Redakcja:
Agnieszka Budzicz-Marchlewska, Małgorzata Przybyszewska, Kamila Wiśniewska,
Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9
00-216 Warszawa
tel.: (22) 635 60 38, wew. 255
e-mail: pochodnia@pzn.org.pl
Wydawca Polski Związek Niewidomych. Czasopismo współfinansowane ze środków PFRON.
Numer ISSN: 1427-5864
Aktualności
Z obrad XIX Krajowego Zjazdu Delegatów PZN - Centrum Komunikacji PZN
Kto jest kim? Nowe władze PZN
Uchwała Programowa XIX Krajowego Zjazdu Delegatów
Kolejne obrady Zarządu PZN
PZN z Kęt na spotkaniu Stick 2gether w Hiszpanii - Kamila Joanna Wiśniewska, Stanisław Amrozi
Hajnowskie wojaże - Alicja Plis
Ks. Andrzej Gałka – od 30 lat duszpasterz osób niewidomych
Zdrowie
Przychodnia PZN: dla kogo i z jakim zakresem świadczeń? - Teresa Kłys
Lody – przysmak lata - dr inż. A. Czarnewicz-Kamińska
Społeczeństwo
Krótka historia o wolontariacie w Belgii - Kinga Lipińska
Droga do samodzielności - Katarzyna Kowalczyk
Znani i lubiani
Człowiek wielu talentów - Filip Zagończyk
Warto czytać brajlem
Ziemianie i Żydzi – z klasyki literatury polskiej - Jadwiga Dziura
Pod koniec kwietnia 2024 r. odbył się XIX Krajowy Zjazd Delegatów Polskiego Związku Niewidomych. W Zjeździe wzięło udział 44 delegatów. W spotkaniu uczestniczyli także reprezentanci struktur związkowych, kadra kierownicza oraz pracownicy merytoryczni różnych sektorów.
Zjazd był prowadzony zgodnie z przyjętym regulaminem przez Prezydium Zjazdu w składzie: przewodniczący Sebastian Biały – delegat z Okręgu Śląskiego oraz wiceprzewodniczący: Ryszard Cebula (Okręg Podkarpacki), Ewa Redzimska (Okręg Pomorski), Józef Małosek (Okręg Zachodniopomorski) oraz Andrzej Brzeziński. Na protokolanta wybrano Annę Powierżę, pracownika działu samorządowo-administracyjnego Instytutu Tyflologicznego PZN.
Uhonorowana
Pierwszego dnia obrad, 23 kwietnia 2024 r., poinformowano, że decyzją Zarządu Głównego do grona członków honorowych Polskiego Związku Niewidomych w uznaniu za kilkadziesiąt lat pracy na rzecz osób z niepełnosprawnością narządu wzroku, dołączyła Elżbieta Oleksiak, kierownik Centrum Rehabilitacji PZN.
Minutą ciszy uczczono zmarłych działaczy i członków Związku: Elżbietę Brambor z Okręgu Wielkopolskiego, Ilonę Juszczyk z Okręgu Śląskiego, państwa Justynę i Władysława Gołąbów, Mariana Kusaja, Zygmunta Skwirę, Hilarego Zawadę, Krystynę Bajkowską, Marka Jakubowskiego, Jarosława Gniatkowskiego, Jana Krempę, Danutę Tomerską, Elżbietę Gawlińską oraz Hannę Wysocką.
Podczas pierwszego dnia Zjazdu głos zabrał ks. Andrzej Gałka, krajowy duszpasterz osób niewidomych. Po krótkiej modlitwie o owocny czas Zjazdu, dobre wybory, powiedział do zgromadzonych: „Chciałbym zacząć od słów s. błogosławionej Elżbiety Czackiej, która jest oficjalną patronką osób niewidomych i słabowidzących. (…) Moi Drodzy, zwracam się dziś do was, którzy macie jakiekolwiek kierownicze stanowiska, z gorącą prośbą, byście to dzieło kochali. Byście starali się je widzieć w świetle prawd Bożych i ludzkich i w tym świetle starali się widzieć i to, co w nim dobrego, i to, co będąc dobrym, potrzebuje udoskonalenia, i to, co w nim złego – by mogło być poprawione. Jeżeli na razie nie może być poprawione, powinno być w pokorze i cierpliwością znoszone. Przede wszystkim jednak proszę was o to, byście zawsze prosto i szczerze wyrażali wasze zdanie, choćby najbardziej krytyczne. (…) Myślę, że to bardzo ważny tekst istotny dla całego Zjazdu. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy tutaj przyjechaliście, którzy zajmujecie w swoich okręgach kierownicze stanowiska, że ten Polski Związek Niewidomych kochacie, że jest on dla was ważną organizacją, ważnym ruchem społeczno-kulturowym w środowisku osób niewidomych i słabowidzących. (…) Jeżeli ten Zjazd odbędzie się w prawdzie i we wzajemnej życzliwości, we wzajemnym zrozumieniu i jedności, to przyniesie dobre owoce”. (…)
Nowe władze PZN
Kolejny dzień obrad, 24 kwietnia 2024, rozpoczął się od sprawozdania ustępującego Zarządu Głównego XVIII kadencji (za lata 2021–2023 i 2024 do Zjazdu), które przedstawił prezes Andrzej Brzeziński. Po długiej dyskusji, sprawozdanie to przyjęto jednomyślnie: 44 głosami delegatów.
