BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Urszula Bydlińska w trakcie malowania ikony Maryji Oblubienicy Ducha świętego

Urszula K. Bydlińska: Przekazuję dobrą energię. To jest dla mnie największy sukces.

Zawsze czułam, że chciałabym być pisarką. To były takie moje marzenia. Od dziecka pisałam wierszyki o zwierzątkach, o pieskach, o kotkach, o sąsiadach. Takie krótkie formy. Nawet zdarzały się wierszyki polityczne, które rodzice skrzętnie ukrywali, bo powstawały w czasach, gdy wszelkie działania antysystemowe, nawet rękami dziecka utworzone, były źle widziane. Rodzice starali się, aby nie trafiły w niepowołane ręce.

Założyłam sobie taki zeszycik, w który je wpisywałam, robiłam do tego rysunki przy okazji i tak to trwało. W międzyczasie bardzo dużo rysowałam, bo też to bardzo lubiłam. Któregoś dnia trafił w moje ręce album ze zdjęciami, a że zdjęcia były czarno-białe, a ja akurat miałam czerwony mazak, to wszystkim ciociom wymalowałam usta na czerwono. To była pierwsza kolorowa, przynajmniej częściowo, fotografia w naszym domu. Tak to wyglądało. Pisałam i rysowałam. To pisanie zawsze – czy to w szkole podstawowej, średniej, czy na studiach – zawsze było w sferze marzeń. Pisałam do szuflady, dla siebie, żeby emocje przelać na papier, żeby się jakoś oczyścić z nazbieranych energii. Zdarzało mi się brać udział w  szkolnych konkursach literackich, poetyckich, zdobywać nagrody nawet. Ale to nie było nic w moim odczuciu poważnego. Podchodziłam do tego tak, że trzeba było – to napisałam, na polski, na jakiś szkolny konkurs, i tak dalej. Ale nie czułam, że to jest jakiś talent literacki. W okresie studiów wysłałam kilka razy swoje wiersze do Tygodnika Angora – ukazywały się tam w rubryce “Wierszówka”, ale na dobrą sprawę nikt o tym nie wiedział, że ja piszę. No i potem długo, długo nic. Wiersze były w szufladzie, ciągle coś w międzyczasie powstawało. Nie oglądało jednak światła dziennego.  Nie czułam specjalnej zdolności do poezji. A gdy w 2010 roku pojawiło się malowanie, to pisanie zeszło na zupełnie dalszy plan. Malarstwo było pierwsze w tej gradacji moich pasji. Znalazłam osobę, która mnie ukierunkowała – jakich mediów, materiałów używać i poszłam w malarstwo. Aż w 2022 roku – nie wiem na podstawie czego, ale tak nagle pomyślałam, że chcę sprawdzić, czy te moje wiersze się do czegokolwiek nadają i postanowiłam je wysłać do świdnickiej poetki, Joasi Pąk z prośbą o ocenę. Asię od zawsze podziwiałam, jest utalentowana, a do tego jest osobą delikatną, więc pomyślałam, że nawet jak skrytykuje moją twórczość, to w łagodny sposób. Wybrałam kilka wierszy, udałam, że to nie moje, tylko koleżanki. Pomyślałam, że jak Asia powie, że są słabe, to dam sobie spokój z tym moim poezjowaniem. Asia była na tyle przenikliwa, że przejrzała mnie i domyśliła się, że to są moje wiersze i po kilku dniach napisała – możesz publikować. To mnie pchnęło do przodu i zachęciło. Pomyślałam: czemu mam nie spróbować, najwyżej dla potomnych zostanie kilka moich myśli. No i tak to się zaczęło z pisaniem i tym wszystkim, co doprowadziło do tego, że powstał pierwszy tomik, a  w tym roku światło dzienne ujrzał drugi.

W pierwszym tomiku zebrało się dwadzieścia lat moich emocji. Są to wiersze bardzo osobiste i bardzo długo nie wyobrażałam sobie, żeby takie coś upubliczniać. Bo to jest jak obnażenie duszy, pokazanie swojego wnętrza. To było dla mnie najtrudniejsze – pokazać innym to, co myślałam i czułam w różnych okresach mojego życia.

Miałam dużo wątpliwości. Samą siebie musiałam przekonywać, że to ma sens, bo – wiadomo: ludzie to przeczytają i nie wiadomo jak zareagują. Ale pierwsi czytelnicy dodali mi odwagi. Mówili: “wiesz, to są moje emocje”, “podobnie czuję, ale nie wiedziałam, jak to ubrać w słowa”. To dodało mi odwagi i przeświadczenia, że dobrze się stało, że moje wiersze ujrzały światło dzienne. Ja przeżyłam takie trochę katharsis, a inni odnaleźli się w tych wierszach, coś przeżyli, coś uzewnętrznili, z czegoś zdali sobie sprawę. To jest bardzo miłe i trochę jak nagroda dla autora. Podobnie, gdy ktoś mówi, że ma w wśród moich wierszy swoje ulubione utwory, do których wraca.

