmu, nie ośmielę się stwierdzić, że poznałem istotę problematyki. Ale zyskałem poczucie sympatii do takich osób. I jestem zaintrygowany, więc chyba po prostu sięgnę po odpowiednią literaturę faktu…
Inna rzecz o której myślę, iż warto wspomnieć na koniec: Czy nie warto by stworzyć serial o niedosłyszących w takiej właśnie formie?
Mam nawet pomysł na jedną scenę, inspirowany rzeczywistym wydarzeniem z mojego życia:
Dwóch przyjaciół w barze (słyszący i niesłyszący), w tle zaczyna lecieć disco polo:
– Dobrze, że tego nie słyszysz – żartuje słyszący
– Niestety tak – wzdycha ciężko niedosłyszący
[głośny śmiech z puszki]
Łukasz Lewicki