Artur Jurek – „lubię aktywnie spędzać czas i próbować wszystkiego co można”. Przewodniczący Stowarzyszenia Grupa Aktywnej Rehabilitacji Region Lubelski – trenuje rugby, pracuje zawodowo i cieszy się życiem.
Krzysztof Rzepecki – Czy mogę zapytać o przyczynę Pana niepełnosprawności?
Artur Jurek – W wyniku skoku do wody na tak zwaną „główkę” doznałem urazu rdzenia kręgowego na odcinku szyjnym. Od tamtego czasu mam niedowład nóg oraz niesprawne ręce, poruszam się na wózku.
KR – I zawalił się cały dotychczasowy świat?
AJ – Ze względu na duże ograniczenia ruchowe musiałem zrezygnować z niektórych rzeczy. Z czasem jednak, na ich miejsce pojawiły się nowe, kiedy uporałem się z największymi problemami, poprawiłem swoją sprawność i przestawiłem myślenie. Dziś patrzę na to tak, że z jednej strony żyję jak większość sprawnych osób (pracuję, spotykam się ze znajomymi, chodzę do kina …), z drugiej strony z powodu wypadku, zająłem się rzeczami, których pewnie bym nie robił, gdybym był sprawny.
KR – Czym się Pan zajmuje?
AJ – Na co dzień pracuję, a dodatkowo zajmuję się tak zwaną aktywną rehabilitacją. Jako instruktor prowadzę zajęcia, treningi, szkolenia i obozy dla osób poruszających się na wózkach po urazach kręgosłupa oraz dla ich rodzin i opiekunów, a także osób, które mają kontakt z niepełnosprawnymi choćby z racji wykonywanego zawodu.
Jestem wieloletnim członkiem, a obecnie również przewodniczącym Stowarzyszenia Grupa Aktywnej Rehabilitacji Rekryteringsgruppen Region Lubelski. Współpracuje również z Fundacją Aktywnej Rehabilitacji z Warszawy.
KR – Czy pracuje Pan zawodowo?
AJ – Tak, ale niestety nie w wyuczonym zawodzie. Ukończyłem studia o kierunku Budownictwo ogólne na Wydziale Inżynierii Budowlanej i Sanitarnej Politechniki Lubelskiej. Od ponad 12 lat pracuję w Przedszkolu Miejskim Nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi w Lubartowie. Wykonuję tam prace biurowe związane z prowadzeniem kancelarii, ale także pomagam nauczycielkom w przygotowywaniu dokumentacji pedagogicznej oraz pomocy dydaktycznych dla dzieci.
KR – Wiem, że uprawia Pan rugby. Czy to trudna dyscyplina do trenowania dla osoby niepełnosprawnej?
AJ – Do wszystkiego trzeba mieć predyspozycje i dobrze jest lubić to co się robi. Rugby na wózkach, bo o takim rugby mówimy, jest dyscypliną sportu przeznaczoną dla osób z niesprawnością rąk. Każdy zawodnik chcący grać w rugby jest poddawany klasyfikacji, w której bierze się pod uwagę jego ogólną sprawność fizyczną która przekłada się na tak zwaną punktację. Wszystko jest tak pomyślane, żeby możliwość gry mieli zarówno zawodnicy sprawniejsi, jak i ci bardzo słabi fizycznie.
Z pewnością dyscyplina ta preferuje osoby lubiące żywiołowość i adrenalinę. Jednak często się mówi, że rugby na wózkach to szachy, tylko bardzo dynamiczne. Uważam, że najlepiej jest samemu się o wszystkim przekonać. Dlatego gorąco namawiam do pojawienia się na treningach naszej Lubelskiej Drużyny Rugby na Wózkach „Brave Snails”. Odbywają się one na hali sportowej Zespołu Szkół Nr 1 w Lublinie przy ul. Podwale 11, w czwartki, w godzinach od 18:30 do 21:00. Będzie można wtedy przymierzyć się do profesjonalnego wózka i samemu ocenić, czy to trudna dyscyplina. Mile widziane będą także osoby sprawne, chcące pomagać nam w prowadzeniu treningów. Zapraszam też do odwiedzenia naszej strony www.bravesnails.lublin.pl, na której znaleźć można więcej informacji o rugby i dane umożliwiające kontakt z nami.
KR – Czy oprócz rugby uprawia Pan inne dyscypliny sportu?
