Jakkolwiek niepełnosprawność niejedno ma imię, istnieje zapewne płaszczyzna, w której wszystkie osoby nią dotknięte potrafią dostrzec jej „wspólny mianownik” – płaszczyznę wzajemnego zrozumienia odkrywaną na drodze empatii, która z samej swojej natury ukierunkowana jest zresztą ku wszystkim ludziom.
Owym wspólnym mianownikiem jest wielorako przeżywane cierpienie. Święta Zmartwychwstania Pańskiego to dobra okazja do tego, by zadać sobie pytanie o jego sens i o miejsce człowieka cierpiącego w uniwersalnej wspólnocie ludzkiej.
Piszący te słowa nie ma zamiaru inaczej odpowiadać na postawione wyżej pytania, niż poprzez wskazanie przykładu takiego przeżywania cierpienia, które w konkretnych okolicznościach życia związało się ze stopniowym dojrzewaniem do pełni szczęścia i rozwoju osobowego, a zatem z osiąganiem autentycznej świętości. Proponuję zatem spojrzenie na Martę Robin (ur. 13.III.1902 w Chateauneuf-de-Galaure, zm. 6.II.1981) – francuską tercjarkę franciszkańską, mistyczkę i stygmatyczkę, duchową matkę wspólnot „Ogniska Światła i Miłości” jako na osobę niepełnosprawną, przy jednoczesnym uwypukleniu tego horyzontu, w którym Jej niepełnosprawność stała się już tylko narzędziem służby wspólnocie ludzkiej poprzez całkowitą i wyłączną służbę Bogu będącemu gwarantem dobra tej ostatniej.
W życiu tej kandydatki na ołtarze cierpienie pojawiło się wcześnie – w szesnastym roku życia zdiagnozowano paraliż kończyn dolnych i górnych oraz zanik odruchu przełykania, w dziesięć lat później – skutkującą brakiem możliwości samodzielnego poruszania się blokadę krążenia krwi w kończynach. „Martą opiekował się Jan Dechaume, profesor na fakultecie medycyny w Lyonie, oraz dr Andrzej Ricard. W swoim raporcie na temat stanu zdrowia Marty lekarze pisali, że 2 lutego 1929 r. około południa jej nogi i ręce stały się bezwładne i zesztywniały. Zostały również sparaliżowane mięśnie przełyku i dlatego chora nie mogła przyjmować żadnych pokarmów i napojów, a ponadto w ogóle nie spała. Fakt, że Marta żyła pomimo tego, że się w ogóle nie odżywiała, pozostał dla nauki zagadką” .1
Fakt, iż przez około 50 lat jedynym pokarmem Marty Robin była Eucharystia, zaś na ciele sparaliżowanej mistyczki wystąpiły stygmaty – ślady Męki Pańskiej – niezrozumiały dla nauki, lecz w swej najgłębszej płaszczyźnie zrozumiały dla osób wierzących, ułatwia zrozumienie skali cierpienia, jakie Ją dotknęło. Zarazem prowokuje pytanie o moce duchowe potrzebne nie tylko do sprostania mu, ale i do wydobycia zeń tych pokładów ludzkiej miłości, które czynią Martę tak bliską nam wszystkim. Jej droga do świętości wiodła od wynotowania najprostszych myśli z Ewangelii, książek z dziedziny życia mistycznego, żywotów świętych, przez świadomą i dobrowolną akceptację dotykającego Ją cierpienia jako daru pochodzącego od Stwórcy, aż po głębokie współodczuwanie wraz z Chrystusem Jego męki począwszy od każdego czwartku aż do niedzieli rano. Warto przytoczyć tutaj te sentencje, które przyszłą kandydatkę na ołtarze doprowadziły wprost do odkrycia Prawdy o ludzkim cierpieniu i o jego wartości:
„Miłość niczego nie potrzebuje, jedynie tego, by nie napotykać na opór” [a zatem rzeczywiste cierpienie wypływa z odrzucenia Miłości. ZMM]; „Trzeba, abyś była w stanie nieustannej ofiary” [co wskazuje na owocność przeżywanego wraz z Bogiem cierpienia. ZMM]; „Bogu trzeba oddać wszystko” [zatem także, jak to świadomie uczyniła Marta, swoją pełnosprawność. ZMM].