Zdarzały się oczywiście osoby, które krytykowały moje wiersze za zbytnią intymność. Że są zbyt rozerotyzowane lub zbyt osobiste, ale to były jednostkowe przypadki. Poczułam wtedy, że ktoś źle odczytał moje intencje. Pokazuje to, że każdemu co innego w duszy gra.

Łatwiej jest mi zawsze podzielić się tym, co namalowałam. Nigdy nie miałam stracha żeby pokazać obrazy – z wierszami nie było to takie oczywiste. Teraz jest mi już troszkę łatwiej, ale pisanie jest zawsze bardziej osobiste – może to powód?

 

Ja naprawdę nie wiem, czy to, co robię, jest dość dobre. Po prostu robię, jeśli komuś to się podoba, kogoś wzrusza, porusza, to jest mi niezmiernie miło. Ale ja nie wiem, czy ja mam talent. Może to inni mogą ocenić, czy to co robimy to jest talent, czy coś po prostu komuś lepiej wychodzi. Napisałam kiedyś taki wiersz “Przypowieść” – to jest kwintesencja mojego podejścia do twórczości: puenta była taka, że nie wiem, czy to jest talent Pana, czy zwykłe szkiełko co bryluje.

Zawsze się pojawiają wątpliwości – może mogłam to lepiej domalować, lepiej dobrać słowa. Może te wątpliwości są na plus dla twórczości – można postawić sobie większe wymagania, podnieść wyżej poprzeczkę.

Najważniejsze, że lubię robić to, co robię. Sprawia mi to przyjemność. Może to jest też jakaś forma terapii? Drugi mój tomik podzielony jest na trzy części: wiersze o przyrodzie, o uczuciach i wiersze wspomnieniowo-refleksyjne. W tych ostatnich wspominam osoby, których już nie ma w moim życiu, między innymi mojego Tatę. Jest tam wiersz, który napisałam długo po Jego śmierci. Nie potrafię tego wiersza na głos przeczytać. Niektóre wiersze, o których nie potrafię mówić, przelałam na papier. Są po prostu rzeczy, o których potrafimy napisać, ale nie potrafimy ich wypowiedzieć. Nawet jak nikt tego nie przeczyta, oddajemy swoje bolączki i boleści i możemy trochę tego ciężaru z siebie zrzucić. Wiadomo, zawsze zostaje coś tylko dla człowieka – niektóre wiersze na zawsze pozostaną w szufladzie.

W malowaniu jest mniej emocji, jest zaangażowanie, ale tych osobistych emocji aż tyle nie ma. Zaczęłam od sztuki sakralnej, jestem wielbicielką ikon. Szczególnie upodobałam sobie wizerunek Matki Bożej. Bardzo dużo wizerunków Matki Bożej stworzyłam. Najpierw była seria Madonny ludowej – malowałam ze starych zdjęć, by ocalić te wizerunki od zapomnienia. Potem cykl “Alma Mater” – stworzyłam czarno-biały cykl, w którym przelałam na papier podpatrzone rzeźby, freski przedstawiające Madonnę karmiącą. Dałam upust emocjom skupiającym się wokół tematu religijności.Nigdy się nie bałam tego tematu. Z drugiej strony też bardzo lubię prace Tamary Łempickiej i art deco. Tworzę, nie tyle kopie, co prace inspirowane  fragmentami obrazów. Bardzo lubię twarze. Podoba mi się, w jaki sposób Łempicka malowała oczy. Przez pewien czas malowałam obrazy inspirowane jej pracami. Maluję portrety w stylu art deco. Można powiedzieć, że tak się łączy sacrum i profanum w moim malarstwie. To są zupełnie inne obszary mojej wrażliwości niż poezja. 

Bardzo bym chciała malować pejzaże, ale muszę się przyznać, że nie potrafię. Wymęczone te pejzaże. Chcę, żeby to było takie piękne. Zawsze dużo łatwiej było mi namalować twarz niż ładne drzewa. Chyba jestem obciążona genem portrecistki. Teraz próbuję trochę akwareli. Próbuję się rozmalować, żeby było tak lekko, jakby od niechcenia. Ja jestem bardzo dokładna, tak wszystko domalowuję, dopracowuję, a przy pejzażu to nie jest potrzebne. Przy pejzażu potrzebny jest taki rozmach, trochę nonszalancji twórczej. Znajomy mi kiedyś radził, żebym sobie wzięła pędzel na długim trzonku, siadła daleko i dopiero wtedy spróbowała malować, żebym nie nadziubdziała tyle szczegółów. Namaluję pejzaż, oczywiście, ale to nie jest to, co przychodzi z łatwością. Muszę się nad pejzażem nasiedzieć, jestem cały czas niezadowolona, no to jest moja pięta Achillesowa.

