Na początek słów kilka o pasjach poproszę 🙂
Z pasjami bywa różnie: zaczynasz zajmować się czymś, co cię interesuje i to staje się twoją pasją. Może też być tak, że robisz coś, co cię początkowo nie interesuje jakoś tam zbytnio, ale stajesz się w tym coraz lepszy. To też się może stać pasją, ponieważ nagle odkrywasz, że kurczę, fajnie jest być coraz lepszym w tym, co robisz. Pasje biorą się z życia, z bycia wśród ludzi. Spotykając ludzi dowiadujesz się o różnych rzeczach i czasem coś „zazębi” i cię zainteresuje. Jeżeli trafimy na podatny grunt i mamy w tym kierunku jakiś talent, to szansa na sukces rośnie. Trzeba też pamiętać, że specjalizacja w czymkolwiek zależy od tzw. „przysiadu”. Jeśli coś nas szczególnie interesuje, coś nas kręci, a nie włożymy w to odpowiedniej pracy, to nic z tego nie będzie. Przy pierwszej trudności odechce nam się tego robić i będziemy szukać czegoś innego, co początkowo wyda się nam interesujące aż do kolejnego magicznego progu trudności, kiedy to znów się nam tego odechce i tak w kółko. Tak naprawdę bez pracy żadna dziedzina naszego życia nie stanie się nasza pasją, no bo niby jak?
U Ciebie tych pasji jest sporo. Wyliczając w porządku chronologicznym: najpierw muzyka…
Zaczęło się tak, że gdy byłem małym dzieckiem, to tata mi kupił trąbkę z klawiszami, zwaną Wiolina – od tego zaczynałem. A potem poszedłem do szkoły w zakładzie dla niewidomych w Laskach i tam pojawiło się pianino. Niezbyt miło wspominam pierwsze lekcje gry. Jeździliśmy 2 razy w tygodniu do ogniska muzycznego do Warszawy, siedzieliśmy praktycznie przez całe popołudnie, wracało się po kolacji. Jeśli nauczycielka się spóźniła, to z lekcji prawie nic nie zostawało, czasem z 45 minut zostawało 15, a bywało i 5. Potem zacząłem się uczyć grać na akordeonie i była powtórka z rozrywki. I tylko mnie to zniechęciło. Ostatecznie pomyślałem, że nauczę się grać na gitarze, tak ogniskowo, żeby grać, bez żadnych tam chwytów barowych no bo po co mi to. A tu nagle wzięło się i okazało, że gitara została moim głównym instrumentem. Uczyłem się poza szkołą – koledzy mi pokazywali różne rzeczy na tej gitarze, do innych dochodziłem sam, ćwiczyłem. Nie ukrywam, że pomogły mi te lekcje gry na pianinie – poznałem budowę akordów i trochę harmonizowania czyli dobierania akordów do piosenek. Jeśli z kolei mówimy o osobach, które mnie zainspirowały do gitary, przede wszystkim był to Jacek Kaczmarski. To było coś niesamowitego usłyszeć Jacka Kaczmarskiego z jego pierwszych trzech kaset. Po prostu zakochałem się w tym człowieku i w muzyce, którą on robił, i w jego poezji, bo przecież również poetą był i piękne rzeczy pisał. Stare Dobre Małżeństwo też oczywiście, poezja śpiewana Wolnej Grupy Bukowina i ogólnie cały ten nurt poezji śpiewanej i piosenki studenckiej. Na obozach harcerskich koleżanki grały, a my z chłopakami zaczęliśmy śpiewać, między innymi piosenkę „Jihaw kozak czerez misto” – piosenkę, którą można by tak rzec rozpoczęła działalność Kapeli Drewutnia. Do dziś jest to nasz sztandarowy utwór, który nam się podoba i niejednokrotnie powoduje wielki aplauz na naszych koncertach. Jest takie chińskie przysłowie: Naucz się tego, co lubisz, a przez całe życie nie będziesz musiał pracować”. Jak polubiłem muzykę, to postanowiłem nauczyć się tego, co lubię, bo nie lubię pracować.
Następnie na liście Twoich zainteresowań mamy sport.
Miałem różne epizody sportowe. Np. w siódmej klasie popalałem „Sporty” w internacie na strychu i to tak po cichu. W szkole średniej grałem w tak zwaną piłkę bramkową dla niewidomych. Grają drużyny trzyosobowe. Po jednej stronie sali 3 osoby, po drugiej stronie sali również, no i rzuca się piłką tak, by przeszła pod spodem i nie uderzyła w wiszące pół metra nad ziemią w poprzek sali dzwonki. Drugą dyscypliną, która mnie wciągnęła na jakiś czas było kolarstwo tandemowe. Mam swój rower i czasami sobie jeżdżę, jeśli mam z kim. Jestem członkiem Kolarskiego Klubu Tandemowego „Hetman” Lublin, z którym co roku jeździmy na rowerowe rajdy po Polsce i za granicą. Pasję do turystyki tandemowej zaszczepił mi jeszcze w Laskach nasz ówczesny duszpasterz ksiądz Jacek Ponikowski. Jako pierwsza osoba przemógł inercję personelu zakładu dla niewidomych, pewnie powodowaną lękiem o wychowanków i organizując tandemowe rajdy w okolicach Lasek i Warszawy zapraszał warszawską oazową młodzież, angażując ich również jako naszych przewodników na rowerach. W efekcie tych działań zorganizował dwa duże przedsięwzięcia: rowerową pielgrzymkę śladami Papieskimi Jana Pawła II do Rzymu, podczas której spotkaliśmy się na środowej audiencji z papieżem Polakiem. Drugą była również rowerowa pielgrzymka do Mariazell czyli tak zwanej austriackiej Częstochowy. W obu wziąłem udział jako siedemnasto- i osiemnastolatek. W 2004 roku wraz z grupą przyjaciół wybraliśmy się na ukraiński jeszcze Krym, przypinając do tandemów przyczepki rowerowe do przewożenia bagażu, między innymi namiotów, w których po drodze spaliśmy. Przez kilka lat brałem także udział w wyścigach kolarskich tandemowych w Polsce i za granicą – w Belgii. Na mistrzostwach Polski, które odbyły się w dziewięćdziesiątym ósmym roku w Jastkowie koło Lublina zdobyłem trzecią lokatę i to było moje największe osiągnięcie sportowe w kolarstwie tandemowym, ale przestałem się tym zajmować…
Dlaczego?
No bo okazało się, że może to zagrozić innym moim pasjom. Zarówno do muzyki, o której już wspomniałem, jak i do masażu, osteopatii, o nich za chwilę. Do obu niezbędne są całe i sprawne ręce. Byłem kiedyś świadkiem wypadku kolarskiego: kilka tandemów przewróciło się. Ludzie mieli połamane ręce. Gdyby coś podobnego mi się przytrafiło, musiałbym zrezygnować z robienia tego, co kocham.
Kolejna przestrzeń Twoich zamiłowań to terapie manualne…
W czasie, kiedy podejmowałem decyzje dotyczące mojej drogi zawodowej, akurat nie było zbyt wielu możliwości dla osób niewidomych. Był to czas przed wielkim bumem informatycznym, który pozwolił niewidomym osobom realizować się na różnych innych płaszczyznach zawodowych. Jednym z tych, które mnie zainteresowały, był zawód masażysty. Chciałem się dowiedzieć, jak jest człowiek zbudowany; co zrobić, by mu pomóc, jak można go leczyć, jak podejść do niego holistycznie.
Tyle pasji, tyle talentów w jednej osobie – realizując je zaprzeczasz stereotypowi osoby niewidomej, która siedzi w domu i nic nie robi.
Tak, czasem ludzie są zdziwieni. Ale tłumaczę zawsze, że różnica między nami jest tylko techniczna – ja po prostu nie widzę. Jako osoba niewidoma nie mogę robić różnych rzeczy, które chciałbym, na przykład jeździć samochodem. Jestem chłopak ze wsi, więc gdybym widział, to bym został na gospodarce. To też by była moja pasja. Ja kochałem i kocham nadal zwierzęta, lubiłem traktorem jeździć z ojcem podczas różnych prac polowych. No ale wiadomo – niestety samemu nie było mi dane. Tak sobie myślę, że gdybym wychowywał się w domu, chodził do szkoły tutaj i był cały czas pod opieką rodziców, to mogłoby się okazać, że byłbym kolejnym takim niewidomym, za którego wszystko robią inni, podtykają mu wszystko pod nos i któremu się nic nie chce. W Laskach już od przedszkola uczono nas samodzielności – a to buty wiązać, a to guziki zapinać, chleb masłem posmarować. Takie różne elementarne rzeczy, jakie po prostu człowiekowi są potrzebne do tego, żeby móc funkcjonować samodzielnie. Faktycznie, czasem ludzie się dziwią, że jak to osoba niewidoma może to, czy to, czy tamto. Tłumaczę im, że nie jestem jedynym człowiekiem niewidomym, który te rzeczy robi. Robiło je wielu ludzi przede mną i po mnie też będą robić. Wszystko to, co jest w zasięgu możliwości osób niewidomych. Do średniej szkoły poszedłem do lubelskiego liceum. No i na początku był taki dystans, który jest normalny bo jest spowodowany innością, ale mówię „kurczę, no bez sensu, tak być nie będzie przecież również ode mnie zależy, na ile oni mnie będą traktować inaczej”. No i tak stopniowo – pogadało się z jednym i z drugim, dystans zaczął maleć w zastraszającym tempie, potem pograłem na gitarze – zmniejszył się jeszcze bardziej. Zaczęliśmy razem wychodzić to do przyjaciół, to do knajpy i okazało się, że spotkałem naprawdę bardzo fajnych ludzi.
Czy czułeś kiedykolwiek presję, że ze względu na to, że nie widzisz, musisz coś zrobić więcej, że musisz się sam ze sobą mierzyć, że musisz coś komuś udowodnić?