AJ – Odkąd poruszam się na wózku próbowałem swoich sił w wielu sportach: wyścigi na wózkach, tenis stołowy, szermierka, łucznictwo, strzelectwo, pływanie, nurkowanie, żeglarstwo, rajdy samochodowe, paralotniarstwo. Trudno jednak mówić o tym, że je uprawiałem. Po prostu lubię aktywnie spędzać czas i próbować wszystkiego co można.
KR – Jakie ma Pan hobby?
AJ – Prawdę mówiąc, to obecnie rugby stało się moim największym hobby. Sporo czasu poświęcam na sprawy związane z funkcjonowaniem naszej drużyny. Interesuje się tym, co się dzieje w polskim, ale i światowym rugby. W miarę możliwości trenuję nie tylko z drużyną na treningach, ale i indywidualnie.
KR – Czym się Pan zajmuje w wolnych chwilach?
AJ – Niestety, sporo czasu spędzam przy komputerze, szczególnie gdy pogoda jest nienajlepsza. Ale gdy tylko mogę staram się jak najwięcej przebywać poza domem. Na co dzień, w okresie wiosenno-letnim, standardem jest kilkukilometrowa przechadzka. W weekendy często wychodzę ze znajomymi do pubu, do kina, czy na jakiś koncert.
KR – Jakie bariery architektoniczne są najbardziej uciążliwe dla osoby poruszającej się na wózku inwalidzkim?
AJ – Wbrew pozorom, to nie schody są najbardziej uciążliwą przeszkodą dla osoby samodzielnie poruszającej się na wózku. Wiedząc, że gdzieś są schody albo tam nie idę, albo wiem, że muszę skorzystać z czyjejś pomocy.
Dla mnie wciąż największy problem stanowią krawężniki na przejściach dla pieszych. Wydawało by się, że przepisy są jasne i obniżenie krawężnika to prosta sprawa. Niestety pomysłowość i fachowość naszych projektantów oraz wykonawców jest zaskakująca.
Bardzo dużo poruszam się samodzielnie poza domem. Uważam, że technikę jazdy na wózku mam dość dobrze opanowaną i większość „normalnych” przeszkód jestem w stanie pokonać bez pomocy. Tymczasem jest wiele przejść na których krawężniki zostały obniżone zbyt mało, kąt nachylenia chodnika tuż za nimi jest za duży, na jezdni przed krawężnikami wykonywane są jakieś uskoki mające teoretycznie służyć odprowadzaniu wody z drogi, bądź krawężniki są podniesione lub podwyższone względem płaszczyzny chodnika. Jest jeszcze wiele innych „ciekawych” rozwiązań, które spotykamy na swojej drodze. Wszystkie one nie tylko utrudniają nam poruszanie się, ale także stwarzają niebezpieczeństwo, bo nieudany zjazd z chodnika czy wjazd na niego może skończyć się upadkiem na ulicę, na której toczy się przecież normalny ruch. Przy normalnym przemieszczaniu się wózkiem po mieście nie ma możliwości zatrzymywania się przy każdym krawężniku i rozważaniu czy dam radę go pokonać, czy jednak muszę poprosić o pomoc.
KR – Czy może Pan bez problemu korzystać z obiektów kultury typu: kino, teatr…?
AJ – Biorąc pod uwagę architekturę, jest to trudne. Większość obiektów, w których znajdują się placówki kulturalne powstało w czasach, gdy w Polsce nie brano pod uwagę potrzeb osób niepełnosprawnych. Trudno jest, bądź ze względów technicznych, bądź finansowych je teraz dostosować. W nowo powstałych też niestety bywa różnie. Niemniej większość barier jest do pokonania. Dlatego jeśli mam ochotę gdzieś pójść, to nie patrzę na bariery tylko tam idę a w razie potrzeby proszę o pomoc.
KR – Jak Pan lubi spędzać wakacje?
AJ – Nie jestem wymagający. Wystarczy żeby było ciepło i słonecznie. Wtedy zawsze coś się wymyśli. Niemniej jeśli tylko mogę, staram się gdzieś pojechać, coś zwiedzić. Najważniejsze żeby nie siedzieć w domu.
KR – Czy może Pan podzielić się z czytelnikami Biuletynu swoimi marzeniami?
AJ – Nie mam jakiś szczególnych marzeń i chyba wolę snuć plany i stawiać sobie zadania do wykonania niż marzyć.
Coraz bardziej zaczynam doceniać zdrowie. Jeśli więc ze zdrowiem wszystko będzie w porządku, to wszystko da się jakoś osiągnąć.
*Wywiad z Arturem Jurkiem przeprowadziłem drogą e–mailową.