BIULETYN INFORMACYJNY OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Andrzej Siembida stoi na tle boiska, oparty o barierkę z pucharem w rękach. Młody szczupły mężczyzna z protezą prawej ręki.

Andrzej Siembida: Wymagaj od siebie, nawet jeśli nikt od ciebie nie wymaga

Blacharstwo samochodowe  to nie było moje marzenie. To konieczność życiowa. Warsztat samochodowy miał mój Tato – widziałem, jak to się robi, jak to wygląda, jaka to ciężka praca i nie chciałem naprawiać samochodów. Nawet zawód wyuczony mam inny.

Skończyłem szkołę, zdałem maturę i tak naprawdę byłem osobą otwartą na wszystko, na różne prace i zadania. W wolnym czasie jeździłem za granicę do pracy i tam też pracowałem na warsztacie, ale w całkiem innej dziedzinie – robiłem to, co dzisiaj się nazywa tak modnie detailing. To były lata 90. Pracowałem na Zachodzie. Przyjechałem na święta do domu. W drodze powrotnej do Niemiec zdarzył mi się wypadek i już nie dojechałem do tej pracy i zostałem tu.  Po wypadku minęły jakieś 3, 4 lata może zanim zająłem się samochodami, wcześniej, szukałem innej pracy, ale po wypadku, gdy straciłem rękę i stałem się osobą niepełnosprawną, nie mogłem nic znaleźć. Chodziłem wszędzie. To był 1997 rok i myślenie ludzi o osobach niepełnosprawnych było bardzo inne. I w mniemaniu tych ludzi ja się nie nadawałem nawet do pisania faktur na komputerze. I po prostu wszyscy mi dziękowali. No ale życie tak się potoczyło, jak się potoczyło i musiałam się czymś zająć, żeby zarabiać jakieś pieniądze. W międzyczasie ożeniłem się, rozpoczęliśmy studia, brakowało środków no i w sumie z konieczności zacząłem robić to, co robię – te samochody i tak powoli, powoli aż do dzisiaj.

Tak sobie myślę, że czasem trochę mam dosyć tego wszystkiego, bo czasy są, jakie są. Samochody też są inne niż kiedyś. Mniemanie ludzi o samochodach jest całkiem inne od wymagań, jakie mają wobec warsztatu. Samochody są bardzo skomplikowane i technologie naprawy też się zmieniły. Niektórzy dalej myślą, że naprawa to kwestia pospawania, wlania farby do kubka i pomalowania samochodu. A to tak nie działa. Dzisiaj wszystko jest pracochłonne, trzeba wiele rzeczy przerabiać. Zastanowić się, czy coś zrobić tak, czy inaczej; w ten, czy w inny sposób. Nawet w trakcie pracy czasem zmienia się metodę, szuka czegoś innego.
Byłem kiedyś na jednym szkoleniu, pojechałem tam, żeby odpocząć od swojego warsztatu. Ludzie, których tam spotkałem, mieli podobne odczucia, są zmęczeni całą atmosferą przyjmowania, oddawania samochodu. Praca sama w sobie nie jest zła. To jest fajna praca, tylko po prostu jest niedoceniana.

Jestem tym trochę zmęczony, ale jak to się mówi, starych drzew się nie przesadza. , Robię to, co robię i staram się sprawić, żeby pracowało się lżej.
Zrobiłem sobie papiery mistrzowskie na blacharza. Mam w planie jeszcze zrobić lakiernika i jak już to będę miał, no to może będę się rozglądał za jakąś pracą  lżejszą,  no ale na pewno przy samochodach. No bo już nie będę się uczył na przykład budowlanki. Byłoby to bez sensu  – w moim wieku i z takim doświadczeniem. Zresztą, w branży usług wszędzie jest tak samo, czy się jest mechanikiem, hydraulikiem czy budowlańcem.  Kolega hydraulik mi kiedyś powiedział „zmienisz wszystko: zawód, narzędzia, ale – mówi –  nie zmienisz ludzi. Wszędzie jest tak samo: każdy chce szybko i tanio”. 

Warsztatów jest bardzo dużo. Jak się napisze w Internecie, że się chce naprawić samochód, to ofert, by to zrobić jest mnóstwo. Natomiast ludzi, którzy to zrobią z pełną odpowiedzialnością i z zaangażowaniem już niekoniecznie.
Niektórzy nie mają bladego pojęcia o tym, jak naprawić auto. Prosta sprawa: dzisiaj karoserie samochodowe są złożone z kilku metali, najprościej mówiąc, to jest aluminium, jest blacha, jakieś tam karbony i tak dalej. To wszystko jest połączone ze sobą, ale nie spawem tylko różnymi technologiami. Trzeba mieć specjalne narzędzia do wykonania tego łączenia. Jeżeli ktoś nie ma, to robi to często w zwykły sposób. No i usługa jest wykonana, na końcu jest lakier i wszystko się ładnie błyszczy. Ale jest wykonana źle i błędnie technologicznie, a ludzie już tego nie widzą i nie wiedzą o tym. I potem ktoś jeździ samochodem i on nagle zaczyna skrzypieć, coś się łamie i się zaczyna szukanie fachowców w desperacji.

Najłatwiej to jest zawsze samochód rozebrać, ale zanim się to zrobi, to trzeba mieć plan na każdą naprawę i te plany przeważnie są w głowie. Ich się nie rozpisuje gdzieś tam na kartce czy gdzieś, tylko po prostu z doświadczenia się wie. Podchodzi się do samochodu i się wie mniej więcej co i jak, i gdzie i tak dalej.

Natomiast są rzeczy czasami zaskakujące. Miałem ostatnio do naprawy taki samochód, uszkodzone dwa elementy, a musiałem rozebrać prawie 3/4 samochodu. Bo się okazało, że 2 śrubki – najważniejsze w tym samochodzie – które zostały uszkodzone, odkręcają się od wnętrza samochodu, nie od zewnątrz i trzeba było rozebrać cały środek. I to się okazuje w trakcie pracy. I wtedy jeszcze głębiej trzeba sięgać do zasobu wiedzy albo doświadczenia, żeby wybrnąć z tej naprawy w jakiś sposób. To jest robota na jakieś półtora miesiąca.

Ale jak się remontuje stary samochód no to trwa to nawet 2 – 3 lata czasami. Sama blacharka potrafi zając półtora roku. No i  codziennie się patrzy na jeden i ten sam samochód. To wyzwanie. Ta praca wymaga cierpliwości, wytrwałości i dbałości o szczegóły. Na końcu właśnie widać dbałość o szczegóły, jeżeli się coś zaniedba na początku, to potem trudno jest osiągnąć ten końcowy, zaplanowany rezultat.  Do starych samochodów trzeba czasami dorobić jakieś części, elementy. Robi się to przez odwzorowanie. Samochody są symetryczne – lewa strona odpowiada prawej. Rzadko się zdarza, że oba elementy są zniszczone, zgnite. Jeżeli tak się dzieje, to wtedy trzeba dokupić taki element z innego samochodu. Natomiast jeżeli nie, to robi się szablon trójwymiarowy elementu. I na podstawie tego szablonu odzwierciedla się element i układa blachę  do tego szablonu i wtedy ma wyjść lewa strona równa prawej. No nie jest to proste. Trzeba też sobie wszystko zaplanować.

Najbardziej nie lubię szpachlowania i robię wszystko, żeby tego nie robić lub robić jak najmniej. Nie lubię tego kurzu, tego przebierania się i tak dalej. To jest czynność, której  od początku nie lubiłem. Dlatego zacząłem się uczyć klepania blachy takiego naprawdę od A do Z, żeby nie szpachlować. Żeby tę uczynność wykonać w 5-10 minut, a nie robić to czasami 2-3 dni tak jak kiedyś. Dzisiaj są takie technologie
i takie narzędzia, że można to osiągnąć. Jest to w moim przypadku trochę trudne, bo ja nie mam prawej dłoni, ale przy odrobinie cierpliwości da się radę to wykonać.

Najbardziej za to lubię klepanie blachy, oklepywanie płaszczyzn, tych kształtów, tego wszystkiego, o czym wcześniej mówiłem.

Czasem z uśmiechem sobie myślę, że kiedyś ludzie uznali, że w pracy biurowej bez jednej ręki sobie nie poradzę. A ja wykonuje pracę, która generalnie kojarzy nam się z dwoma sprawnymi rękami. Często ludzie są bardzo zaskoczeni, Przyjeżdżają jacyś klienci z dalsza – bo większość klientów mam z polecenia z Polski bądź z zagranicy – i nagle jest konfrontacja wzrokowa. I pierwsze pytanie „No ale jak to?” „To chyba nie pan?” „Jak to możliwe, że z jedną ręką naprawia pan samochody?”

Miałem kiedyś taką sytuację, że poprawiałem samochód po innym warsztacie. Przyjechał znajomy – kolega kolegi, bo jak jest sprawa to nagle wszyscy się robią kolegami – że trzeba samochód poprawić. No i ja mu poprawiłem ten samochód, zrobiłem to, co trzeba; siedziałem nad tym określoną ilość czasu. Auto zrobione. Przyjechał właściciel po odbiór. „Niech mi pan wytłumaczy jedną rzecz  – mówi – jak to jest?  Zaprowadziłem samochód do warsztatu. Pracuje tam czterech zdrowych facetów i nie potrafili naprawić samochodu, a pan jedną ręką to zrobił!”

Mam już różne doświadczenia – czasem ludzie przyjeżdżają, popatrzą, mówią „niemożliwe” i odjeżdżają. Po jakimś czasie wracają, jak się już oswoją z tą myślą
albo nie mogą znaleźć nikogo, kto się podejmie naprawy, przeszukają wszystkich, wszędzie usłyszą „nie da rady”. No to wracają, bo się okazuje, że jest tu taki człowieczek i on to coś zrobi, on to potrafi.
Jak dostosowuję stanowisko pracy? Dobieram sobie narzędzia – no bo nie mając tej dłoni, nie będę stukał młotkiem i przecinakiem, ale mam młotek pneumatyczny i w ten sposób sobie radzę. Dobieram narzędzia tak, by były w jak największym stopniu obsługiwane jedną ręką i w ten sposób to działa. No są czasami takie rzeczy, których nie da rady zrobić jedną ręką, to wtedy się męczę i robię to przy pomocy protezy. Schodzi mi wtedy troszkę dłużej, ale coś tam zawsze zrobię.

A jak już wyjdę z pracy, to gram w piłkę. Chodzę grać w piłkę na halę, a w sezonach letnio-wiosennych czy jesiennych, gramy na orliku w lidze osiedlowej w Biłgoraju.
To są takie 2-3 godziny beztroski, bez myślenia, czy ta blaszka ma być tak czy czy inaczej, jak tam naciągnąć samochód. Po prostu się nie myśli o niczym, to jest dla mnie odpoczynek. Pójdę sobie i coś porobię z ludźmi. Porozmawiam o całkiem innych tematach.  

Nikt nigdy mi nie dał do zrozumienia, że kogoś dziwi bądź nie dziwi to, że nie mam dłoni. Czasami koledzy się śmieją. Czasem nazywają moją rękę hakiem. Wiadomo, no każdy się lubi pośmiać, a ja mam dystans do siebie, do swojej sytuacji, także mi to w żaden sposób nie doskwiera. Nie obrażam się na to, po prostu się śmiejemy razem z tego wszystkiego. Ktoś powie „weź to hakiem popraw”  – to jest normalne, bo jak jestem w warsztacie to z takim hakiem chodzę. Jak idę grać w piłkę, to zakładam taką protezę kosmetyczną  – wygląda jak zwyczajna dłoń. Czasami po całym turnieju, po 5-6 meczach dopiero na końcu, kiedy idziemy się wykąpać, ktoś zauważy i się dziwi, że nie mam ręki. Albo jak się z kimś zderzę, to jak zobaczy protezę, to mówi „a już wiem dlaczego tak twardo było”
Marzenia? Ojejku… ja nie marzę, po prostu żyję z dnia na dzień. Nie marzę o  jakimś tam nie wiadomo czym.
Moje przesłanie? Wymagaj od siebie, nawet jeśli nikt od ciebie nie wymaga.
Rób coś więcej nawet, jeżeli nikt tego nie chce. W ten sposób możemy zawsze dojść do czegoś więcej. Gdybym od siebie nie wymagał, pewnie bym nie umiał tyle rzeczy zrobić. Mogłem zostać przy takich bardzo prostych naprawach, być tylko tzw. „wymieniaczem” – ktoś przyjedzie, wymienia się część, polakieruje, wymieni, przełoży i ktoś odjedzie.  Natomiast problem jest wtedy, gdy trzeba coś więcej przy tym zrobić, bo okazuje się, że ten błotnik jednak nie pasuje. No i trzeba wtedy dociekać, dlaczego to nie pasuje, czasem przez wiele godzin. Dziś jest łatwiej, bo jest Internet –
można sobie pozaglądać, zobaczyć, jak inni naprawiają samochody. Taki test dla blacharza – kazać mu zespawać ze sobą dwie blaszki. Można od razu zobaczyć, jak ustawia sobie narzędzie do pracy, jak przygotuje migomat i w jaki sposób to wykona.
To jest najprostsze, co można zrobić, nie trzeba dawać  samochodów do naprawy. Od razu się widzi podejście takiego człowieka do wykonywanej pracy. Jeżeli ktoś zespawa ze sobą dwie blaszki, to i zespawa wszystko w należyty sposób.  

Rozmawiała: Anna Bieganowska-Skóra

Zdjęcia: z archiwum prywatnego Andrzeja Siembidy

Materiał powstał w ramach projektu “Promowanie aktywności osób niepełnosprawnych w różnych dziedzinach życia społecznego i zawodowego” realizowanego w okresie 06.06.2023 – 11.12.2023 r. przez Lubelskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych – Sejmik Wojewódzki ze środków Województwa Lubelskiego.

UWAGA: Kopiowanie, skracanie, przerabianie, wykorzystywanie fotografii i tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.niepelnosprawnilublin.pl, w innych mediach lub innych serwisach informacyjnych wymaga zgody redakcji.

Facebook

Ta strona wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić jak najlepszą optymalizację treści na niej zawartych. Czytaj więcej o polityce prywatności i plikach cookies