Obejrzałam krótki film o bardzo, wprost niewyobrażalnie biednym kraju – Zambii. I aż serce mi się ścisnęło. Kilka dni później był wywiad o sierocińcu w Zambii… Co mi nakazało go zobaczyć – nie wiem, ale radość, wywołana tym obrazem… warto zobaczyć… ale…
Mam komplikacje z poruszaniem się. One zdecydowały za mnie o zaprzestaniu jakichkolwiek wyjazdów. Ale ciekawość świata pozostała, szczególnie jak dzieją się interesujące rzeczy.
I trafiłam w telewizji na wywiad Szymona Hołowni z siostrą Mariolą, łagodnie uśmiechniętą panią, od ponad 20 lat dbającą o… zapomniane dzieci, najczęściej już bez rodziców. To wszystko dzieje się w Zambii – bardzo, niewyobrażalnie biednym państwie afrykańskim. I bardzo ubodzy – niemal wszyscy mieszkańcy Zambii…
Jednak serca tam bijące… są wierne i otwarte szeroko na człowieka…
W 1929 roku podczas dużego pożaru, gdzieś na obrzeżach miasteczka zginęło sporo ludzi, ale o jednym przypadku warto pamiętać…
Ludzie, jak zwykle, uciekali przed ogniem, uciekała też matka (jej danych nie udało się nigdy ustalić) i kiedy nie było już gdzie się schować, mamusia przytuliła dziecko i przykryła je troskliwie własnym ciałem… mama zginęła, ale dziecko przetrwało! Ono właśnie rozpoczęło zambijskie myślenie o dzieciach, którymi nie miał się kto zająć, podumać o nich. Bardzo szybko powstał sierociniec!
Co prawda, czasy były takie, że wkrótce przekazano dzieci do różnych domów, ale idea odrodziła się w latach dziewięćdziesiątych, pod koniec XX wieku! – powstała polska Fundacja KASISI, która rozpoczęła pomagać zambijskim maluchom – bez rodziców, siostra Mariola pracuje tam już ponad 20 lat!
W sierocińcu dzieci bawią się na zielonej trawie ożywione, uśmiechnięte, z oczami – wielkimi i radośnie czarnymi. Dorastają tu bezpiecznie i uczą się solidnie (co w Zambii jest niezwykle rzadką sprawą), by po dorosłemu odpowiadać za swoje życie! Różne są losy dojrzałych już podopiecznych – jak to w życiu. Większość troskliwie myśli o nowo pozakładanych rodzinach, o swych malutkich jeszcze dzieciach. Ale jeden chłopiec, już samodzielny, jest teraz bliski śmierci z powodu narkotyków. A siostry – płaczą…
Ja natomiast mam coraz częściej wrażenie, że Życie podrzuca nam dobre pomysły, choć czasem w okrutny! Sposób. Nic, tylko je bacznie obserwować!
SIEROCINIEC
“Sierociniec – Dom Sierot, dzieci bez Rodziców…
Którzy odeszli – z tego świata, z tego życia…
Dzieci z dramatem przeżywanym samotnie,
Cóż, że czasem można do kogoś się przytulić
Skoro myśl o Rodzicach pozostaje bez odpowiedzi…”
“Z czasem przyjaźnie i miłość przykrywają
Ciepłą choć wielce delikatną kołdrą uczuć
Obolałe siniaki bezradnej samotności.
Ściskam kciuki za powrót szczerego śmiechu
Na twarzyczki, zmartwiałe brakiem najbliższych…“
P.S. A może… napiszecie o „gestach” swoich najbliższych – warto o nich ciągle pamiętać…
Renia