Która ze sztuk jest mi bliższa? Hmm, trudno powiedzieć. I malowanie jest ważne, i pisanie. Ale nie jednocześnie. Obecnie częściej spotykam się z odbiorcami mojej poezji niż mojego malarstwa – pisanie jest teraz dla mnie takim nowym sitkiem na kołeczku. Z reguły jest tak, że jak maluję, to mam przerwę w pisaniu i odwrotnie. Z racji nowości, chyba teraz bardziej moim konikiem jest pisanie. Ale też bardzo dobrze czuję się, gdy pachną farby, gdy pachnie terpentyna, jak sobie siedzę i się do nikogo nie odzywam i sobie siedzę z moimi madonnami i maluję. Fakt, bolą potem plecy, boli ręka, ale jest to dobry czas na pobycie samemu ze sobą i odciążenie myśli. Nie potrafię malować, gdy mam głowę zaprzątniętą problemami, mogę w takich chwilach mieć długą przerwę w malowaniu, nie mogę się skupić. Teraz – przyznam się po cichu – przygotowuję nowy cykl malarski na kolejny rok. Muszę bardzo mocno przysiąść do pracy na malowanie, bo mam do marca dużo pracy do zrobienia. 

Ubolewam nad tym, że nie wykształciłam się w kierunku plastycznym, ale też zawsze kochałam historię, więc trudno było się rozerwać i robić różne rzeczy, zresztą nie było to też takie oczywiste w mojej sytuacji poruszania się na wózku, że wszędzie będę mogła dotrzeć, teraz jest o wiele łatwiej. Kiedyś było więcej takich ograniczeń logistycznych.

Pani Lucyna Pomianowska, malarka amatorka z moich okolic, udzieliła mi różnych wskazówek dotyczących malowania, później sama też dochodziłam do wielu różnych rzeczy, podglądając inne prace, potem uczęszczałam na zajęcia malarskie do ODK w Łęcznej. Tam wybierałyśmy temat, malowałyśmy. Instruktor, Paweł Brodzisz, oglądał nasze prace, doradzał, sugerował. Było wsparcie, oko profesjonalisty, ale nie prób zmieniania. Ważne były też rozmowy przy tym malowaniu. Dzieliliśmy się doświadczeniami, nowinkami, które się pojawiły – żele, farby, pędzle, podobrazia. To było kształcenie w subtelny sposób prowadzone. Jechało się na te zajęcia, żeby pogadać trochę, pomalować, spotkać się po prostu. Podglądam też czasem różne tutoriale w Internecie. Przepuszczam przez swoje sito, pewne rzeczy robię po swojemu. Szkoda, że nie mam wykształcenia plastycznego – wiedziałabym wtedy więcej rzeczy od podstaw, a nie musiała dochodzić do wszystkiego sama. 

Marzenia? Najbliższe to, żeby do marca skończyć cykl obrazów, o których wcześniej wspominałam. Trzymam sama za siebie kciuki, żeby mi się udało to ogarnąć. A w dalszej perspektywie – chciałabym jeszcze kilka dobrych rzeczy namalować. Mam kilka pomysłów na cykle sakralne. Mam ambicje, żeby się w akwareli bardziej odnaleźć i nabrać rozmachu. Są pomysły na dalsze większe formy. Kto wie, może zrobię cykl portretów czarno-białych, portretów moich znajomych. Wyłazi też ze mnie moja historyczna dusza i chciałabym zrobić cykl patriotyczny – wielkich dowódców polskich, począwszy od Marszałka Piłsudskiego, dowódców AK i wielu innych.

W pisaniu też podejmuję różne próby. Ostatnio zmierzyłam się z nową dla mnie formą haiku – kto wie, co z tego wyniknie. Dobrze się tym bawię. Inspiruje mnie to. Próbuję limeryków, ale to wszystko na razie raczkuje. Chciałabym zebrać te rzeczy, które już powstały i zamknąć je w tomiku, ale może bardziej tematycznym, bo te dotychczasowe – jak to powiedziała moja koleżanka – podsumowują pewne etapy mojego życia. Zobaczymy, jak to się wyklaruje. Pomysły są. Mam nadzieję, że będzie czas, okazja i możliwości, żeby je zrealizować.