Jednym z najważniejszych punktów Zjazdu były niewątpliwie wybory nowych władz PZN. Na prezesa ZG XIX kadencji zgłoszono kilka kandydatur: Andrzeja Brzezińskiego, Damiana Pietrasika, Roberta Więckowskiego i Michała Żejmisa. Trzej ostatni wymienieni panowie, członkowie Okręgu Mazowieckiego, na obradach pojawili się niespodziewanie, oświadczając, że chcą kandydować. Każdy kandydat dostał czas i możliwość dokonania autoprezentacji i przedstawienia siebie i swoich motywacji do ubiegania się o stanowisko prezesa PZN. Następnie delegaci przystąpili do wyborów. W wyniku tajnego głosowania Andrzej Brzeziński uzyskał 35 głosów, Damian Pietrasik – 0, Robert Więckowski – 2, a Michał Żejmis – 5 głosów.
Na wiceprzewodniczących ZG kandydowało 12 osób. Jak rozłożyły się głosy? Wojciech Czajkowski w tajnym głosowaniu uzyskał 10 głosów, Rafał Gawkowski – 7, Izabela Hawryłow – 9, Jerzy Janas – 18, Piotr Kopyciński – 4, Józef Małosek – 25, Magdalena Orzeszko – 36, Damian Pietrasik – 6, Małgorzata Przyboś – 29, Ewa Redzimska – 5, Robert Więckowski – 6, a Michał Żejmis – 8. Magdalena Orzeszko, Małgorzata Przyboś oraz Józef Małosek zostali wybrani na wiceprezesów ZG w I turze. Do II tury przeszło dwóch kandydatów, którzy uzyskali w głosowaniu następującą liczbę głosów: Jerzy Janas – 31 oraz Wojciech Czajkowski – 11., w związku z tym czwartym wiceprezesem został Jerzy Janas.
Członkami Zarządu Głównego PZN są prezesi Okręgów, którzy zostali wybrani na Okręgowych Zjazdach Delegatów: Barbara Lindenau-Bryja, Ryszard Linke, Dorota Krać, Elżbieta Czerwonka, Mariusz Legin, Dorota Majdak, Krystyna Pacholik, Ryszard Cebula, Rafał Gawkowski, Jacek Stargecki, Sebastian Biały, Wojciech Czajkowski, Marta Łożyńska oraz Sabina Tomczak.
Podczas Zjazdu Delegatów wybrano także 2 zastępców wiceprezesów ZG. I tak pierwszym zastępcą został Wojciech Czajkowski (uzyskując 39 głosów), a drugim – Rafał Gawkowski (31 głosów).
42 głosami Elżbieta Bania została wybrana przewodniczącą Głównej Komisji Rewizyjnej. Zgodnie z par. 26 statutu PZN w skład Głównej Komisji Rewizyjnej wchodzą przewodniczący wybrani na KZD oraz przewodniczący Komisji Rewizyjnych Okręgów: Tadeusz Skrzypek, Andrzej Sargalski, Paweł Nowakowski, Anna Iwaniuk, Bożena Bawolak, Maria Pindel, Ewa Samonek, Mariusz Mazurkiewicz, Maria Okulska, Stanisław Chadukiewicz, Maria Wal-Piłasiewicz, Antoni Szczuciński, Teresa Kaczor, Krystyna Krajewska, Janina Karpińska oraz Krystyna Nowak.