To znaczy może kiedyś tak myślałem faktycznie. Ale to jak byłem bardzo młody. Ja wszystkim pokażę, że jestem w stanie zrobić i to i to, i nawet tamto, ale to był krótki moment. Życie nie polega na tym, żeby udowadniać, tylko żeby po prostu coś fajnego w życiu robić. Każdy z nas tak naprawdę ma jakąś misję do spełnienia. Ma swoje talenty i swoje braki. Brak wzroku nie różni mnie pod tym względem na przykład od ciebie. Też masz swoją misję, robisz coś nie po to, żeby komuś udowodnić. Człowiek musi znaleźć swoje miejsce w życiu, w którym na jakimś polu działa, spełnia się. Jeżeli się robi coś i komuś się to podoba, i ten ktoś mówi: „kurde, ja też bym tak chciał i tak właśnie zrobię” – to to już jest misja. Tak jak ja mówiłem o Jacku Kaczmarskim – spodobała mi się jego muzyka, chciałem robić to, co on. Można powiedzieć, że on miał misję wobec mnie – młodego chłopaka. Też być może wobec kogoś mam taką misję, ale traktuję to zwyczajnie. Nauczyłem się, że w życiu – tak jak to ładnie ujął Wojtek Młynarski – trzeba robić swoje i tyle. Robić to, co najlepiej się potrafi. Bez spiny, bez nadęcia, które blokują człowieka. Nawet jak nie zawsze wychodzi. No i nie za bardzo przywiązywać się do swoich oczekiwań. Bo jak się za bardzo nastawiamy na coś, to z reguły wychodzi zupełnie inaczej. Dobrze jest mieć plan B, plan C, plan D – różne sytuacje się w życiu zdarzają. Chodzi o to, żeby umiejętnie na to zareagować. Na luzie a nie stresem. Żeby sobie samemu nie robić krzywdy. Najlepiej robić wszystko z miłością względem samego siebie.
Która z tych Twoich życiowych dróg jest ważniejsza, która daje więcej satysfakcji?
Każda jest inna – to jest tak jak z nogami, obie są równoważne; stoisz na jednej – owszem możesz, ale szybko się zmęczysz. Niestety, często rozdrabniam się na różne rzeczy. Myślę, że wiele rzeczy mógłbym robić dużo lepiej, gdybym w to włożył więcej pracy. Wyznaczam sobie nowe cele – teraz na przykład uczę się grania kostką, bo do tej pory grałem palcami. Także dokształcam się ciągle w terapii manualnej. No bo jak nie podwyższasz kwalifikacji, to się cofasz, nie idziesz do przodu.
Co jest dla Ciebie największym osiągnięciem, z czego jesteś najbardziej dumny?
Największym osiągnięciem dla mnie jest to, o czym mówiłem wcześniej: że nauczyłem się jakiejś takiej równowagi psychofizycznej. Tak jak rozmawialiśmy: nic nie muszę, wszystko mogę i robię najlepiej to, co potrafię. Natomiast, jeśli chodzi o największe osiągnięcia w dziedzinie muzycznej, to za sukces uważam, że od 25 lat jako zespół Kapela Drewutnia jesteśmy na rynku folkowym i cały czas na tym rynku istniejemy. Nagrywamy płyty, zostawiamy coś po sobie, gramy koncerty, cieszymy ludzi. A jeśli chodzi o terapię manualną, to sporo wiem, ale jeszcze więcej się muszę nauczyć. Jest to dla mnie dużym osiągnięciem, że pomagam ludziom. To wielka radość i satysfakcja, jeśli człowiek wychodzi ode mnie z uśmiechem i słowami „już mnie nie boli”. Taka moja cegła do budowania lepszego świata.
A jakie masz marzenia związane ze swoimi pasjami?
No to przede wszystkim, żeby się dokształcać w każdej z tych dziedzin i może jeszcze jakąś pasję sobie inną znaleźć. Zobaczymy. Mam talent do języków, który niestety zaniedbałem, ale podobno nigdy nie jest za późno. Coś człowieka musi w tym życiu nakręcać, napędzać, żeby chciało mu się wstawać z łóżka i iść przed siebie. Mam jeszcze jedno takie marzenie, ale może nie będę o nim mówił. Jak powiem i się okaże, że tego nie zrobię, to będzie trochę kicha. A jak zrobię i mi się uda, to będziemy mogli wtedy o tym porozmawiać.
Trzymam za słowo 🙂
Rozmawiała: Anna Bieganowska-Skóra
Materiał powstał w ramach projektu “Promowanie aktywności osób niepełnosprawnych w różnych dziedzinach życia społecznego i zawodowego” realizowanego w okresie 01.09.2022 – 10.12.2022 r. przez Lubelskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych – Sejmik Wojewódzki ze środków Województwa Lubelskiego.
UWAGA: Kopiowanie, skracanie, przerabianie, wykorzystywanie fotografii i tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.niepelnosprawnilublin.pl, w innych mediach lub innych serwisach informacyjnych wymaga zgody redakcji.