Jeśli zaś wsłuchamy się w ton słów wynotowanych przez Martę z modlitewnika chrześcijańskiego: „Dlaczego szukasz pokoju, kiedy stworzona jesteś do walki, dlaczego szukasz przyjemności, kiedy stworzona jesteś do cierpienia”, to ta – jak można się spodziewać – przyszła święta jawi się jako sojusznik współczesnych niepełnosprawnych tak bardzo pokrzywdzonych dominującą pseudokulturą hedonizmu i konsumpcjonizmu, wraz z ich kultem tężyzny fizycznej, siły i sukcesu życiowego.
Akceptacja cierpienia to nie punkt dojścia, ale wyjścia Marty Robin do upragnionego Szczęścia. U kresu tej drogi pojawia się bowiem właściwa mistykom radość obcowania z tym, który wszystkim wcześniejszym traumatycznym doświadczeniom umie nadać nowy sens i wartość. Cytowany poniżej AKT OFIAROWANIA SIĘ BOGU z 1926 r. najpiękniej chyba uwypukla ową współzależność cierpienia i Miłości w życiu stygmatyczki:
„Panie, mój Boże, o wszystko poprosiłeś swą małą służebnicę,
Weź więc i przyjmij wszystko.
W dniu dzisiejszym oddaję się Tobie bez reszty, o umiłowany mojej duszy!
To jedynie Ciebie pragnę i dla Twojej miłości wyrzekam się wszystkiego.
Kocham Cię, błogosławię Cię, uwielbiam Cię,
Całkowicie oddaję się Tobie, w Tobie się chronię.
Ukryj mnie w sobie, gdyż moja natura drży pod brzemieniem
okrutnych doświadczeń, jakie zewsząd mnie przygniatają
i dlatego, że ciągle jestem sama.
Mój umiłowany, pomóż mi, zabierz mnie ze sobą.
To jedynie w Tobie pragnę żyć i jedynie w Tobie umrzeć.
Pomóż mi!” .2
Przyjąwszy pomoc i pociechę płynącą z wiary religijnej, Marta Robin stała się duchowym przewodnikiem dla tysięcy ludzi, którzy często ze sceptyków gotowych szydzić z niezrozumiałej dla nich rzeczywistości – przeistaczali się w świadków autentycznych ludzkich wartości. Przybywali do Marty także ludzie wybitni, by wymienić tutaj tytułem przykładu: br. Efraima (założyciela Wspólnoty Błogosławieństw), s. Madeleine (zał. Zgromadzenia Małych Sióstr Jezusa), Graziella De Luca (zał. ruchu Focolari), Jeana Vaniera (zał. Arki), Marie-He’le’ne Mathieu (zał. ruchu Wiara i Światło) i in.
Przywołując w czasie świątecznym postać Marty Robin warto uzmysłowić sobie, iż niepełnosprawność – tak jak to stało się w Jej wypadku – nie musi oznaczać rezygnacji z wypełnienia wybranego w sposób wolny powołania. Dedykując powyższy artykuł osobom niepełnosprawnym pragnąłbym życzyć Im, aby także w Ich powołaniu ujawniła się ta cząstka powołania zmarłej przed z górą 30 laty francuskiej mistyczki, o której Ona sama powiedziała: „Jedna rzecz pozostaje zawsze i jest dostępna dla każdego: radość innych… Dać im trochę więcej spokoju, otuchy, nadziei, wywołać uśmiech. To wszystko jest słodka praca i nie trzeba do tego koniecznie stać na nogach ani mieć dobrego zdrowia. Wręcz przeciwnie. Nikt inny nie rozumie tego lepiej jak ten, kto wiele przecierpiał…”. 3
Zygmunt Marek Miszczak
W artykule wykorzystano opracowania pochodzące z Internetu, m.in.:
– Małgorzata Sękalska – „Głos Ojca Pio” 35/2005, http://glosojcapio.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=195&Itemid=75
– Ks. Mieczysław Piotrowski T Chr – „Cud Eucharystii w życiu Marty Robin”, http://www.milujciesie.org.pl/nr/temat_numeru/cud_eucharystii_w_zyciu.html
– http://pl.wikipedia.org/wiki/Marta_Robin
– Artur Wnęk – „MARTA ROBIN – mistrzyni życia duchowego”, http://www.voxdomini.com.pl/sw/marta_robin.html
Przypisy:
1. Ks. Mieczysław Piotrowski T Chr – „Cud Eucharystii w życiu Marty Robin”, www.milujciesie.org.pl
2. Za: Artur Wnęk – „MARTA ROBIN – mistrzyni życia duchowego”, www.voxdomini.com.pl
3. Tamże.