Po wyborach nowych władz rozpoczęto wielogodzinną dyskusję nad zmianami w statucie, które następnie uchwalono. Kolejnym punktem Zjazdu był przedstawienie propozycji uchwały programowej (pełna treść uchwały została opublikowana w jednym z kolejnych artykułów niniejszej Pochodni). Po Zjeździe, kolejnego dnia, odbyło się pierwsze posiedzenie plenarne Zarządu Głównego XIX kadencji.
JERZY JANAS
1. Wiceprezes/przewodnicząca GKR , ale jaki(a)?
W Zarządzie Głównym nie jestem osobą nową. W latach 2008–2012 pełniłem funkcję skarbnika ZG, natomiast 2016–2024 przedstawiciela Okręgu Śląskiego w Zarządzie Głównym. Na ostatnim Zjeździe PZN zostałem wybrany na funkcję wiceprezesa, co nie ukrywam – bardzo mnie cieszy.
Po zmianach w Statucie naszego stowarzyszenia nie ma już Prezydium, większość decyzji podejmuje Zarząd Główny, który powinien zbierać się co najmniej 6 razy w roku. Część kompetencji ZG przekazał do decyzji prezesa i czterech wiceprezesów. W ramach tych właśnie kompetencji zamierzam działać
2. Konieczne zmiany w PZN
Na ostatnim Zjeździe nie przeprowadzono większych zmian statutowych. Ustalono, że za około 2 lata zostanie zwołany zjazd nadzwyczajny, który dokona koniecznych zmian. Będziemy bogatsi o dwuletnie doświadczenia, jak obecnie funkcjonuje system zarządzania w naszym stowarzyszeniu, co jest dobre, co jest złe i co trzeba poprawić. Głębokich przemyśleń wymaga temat struktury naszej organizacji. Spotkałem się z głosami, aby przemyśleć nawet utworzenie federacji.
Oddzielnym tematem jest osobowość prawna kół PZN. Od samego początku mojej działalności w Związku byłem jej zwolennikiem. Cóż, demokracja ma swoje prawa i dopiero po kilkunastu latach udało się wpisać odpowiedni zapis do statutu, ale jednocześnie w regulaminie postawiono wiele bardzo trudnych warunków, które koło chcące osiągnąć osobowość prawną musi spełnić. Sądzę, że w świetle dużych kłopotów niektórych okręgów powinniśmy te warunki znacząco złagodzić. Być może pozwoli to przetrwać kołom w trudnej sytuacji. Jednocześnie powinniśmy naszą działalność uczynić bardziej transparentną, tak, aby koła przynajmniej raz w kwartale otrzymały informacje z okręgów, jakimi środkami finansowymi dysponują. Zmian wymaga również podejście do zatrudnienia prezesów kół. Uważam, że jeżeli ktoś jest zatrudniony jako prezes na pełnym etacie, to jego koło nie może być czynne tylko 2–3 razy w tygodniu przez kilka godzin.
Władze samorządowe, które przyznają nam lokale też oceniają co (i jak długo) się w nich dzieje. Liczą pieniądze i chcą, aby takie lokale były maksymalnie wykorzystywane.
3. Czy PZN jest jeszcze potrzebny?
Odpowiedź to temat–rzeka. Aby przekonać się, co się w Związku dzieje na różnych szczeblach, wystarczy przeczytać wydawane przez PZN czasopisma: Pochodnię i BIP. Wielu naszych członków po utracie wzroku właśnie w naszej organizacji przeszło różnego rodzaju kursy rehabilitacyjne i nauczyło się funkcjonować mimo niepełnosprawności. Wiele osób uzyskało wsparcie i pomoc. Związek nie jest agendą państwa, które zlecałoby mu kompleksową działalność na rzecz niewidomych. Tak samo jak wiele innych organizacji, działających na rzecz osób z niepełnosprawnościami, musimy startować w wszelkiego rodzaju konkursach, żeby zdobyć dotację na działalność. Tego typu zadania udają się w większości okręgów i w wielu kołach. Niestety nie we wszystkich. Błędy i niefrasobliwość w wydawaniu środków finansowych spowodowały, że te jednostki mają kłopoty finansowe i stąd działalność w nich jest znikoma.
Od samego początku swojego istnienia PZN działa jako organizacja samopomocowa, oparta na działalności społecznej. Od pewnego czasu w ramach tzw. uzawodowienia kadr udało się zatrudnić wiele osób, które w takiej sytuacji powinny działać, aby pomóc innym osobom. Był kiedyś taki projekt Centrum–Północ–Południe, w ramach którego przeszkolono wiele osób, jak pracować w Związku, jak pisać i rozliczać wnioski o dotacje itp. Działalność szkoleniowa powinna być prowadzona stale, ponieważ warunki konkursowe są coraz trudniejsze, organizacji jest coraz więcej i coraz trudniej zdobyć środki na działalność, a to niestety jest podstawa. Mniej więcej 10 lat temu rozmawialiśmy również na temat standaryzacji usług w PZN. Chodzi o to, że niezależnie od tego, czy ktoś mieszka w małej, czy dużej miejscowości, powinien mieć w miarę możliwości równy dostęp do usług, które Związek proponuje. Oczywiście najważniejsza jest rehabilitacja, należy jednak pamiętać również o integracji, kulturze i sporcie. Z kolei jeżeli w danym momencie dana jednostka Związku nie jest w stanie przeprowadzić szkolenia np. komputerowego czy orientacji przestrzennej, a wiemy, że równolegle robi to inna organizacja, to moim zdaniem powinniśmy przekazać taką informację zainteresowanym członkom. Powinniśmy być bardziej otwarci na współpracę z innymi instytucjami.
4. W tej kadencji chcę…
Z racji swojego wykształcenia najbardziej interesuje mnie zarządzanie majątkiem Związku. Chodzi o to, aby te obiekty bez osobowości prawnej, które są w stanie wypracowywać zysk, działały na rzecz całej instytucji. Oczywiście nasze ośrodki leczniczo-rehabilitacyjne w Bydgoszczy, Ustroniu Morskim, Muszynie, Ciechocinku i Olsztynie wymagają wielu remontów i stałego podnoszenia standardów. To się dzieje i chcę działać na rzecz dalszych zmian.
Następnym problemem są nasze Domy Pomocy Społecznej, borykające się z trudnościami organizacyjnymi. Przepisy nie pozwalają, aby z otrzymywanych dotacji przeprowadzać inwestycje oraz remonty kapitalne. Tu trzeba zdobywać środki z innych źródeł, co obecnie jest trudne i skomplikowane. Chcemy, aby pensjonariusze DPS-ów otrzymywali usługi na wysokim poziomie, a z kolei z powodów finansowych jesteśmy w stanie płacić wynagrodzenia tylko na poziomie płacy minimalnej. Obiekty są stare i mocno zdekapitalizowane. Jednocześnie wśród pensjonariuszy jest coraz mniej osób z dysfunkcją narządu wzroku, na których bardzo nam zależy. Organy samorządowe kierują zgodnie z przepisami osoby potrzebujące pomocy do najbliższej okolicy. Niektóre nawet nie wiedzą, że są w Polsce trzy wyspecjalizowane DPS-y przygotowane do opieki nad osobami z dysfunkcją narządu wzroku.
Kolejna sprawa to okręgi w trudnej sytuacji finansowej. Tutaj koniecznością jest jak najszybsze powołanie zarządów komisarycznych. Zarząd Główny PZN powinien te okręgi wspierać przede wszystkim doradczo, prawnie oraz w miarę możliwości – także finansowo. Niestety nie jest to tak, że do okręgu przyjedzie „dobra ciocia czy wujek ze stolicy” z workiem pieniędzy i błyskawicznie sytuację opanuje, tutaj potrzebne jest przemyślane i strategiczne zarządzanie.
5. Prywatnie
Z wykształcenia jestem magistrem ekonomii o specjalności ekonomika i organizacja turystyki. Ponad 40 lat pracowałem w turystyce, będąc m.in. dyrektorem dwóch biur podróży, dyrektorem dwóch hoteli oraz wiceprezesem spółki, która zarządzała 17 obiektami hotelarskimi. Miałem również epizod pracy w górnictwie, w tym również pod ziemią. W Związku jestem od 2006 r. Wzrok straciłem z powodu cukrzycy typu 2, podstępnej choroby, która nie boli, ale bolą jej powikłania, kiedy już się ujawnią. Podczas swojej kilkunastoletniej działalności w PZN pełniłem funkcję prezesa koła, dyrektora, sekretarza i wiceprezesa Okręgu Śląskiego. O swoich funkcjach na szczeblu centralnym wspominałem przy pierwszym pytaniu. Bardzo interesuję się sportem i turystyką. Od lat uprawiam nordic walking. Uczestniczyłem w wielu rajdach tandemowych, a od niedawna trenuję również blind tennis i showdown. