Nazywam się Anna Dąbrowska-Czechura. Choruję na reumatoidalne zapalenie stawów Moja choroba trwa 33 lata.Gdy ją zdiagnozowano, miałam 14 lat, jakieś plany na życie i oczekiwania…
Pojawiła się nagle, o swoim istnieniu informując bólem ręki i ciągłym zmęczeniem. Ponieważ z chorobą reumatyczną zmagała się moja babcia diagnoza była postawiona niedługo po pojawieniu się symptomów. Niestety 33 lata temu nie było takich leków jak obecnie i chociaż od razu trafiłam na oddział reumatologii proces zapalny zajmował mi kolejne stawy prowadząc do trwałych zmian i uniemożliwiając mi korzystanie z pełni życia jakie, chciałaby prowadzić nastolatka i każda młoda osoba. Musiałam zrezygnować z marzeń, przewartościować wiele spraw. Zdawałam sobie sprawę z faktu, że choroba przewlekła, jaką jest reumatoidalne zapalenie stawów, zostanie ze mną do końca życia. Zaakceptowanie takiej diagnozy dla wielu bywa trudne. Zazwyczaj przechodzi się przez różne etapy, zaczynając od szoku po usłyszeniu diagnozy, czekaniu na poprawę, rozpaczy, gdy poprawa nie następuje, a zamiast tego jest gorzej, na akceptacji kończąc. Mi było trochę łatwiej, ponieważ – jeszcze będąc zdrową – patrzyłam na moją chorującą babcię i to mi pozwoliło oswoić się z chorobą i trochę ugłaskać szok po uzyskaniu własnej diagnozy. A czy ją zaakceptowałam? Pogodziłam się, ale mam chwilę słabości i żal, że ciągle muszę walczyć o własną sprawność. Muszę dużo ćwiczyć. Nie mogę powiedzieć, że nie będę brała leków, mimo że niszczą żołądek, ponieważ leki i rehabilitacja pozwalają mi na samodzielne funkcjonowanie. Może trochę wolniejsze niż u zdrowych ludzi, ale dające poczucie samodzielności. Moje życie to też walka ze stereotypami. Niestety w społeczeństwie głęboko jest zakorzenione myślenie, że choroby reumatyczne dotyczą tylko osób starszych. Zapisałam się do Stowarzyszenia „3majmy się razem”. Poznałam tam inne młode osoby zmagające się z przewlekłym schorzeniem, które – tak samo jak ja – musiały odnaleźć się w nowej sytuacji.
Żeby odciągnąć myśli i nie skupiać się tylko na chorobie, postanowiłam znaleźć sobie jakąś pasję i się realizować. Nie było to łatwe, bo zmiany w stawach i ograniczenia spowodowały, że czułam się onieśmielona i skrępowana. Musiałam dużo nad sobą pracować, ale dało to rezultaty. Obecnie mam do choroby dystans i potrafię z mojej niepełnosprawności żartować.
Na początku pochłonął mnie haft krzyżykowy. Dziwiłam się, skąd u mnie tyle cierpliwości i troski o szczegóły. Zdarzało się nawet, wyjmowałam z ramki oprawiony już obraz, bo się okazało, że jeden krzyżyk wyhaftowałam w inną stronę. Oczywiście nikt poza mną tego nie widział W efekcie mam całkiem niezłą kolekcję obrazków, kilka ofiarowałam w prezencie bliskim osobom. Niestety, w miarę jak choroba postępowała, operowanie igłą stało się dla mnie trudne. Przerzuciłam się na szydełkowanie. Szydełko jest większe i lepiej leży w dłoni. Moja druga pasja również zaowocowała pokaźną liczbą serwetek w różnych rozmiarach i wzorach.
Moja choroba wymaga ciągłej rehabilitacji, w związku z czym często korzystam z pobytów w sanatoriach i na turnusach rehabilitacyjnych. Moja kolejna pasja – chyba najważniejsza – z tymi wyjazdami ma związek. Któregoś razu złapałam się na tym, że miejsce pobytu wybierałam nie tylko pod kątem oferty zabiegowej, ale atrakcyjności miejscowości i okolic. Będąc już na miejscu, zapisywałam się na wszystkie możliwe wycieczki, a resztę ciekawych miejsc zwiedzałam prywatnie, po zabiegach. Chciałam zobaczyć jak najwięcej.
18 lat temu w moim życiu pojawił się Bogdan, który został moim mężem, a moja-nasza podróżnicza pasja nabrała rozmachu. O tym opowiem następnym razem
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej „3majmy się razem”
Tekst i zdjęcia: Anna Dąbrowska-Czechura