Największy mój sukces? Nie wiem, czy ja mam sukcesy. Czekam na ten największy. W ubiegłym roku udało mi się zająć III miejsce w  29. Ogólnopolskim Konkursie Literackim Poezji i Prozy osób niepełnosprawnych. Nadesłano ponad 600 zgłoszeń. Jeden z moich wierszy znajdzie się także w antologii pokonkursowej XVI edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Wacława Iwaniuka. Największym wyróżnieniem jest to, że zostałam laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego #ODWAGA w ramach obchodzonego na Podkarpaciu Roku Rodziny Wiktorii i Józefa Ulmów z Dziećmi. To jest bardzo świeże i bardzo jest mi miło, że potrafiłam stworzyć coś takiego, co podobało się, co oddaje ducha tego momentu, postawy tej rodziny. Jeśli chodzi o malarstwo, to moje prace były prezentowane między innymi na Biennale Sztuki Osób Niepełnosprawnych w Krakowie. Generalnie to nie biorę udziału w konkursach malarskich. Skupiam się na rzeczach, które są na tu i teraz. Jest mi bardzo miło, jeśli ktoś do mnie po raz kolejny wraca i mówi, że na przykład ta namalowana przeze mnie Mateńka się nim opiekuje. Z taką intencją maluję te obrazy, żeby jak najlepszą energię przynosiły. Malowałam obraz na wesele syna jednej pani, teraz wróciła, bo kolejny jej syn się żeni, a jej synowa zamówiła obraz właśnie dla tej pani – to jest dla mnie największa nagroda – jeśli ludzie wracają, chcą mieć u siebie kawałek mojej pracy, mojego zaangażowania, mojego serca. Przyjeżdżają ludzie z różnych stron Polski, a nawet z zagranicy. To jest dla mnie największy sukces, że tę dobrą energię przekazuję.

Z lewej strony, na wózku inwalidzkim, bohaterka tekstu usmiecha się do kamery, a obok niej na sztaludze stoi obraz Matki Boskiej z Dzieckiem.

Urszula Katarzyna Bydlińska, urodzona w ubiegłym wieku w Siedliszczu. Ukończyła Historię na UMCS w Lublinie. Hobbystycznie zajmuje się malarstwem olejnym oraz akwarelą. Przygodę z poezją zaczęła we wczesnym dzieciństwie pisząc wierszyki o sąsiadach, swoich pupilach – psach, a w stanie wojennym krótkie, dziecięce formy antysystemowe, które rodzice przechwytywali i ukrywali z wiadomych względów. 

W szkole średniej pod wpływem fascynacji polskimi i rosyjskimi poetami powstały pierwsze wiersze o tematyce uczuć. Za udział w szkolnych konkursach literackich otrzymywała nagrody i wyróżnienia, zaś w okresie studiów zadebiutowała w tygodniku Angora wierszem „Biedronka”. 

Poza nielicznymi publikacjami większość wierszy ukrywała się w czeluściach szuflady, by wreszcie za namową poetki Joanny Pąk w 2022 roku trafić do druku. Zadebiutowała zbiorem wierszy pt. „Otulam się Tobą…”, w 2023 roku ukazał się drugi tomik poezji „Zabłądziłam”. Wiersze ukazywały się na łamach kwartalnika kulturalnego Kozirynek i w tygodniku Angora, prezentowane były także na blogu o literaturze „Czytadło”.
Wiersze na łamach czasopisma „Bezkres”, „Nestor”

Nagrody i wyróżnienia:

III miejsce w 29 Ogólnopolskim Konkursie Literackim Prozy i Poezji osób niepełnosprawnych – 2022 Kraków

I miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim ODWAGA. Wiersze dedykowane Wiktorii i
Józefowi Ulmom – 2023 Rzeszów,

II miejsce w konkursie „Turniej Jednego Listu” na Krasnostawskiej Nocy Poetów im Mariusza Kargula – 2023 Widniówka.

Wiersze w antologiach:

„Otuleni blaskiem serc” wyd. Krywaj 2022,

„Rozbujani w obłokach” wyd. Krywaj 2023,

„Pobudka” antologia pokonkursowa XVI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Wacława Iwaniuka 2023,

„Kruche słowa” almanach Łęczyńskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury i Sztuki PLAMA
2023,

„Peron literacki dla Julci” wyd. Krywaj 2023.

Rozmawiała: Anna Bieganowska-Skóra

Zdjęcia: Agnieszka Bydlińska

Materiał powstał w ramach projektu “Promowanie aktywności osób niepełnosprawnych w różnych dziedzinach
życia społecznego i zawodowego” realizowanego w okresie 06.06.2023 – 11.12.2023 r.
przez Lubelskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych – Sejmik Wojewódzki.

Zadanie publiczne jest finansowane ze środków PFRON przyznanych przez Samorząd Województwa Lubelskiego

UWAGA: Kopiowanie, skracanie, przerabianie, wykorzystywanie fotografii i tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.niepelnosprawnilublin.pl, w innych mediach lub innych serwisach informacyjnych wymaga zgody redakcji.

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies