BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Barbara Zielonko - kobieta z krótkimi blond wlosami w czarnych okualrach, usmiechnięta, ubrana na czarno - krotka spódnica i bluzka z białą aplikacją w kwiaty.

Barbara Zielonko: Ja nie mam problemów, ja mam wyzwania!

Należę do dwóch stowarzyszeń – do Stowarzyszenia „Złota jesień” i Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów we Włodawie, uczęszczam na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Chodzę do Klubu Seniora przy PCK na rękodzieło, wcześniej chodziłam jeszcze na basen. Lubię takie manualne rzeczy robić. Śpiewam w zespole „Złota jesień”. Co by tu jeszcze?  W domu moją pasją są kwiatki, nawet mam kawałek grządeczki pod balkonem.  Mam jeszcze kota, którego uwielbiam? Czego ja nie robię! Dużo rzeczy robię, po prostu nie lubię się nudzić. Różnie to bywa, nieraz to z  jednego spotkania biegnę na drugie tylko po to, żeby nie siedzieć w domu i nie słuchać, co to starszą panią boli.

Pełniłam w organizacjach różne funkcje: byłam skarbnikiem „Złotej Jesieni”, wiceprezesem Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu we Włodawie. Przetestowałam na własnej skórze wszystkie funkcje, oprócz prezesa – ale tego po prostu nie chciałam. Jakby coś nowego się działo we Włodawie, bardzo chętnie tam też mogę być.

Będąc już na rencie, skończyłam technika usług kosmetycznych, dwa lata się uczyłam, tak tylko dla siebie. Zawsze mnie to interesowało. A teraz tak sobie myślę, że gdyby była możliwość, to bym chętnie bym skorzystała z jakiegoś szkolenia z zakresu dekoracji wnętrz.

Dodam, że jestem po 8 operacjach, więc muszę wychodzić, żeby nie umrzeć w domu z nudów. Jeszcze jest czas na książkę, na telewizję. Potrafię się zorganizować. W tym miesiącu mam 3 Wigilie w różnych miejscach: dwa stowarzyszenia i Klub Seniora PCK.

Robótki ręczne towarzyszyły mi od  zawsze – jak dzieci były malutkie, to się coś robiło na drutach czy na szydełku. Potem zapisałam się na projekt do Klubu Seniora – dowiedziałam się od koleżanki. Wybrałam sobie to, co mi pasuje.

Jeździmy na wycieczki, akurat wtedy, gdy umawiałyśmy się na rozmowę, to wracaliśmy z Lublina z opery „Traviatta”. Jeździmy na koncerty, a to do operetki, do opery, do teatru. Jak nie z jednego stowarzyszenia to z drugiego albo z Klubu.

Nie mam ulubionej aktywności – lubię próbować wszystkiego po trochu. Nie lubię gotowania, hahahaha. Nie gotuję, jak nie muszę po prostu. Nie lubię gotowania i prasowania. Lubię myć okna, wysprzątać, ale tych dwóch rzeczy nie lubię, to jest robione z musu, niestety.

Wszystko sobie zapisuję, bo już pamięć nie ta. Mam taką tablicę, na której zaznaczam, o której to czy tamto, żeby niczego nie ominąć.

Stowarzyszenie „Złota jesień” ma już prawie 50 lat, niedługo będziemy obchodzić pięćdziesięciolecie. . Organizujemy spotkania na Dzień Kobiet czy na Walentynki, czy jakieś inne święto,, często jest to przy muzyce.  Organizujemy wycieczki, jeździmy, żeby sobie coś pozwiedzać, coś zobaczyć. Podobnie w Klubie Seniora PCK – ostatnio był Przemyśl, Krasiczyn.

W Markowej byliśmy tam, gdzie żyli Ulmowie, ostatnio wyniesieni na ołtarze. Każde Stowarzyszenie co innego mi daje praktycznie. Na Uniwersytecie Trzeciego Wieku są bardzo ciekawe wykłady. Mieliśmy na przykład fantastyczny wykład profesora geologii z UMCS, który mówił, że Lubelszczyzna leży na olbrzymich pokładach bursztynu. No w życiu bym się gdzie indziej tego nie dowiedziała.

Jestem po szkole handlowej,  liceum kończyłam będąc na rencie, po prostu nigdy nie siedzę, nie nudzę się, a do szkoły chodziłam o kuli. Całe życie pracowałam w handlu – ja ten zawód uwielbiałam. Całe życie miałam kontakt z ludźmi, dlatego na rencie i emeryturze  zaczęło mi tego brakować. Przez 36 lat pracy pracowałam jako ekspedientka, brakuje mi tego nawet w tej chwili. Moją pasją była moja praca.

Pamiętam taką anegdotkę, to było w ostatniej mojej pracy, w sklepie obuwniczym – jedna klientka mówi o mnie do drugiej „ty jej nie słuchaj, bo ona Ci sandały w zimie sprzeda”. A ja z uśmiechem mówię „No przecież na Majorce czy Karaibach na pewno by się przydały”. Popatrzyłam na  te panie i im powiedziałam: „Wiecie panie co? ja to i lodówkę Eskimosowi bym sprzedała”. Po prostu zawsze to lubiłam. Nie zawsze było łatwo, ale uśmiech zawsze był.

Marzenie? Mam, mało ziszczalne – ale w sumie nigdy nie mów nigdy. Od dziecka moim marzeniem była Australia i chciałabym polecieć tam i zobaczyć. Takim bliższym marzeniem to jest Grecja, no mam nadzieję, że może kiedyś jeszcze zdążę.

Cieszę się życiem, wstaję, otwieram oko i żyję, bo przeżyłam naprawdę dużo. Miałam traumatyczne życie. Ludzie nie wiedzą, nie wierzą, że jestem po 8 operacjach, że przez 10 lat syn ciężko chorował. Patrzą na mnie i mówią „a ty to nie masz problemów”. Tak, ja właśnie nie mam problemów, ja mam wyzwania. A wyzwanie należy pokonać!

Nie cierpię zdania „nie mam pieniędzy”. No jak to nie mam – nawet jak mam 2 zł, to mam pieniądze. Jak mogę powiedzieć, że nie mam?

Mam takie właśnie pozytywne podejście do życia. Dawniej byłam straszną pesymistką. Naprawdę czarnowidztwo uprawiałam wcześniej. A później stwierdziłam, że nie ma co się nad sobą użalać, tylko Alleluja i do przodu! Pomogła mi w tym też trzyletnia terapia z psychologiem .Miałam w życiu wiele traumatycznych przeżyć Chodziłam na terapię dla siebie, dla dzieci.Bardzo dużo mi to pomogło.Moi znajomi to mówią,  że ja to zawsze taka radosna, uśmiechnięta, że potrafię na duchu podnieść. Często na mojej drodze pojawiają się ludzie, którzy potrzebują mojej pomocy, mojego zainteresowania. Zdarza się, że wyciągam ludzi z dołków, mówiąc o swoich przeżyciach; o tym, jak pokonałam trudności. Przeczytałam multum poradników psychologicznych.  W tej chwili coraz mniej, bo potrafię sobie radzić. Może kiedyś były doły, teraz są dołeczki, z których szybko wychodzę. Nie jest to też tak, że ja cały czas jestem taka happy. Ale uśmiecham się do ludzi idąc ulicą. Nie znam ich, ale ludzie też się do mnie uśmiechają. To nic nie kosztuje.

Mam takie podejście, żeby traktować trudne sytuacje z dystansem: odczekać 2 czy 3 dni, jak coś mi się wali.  Raz się wyprostuje, raz nie, no ale nie będę czerpać z porażki. Jak doświadczam czegoś niemiłego ze strony drugiej osoby, to sobie mówię „to ona ma problem, nie ja”. Jak się do życia podchodzi z optymizmem, to jakoś łatwiej się znosi porażki.

Może 20 czy 30 lat temu byłam akurat w takiej traumatycznej sytuacji. I nie mogłam spać i nagle tak sobie pomyślałam „Boże, czym ja się martwię. Mam dach nad głową. Mam co jeść, mam jakieś tam pieniądze. Jestem szczęśliwa po prostu”.

14 lat temu bodajże miałam nie chodzić, miałam jeździć na wózku. No i poddałam się operacji, mimo że nie miałam też pomocy znikąd. Nikt mi nie potrafił doradzić, akurat małżeństwo mi się waliło. To była moja myśl przewodnia, żeby nie być dla nikogo ciężarem. Jakby miało pójść źle, to wolałabym się po tej operacji nie obudzić. A dziś? chodzę, tańczę, bo lubię  każdego dnia budzę się i cieszę, że mogę wstać, usiąść, mogę się ubrać, mogę wyjść do ludzi. Doceniam te wszystkie rzeczy, które nie są nam dane na zawsze. Nie cierpię, nie znoszę malkontentów; ludzi, którzy marudzą, którzy mnie ściągają w dół.

Widzę, że ludzie nie potrafią się cieszyć z drobiazgów.

Znam ludzi, którzy naprawdę nie mają większych problemów, ale i tak im ciągle źle i źle. Źle to już było. – teraz musi być już tylko lepiej. To jest moje powiedzenie jedno z wielu ulubionych, odziedziczonych wraz charakterem po babci. Moja babcia miała takie bardzo złote myśli. Ja często ich w życiu używam. Babcia nie umiała czytać i pisać, ale była nianią we dworze – czyli musiała być bardzo mądrą kobietą, skoro dzieci dziedzica wychowywała.

Moja Babcia to by się wszystkim z innymi podzieliła. Najdrobniejszą rzeczą. Zawsze wszystkim po równo – nie było nigdy: ten lepszy, ten gorszy. To mi po Babci zostało – ktoś mi mówi, że czegoś potrzebuje. Ja mu na to „mówisz-masz”. Dzielę się, jak ktoś potrzebuje. Skoro mam, to dlaczego mam nie oddać? Jak mi będzie potrzebne, to jakoś sobie poradzę.

To była taka dobra kobieta, taka wyciszona. Ja nie słyszałam, żeby babcia krzyczała, Babcia mnie bardzo kochała. Ja sobie nie wyobrażałam, że moja babcia może umrzeć po prostu. Jak byłam dzieckiem, to stwierdziłam, że babcia będzie żyć wiecznie. I do dziś dnia mam takie wrażenie, że moja babcia jest jak dobry duch. Leżąc na stole operacyjnym, patrzyłam sobie w  lampy i mówię tak „Babciu, Ty wiesz, co masz robić! Masz czuwać nade mną”. I czuwa. Mimo tylu porażek – bo miałam naprawdę trudne doświadczenia życiowe –  musiałam dać radę, po prostu musiałam. Zostałam sama z 10 letnimi bliźniakami i wychowałam ich na porządnych ludzi. Pomimo przeszkód, pomimo problemów – kiedyś się wyprostować musi.

Moja siostra mi nie wierzyła, jak mówiłam, że u mnie to wszystko jak woda pod górę. Poszła ze mną kiedyś coś załatwić. I potem powiedziała „faktycznie, ja idę i załatwiam, a ty musisz się natrudzić, żeby coś gdzieś załatwić”. No trudno. Widocznie się pod taką gwiazdą się urodziłam. Widocznie tak ma być.

Ale mimo wszystko się nie poddaję. Chciałabym żyć jak najdłużej, cieszyć się jeszcze prawnukami, bo wnuczka ma już 16 lat, to się śmieję, że jeszcze trochę i babcia zostanie prababcią. Mam kochanych synów, fajna synową. Chociaż życie mnie  nie rozpieszcza, to mimo wszystko staram się każdym dniem się cieszyć i dawać radość innym.

Rozmawiała: Anna Bieganowska-Skóra

Fotografie: z archiwum prywatnego Barbary Zielonko

Materiał powstał w ramach projektu “Promowanie aktywności osób niepełnosprawnych w różnych dziedzinach
życia społecznego i zawodowego” realizowanego w okresie 06.06.2023 – 11.12.2023 r.
przez Lubelskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych – Sejmik Wojewódzki.

Zadanie publiczne jest finansowane ze środków PFRON przyznanych przez Samorząd Województwa Lubelskiego

UWAGA: Kopiowanie, skracanie, przerabianie, wykorzystywanie fotografii i tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.niepelnosprawnilublin.pl, w innych mediach lub innych serwisach informacyjnych wymaga zgody redakcji.

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies