Muzyk, grafik, poeta, kompozytor, założyciel i członek zespołu „Strefa Pracy Żurawia”.
Krzysztof Rzepecki – Powiedz proszę, jakie masz wykształcenie, czy jeszcze się uczysz?
Łukasz Siatkowski – Mam wykształcenie wyższe. Posiadam licencjat z kulturoznawstwa. Teraz studiuję na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, na kierunku teologia.
KR – Jak się zaczęła twoja przygoda z rysowaniem?
ŁS – Od małego „coś tam rysowałem”. Dopiero na studiach przybrało to właściwą formę. Z szeregu eksperymentów wyłoniła się 9 lat temu ona – karambolizacja przestrzeni.
KR – Czy mógłbyś objaśnić naszym czytelnikom, co oznacza ten termin i skąd się wziął?
ŁS – W platońskiej koncepcji Demiórg geometryzuje świat z zastanych idei. W założeniu karambolizacji artysta przekształca własną przestrzeń, za pomocą tego co dostał od Pana Boga.
KR – Co chcesz przekazać poprzez swoje prace?
ŁS – Chcę pokazać wyniki własnych przemyśleń na temat przestrzeni, a poza tym zmotywować innych do działania.
KR – Oprócz tworzenia rysunków jesteś też muzykiem, w jakim zespole grasz?
ŁS – Muzyk to chyba za duże słowo… My w zespole „Strefa Pracy Żurawia” robimy dobrze ludziom dźwiękiem, kocham momenty, gdy ludzie śpią na koncertach. We współczesnej kulturze mamy za dużo hałasu, chcę więc naszymi kompozycjami otworzyć w ludziach dawno zapomniany spokój.
KR – To dość zabawna nazwa dla zespołu muzycznego, powiedz proszę skąd pomysł na nazwę, opowiedz o historii jego powstania.
ŁS – Podczas jakiegoś festiwalu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, dwóch gitarzystów zagrało utwór o tej nazwie… pomyślałem, że taka nazwa nie może się zmarnować…
KR – Mówisz, że „kocham momenty, gdy ludzie śpią na koncertach” , to dość intrygujące stwierdzenie jak na muzyka, nie wolisz, aby muzyka zespołu była słuchana przez publiczność, a sen został odłożony na później? (uśmiech)
ŁS – Chodziło mi w tym stwierdzeniu o relaks, o komfort ludzi, którzy nas słuchają… co robią po koncercie to ich sprawa.
KR – Jaką muzykę uprawiasz, jakiej lubisz słuchać?
ŁS – Solowo zajmuje się eksperymentami w stylu noise, ambient… W „Madam Wong” robimy różne rockowe kompozycje… W „Strefie Pracy Żurawia” jest lirycznie… Sam słucham od free jazzu po rock… lubię odbywać podróże dźwiękowe.
KR – Czyli „Madam Wong” to jeszcze jeden zespół muzyczny, w którym grasz. Opowiedz o historii jego powstania, w jakim składzie gracie?
ŁS – W „Madam Wong” gram na klawiszach, a kolega Jarek Maksim na gitarze. On nagrywa u siebie na komupterze, ja u siebie.
KR – Czy wraz z zespołem koncertujecie w Lublinie, a może poza nim?
ŁS – W ciągu 6 lat działalności „Strefy Pracy Żurawia” mieliśmy kilka naprawdę fajnych okazji, by zaprezentować się lubelskiej publiczności, często było to połączone z warsztatami karambolizacji przestrzeni.
KR – Co ci daje rysowanie i granie, czy to jest odskocznia od dnia codziennego?
ŁS – Artysta musi być zakorzeniony w sztuce, przez własną codzienność. Moja sztuka nie jest odskocznią od niepełnosprawności ruchowej… Jest raczej kreacją twórczą właśnie dzięki takiemu, a nie innemu stanowi skupienia.
KR – Wiem, że piszesz wiersze, o czym one mówią?
ŁS – O podróżach, o Bogu, o dziewczynach, czyli wszystko co tam w duszy się ukrywa…
KR – Może podzielisz się z czytelnikami biuletynu LFOON jakąś zabawną historyjką, jakiej doświadczyłeś?
ŁS – Nie wiem tylko, która część mojego poczucia humoru mogłaby rozbawić kogokolwiek, oprócz mnie (sic!).
KR – Sądzę jednak, że osoby czytające wywiad chciałyby poznać jakieś zabawne zdarzenie, może w trakcie koncertu, na uczelni lub gdziekolwiek indziej przeżyłeś zabawną przygodę? Jeśli nic ci się nie przypomina może, po prostu, opowiedz dowcip (uśmiech). Z twoich poprzednich odpowiedzi wywnioskowałem, że masz duże poczucie humoru.
ŁS – Zabawne jest jak ludzie reagują na wózek, zabawne jest to, że np. dają mi pogłaskać pieska, albo głaszczą mnie po głowie… albo jak policja przyjeżdża spisywać nas za picie alkoholu w miejscach publicznych to często nie wiedzą jak się zachować (uśmiech).
KR – Jesteś osobę niepełnosprawną, czy to ogranicza cię w jakikolwiek sposób?
ŁS – Wielu ludzi uważa, że niepełnosprawność ogranicza… Moim zdaniem dzieje się tak tylko wtedy, gdy ktoś z góry uzna, że jest to sam ból, czy dyskomfort… Ja uważam, że mój stan wiele razy mi pomógł w wielu rzeczach, a nie przeszkadzał.
KR – Jest wiele osób niepełnosprawnych, dla których życie polega tylko na przesiadywaniu w domu. Co chciałbyś powiedzieć takim osobom, jak je zachęciłbyś do uczestnictwa w życiu obok ludzi zdrowych?
ŁS – Najważniejsze jest znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie, a nie udawać, że społeczeństwo nie potrzebuje kogoś kto wygląda inaczej.
KR – Co ci najbardziej przeszkadza w Lublinie, mam na myśli zarówno bariery architektoniczne jak i bariery w psychice ludzi, co chciałbyś zmienić w zachowaniu lublinian?
ŁS – W Lublinie przeszkadza mi mentalność animatorów kultury, których spotykałem… dla wielu organizacja koncertów „Strefy Pracy Żurawia” była kwestią robienia czegoś z łaski, litości… my jej nie potrzebujemy.
KR – Jako człowiek poruszający się na wózku, czynnie uczestniczący w życiu, możesz z pewnością ocenić, czy zmienia się, jeśli tak, to w jaki sposób, stosunek ludzi zdrowych do osób mniej sprawnych, chorych?
ŁS – Zmienia się na tyle na ile obie strony chcą jakoś współpracować.
KR – Jesteś muzykiem, poetą, plastykiem, można powiedzieć, że jesteś artystą wszechstronnym, jak na te wszystkie swoje pasje znajdujesz czas, przecież dochodzi do tych zajęć jeszcze nauka. Może jesteś w posiadaniu wehikułu czasu?(uśmiech)
ŁS – Tak, mam jeden wehikuł czasu (uśmiech).
KR – Jakie jest twoje największe marzenie?
ŁS – Założyć rodzinę.
*Wywiad z Łukaszem Siatkowskim przeprowadziłem drogą e–mailową.