Niniejszy artykuł nie jest przewodnikiem naukowym – zawarte w nim refleksje są raczej owocem wieloletniego doświadczenia autora, wyniesionego z perspektywy pacjenta, aczkolwiek treści zaczerpnięte z wykładów i konferencji o charakterze psychoedukacyjnym zostały w nim szeroko uwzględnione.
Wynika stąd, iż poniższym refleksjom nie przysługuje taki poziom profesjonalnej powagi, jaki przypisać można doświadczeniu i słowom ekspertów ex-in (wyspecjalizowanych i wyedukowanych pomocników lekarza – profesjonalisty w zakresie wspierania osób zmagających się z kryzysem psychicznym).
Jeśli tytuł artykułu poddać przeformułowaniu, to – nieco przewrotnie – postawić można pytanie: Czy pomagać osobom w kryzysie psychicznym?
Pytanie nie jest wyłącznie retorycznym; wątpliwość co do sensowności udzielania pomocy stawia sobie bowiem zapewne wiele osób posiadających intencję poświęcenia czasu osobom w kryzysie, jednak w danym wypadku spotykających się z barierą braku zainteresowania ze strony potencjalnych podopiecznych. Już w tym miejscu podkreślić należy, iż ów „brak zainteresowania” osoby potrzebującej wsparcia – Jej obojętność na deklarację współtowarzyszenia w wysiłku pokonywania kryzysu – będzie miał z reguły charakter pozorny.
Wielu spośród doświadczających cierpienia pacjentów psychiatrycznych gotowych jest bowiem przybrać maskę samowystarczalności – zasłonić się nią przed perspektywą zawodu, mogącego zrodzić definitywną utratę Nadziei na bliską relację z kimkolwiek. Jako osoba doświadczająca głębokiego kryzysu sam również wielokrotnie przybierałem taką właśnie maskę, odczuwając w głębi serca ogromny głód relacji. Przyjmijmy zatem, że osoba w kryzysie jest osobą potrzebującą pomocy, jakkolwiek nie w każdym momencie gotową taką pomoc przyjąć.
Jakiego rodzaju wsparcie może stać się czynnikiem potęgującym szanse wspieranego w pokonywaniu kryzysu? Pełną odpowiedź na tak postawione pytanie ma szanse odkryć sama osoba wspierająca. Zresztą, na gruncie autentycznego koleżeństwa czy przyjaźni, do których tęskni wielu z nas, granice między stroną wspierającą i wspieraną tracą swoje pierwotne znaczenie – zamazują się. Jeżeli jednak nasze otwarcie na wejście w relacje z osobą w kryzysie nie ma uczynić Jej krzywdy – winno być otwartością długofalową.
Konsekwencja w okazywaniu empatii i otwartości jest nie tylko wymogiem płynącym ze wspomnianej ewentualności wewnętrznego zamknięcia się drugiej strony (nawet lekarze profesjonaliści przyznają, iż przełamanie bariery lęku i nieufności u pacjenta bywa niekiedy okupione wieloletnimi wysiłkami). Długofalowość świadczonej pomocy to też kwestia pewnej “ekonomii”. Faktem jest bowiem, iż osoba doświadczająca głębokiego kryzysu psychicznego stoi w obliczu konieczności podjęcia długiego marszu w stronę zdrowienia. Na tej drodze czeka Ją wiele etapów, których symbolem może stać się pokonanie kolejnych ograniczeń w codziennym, satysfakcjonującym funkcjonowaniu. Na każdym z tych etapów (choć nie na każdym z tą samą intensywnością) świadomość obecności w Jej życiu osoby życzliwej, otwartej i empatycznej ma szansę stać się potężnym czynnikiem umacniającym.
Jeśli spojrzeć zatem na drugą stronę relacji – stronę osoby wspierającej – gotowość towarzyszenia bliźniemu w Jego zmaganiach nie zawsze może polegać na fizycznej, dosłownej obecności. Po pierwsze: obecność taka nie zawsze jest potrzebna (często wystarczy jedynie świadomość osoby, którą chcielibyśmy wesprzeć, iż perspektywa uzyskania pomocy jest otwarta), po drugie zaś – nie zawsze jest możliwa. Mam tu na myśli fakt, iż w świadczeniu wszelkiego rodzaju pomocy zachodzić może niebezpieczeństwo, które najlepiej zobrazuje metafora tonącego i ratownika – tonącemu zdarza się sprowadzić niebezpieczeństwo na osobę udzielającą Mu pomocy.
Krótko mówiąc – w świadczeniu pomocy nie powinno się lekceważyć potrzeby zabezpieczenia również samego siebie, zadbania o swoją sferę prywatności, utrzymania nawiązanej relacji w pożądanym przez siebie kształcie. Owoce takiej długofalowej, ale wspierającej się o pewną asertywność relacji przyjść mogą niekiedy po wielu latach. Na marginesie kwestii zabezpieczenia samego siebie dodać można, iż są i takie problemy psychiczne, w których dotknięte nimi osoby mogą mieć skłonność do wykorzystywania innych, stosowania szantażu emocjonalnego – brak asertywności ze strony udzielającej pomocy może mieć zatem dla Niej skutki wyniszczające.
Szczególnym przypadkiem udzielania pomocy, o której mowa, jest towarzyszenie osobie w depresji. Jakkolwiek nikt jeszcze nie „wyciągnął za uszy” z depresji nikogo, a w tym, jak i we wszystkich pozostałych wypadkach niezbędnym bywa wsparcie farmakologiczne ze strony uprawnionego profesjonalisty, to tylko rzeczywiście i szczególnie zaangażowana obecność drugiego człowieka dać może poczucie bezpieczeństwa osobie doświadczającej wspomnianego schorzenia. Zaangażowana obecność – to w danym wypadku także gotowość do zajęcia się sprawą organizacji kontaktu z lekarzem (osoba w depresji w wielu wypadkach będzie niezdolna do zadbania o siebie i o swoje zdrowie), wysłuchania, potwierdzenia swojej gotowości udzielenia pomocy czynami.
Taka obecność nie polega na kierowaniu w stronę osoby potrzebującej wsparcia zdawkowych komunikatów w rodzaju: „Nie przejmuj się!”; „Wszystko będzie dobrze”; „Inni mają jeszcze gorzej”; czy „Weź się w garść!”. Komunikaty o takim charakterze pogarszają bowiem sytuację osoby, której chcemy (?) pomóc, utwierdzając Ją w przekonaniu o nieprzezwyciężalności doświadczanego przez Nią kryzysu, często także utwierdzając Ją w poczuciu winy.
Na koniec chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym z kontekstów pomocy osobom będącym w kryzysie psychicznym – kontekście, w którym szczególna odpowiedzialność ciąży naprawdę na każdym z nas. Jeśli w kontakcie z osobą, o której moglibyśmy nawet sądzić, że nigdy nie doświadczała kryzysu psychicznego, jesteśmy świadkami ujawniania myśli samobójczych, dotykania tematu samobójstwa, czy wprost wyrażania deklaracji o takim charakterze, nasza obojętność może mieć cenę ludzkiego życia.
Chciałbym zatem – w ślad za lekarzami profesjonalistami – podkreślić, iż nigdy nie wolno nam lekceważyć opisanej wyżej sytuacji, zaś w podjętych przez nas działaniach niezbędna jest szczególna roztropność. Skoro nikt, kto doświadcza dobrostanu psychicznego, nie podejmuje raczej w rozmowach z innymi wątków autoagresji; skoro wyrażanie myśli o podobnym charakterze wskazywać może na pewną już gotowość finalizacji tragicznej decyzji – dobrze jest we wspomnianym kontekście sytuacyjnym uważnie wysłuchać osoby zainteresowanej (nie ulegając Jej narracji, która często może zmierzać do osłabienia naszej czujności) i powiadomić np. przedstawiciela kompetentnej instytucji (może to być dyrekcja szkoły, lekarz profesjonalista, przedstawiciel ośrodka interwencji kryzysowej itp.).
Na koniec ważna uwaga: nieodzowność dopełnienia świadczonego przez lekarzy wsparcia przez wsparcie ze strony przedstawicieli bliskiego środowiska osób chorujących nie uprawnia nikogo do zastępowania profesjonalistów w Ich kompetencjach.
Niech w każdym ze wspomnianych kontekstów nam – osobom gotowym wejść w relację z osobą potrzebującą szczególnej pomocy – towarzyszy żywa świadomość godności i praw przysługujących partnerowi nawiązywanej relacji. Empatia i życzliwość, będące fundamentem atmosfery relacji międzyludzkich pożądanych przez każdego z nas, stanowią często dla osób doświadczających kryzysu jedyny drogowskaz na drodze do zdrowienia.
Zygmunt Marek Miszczak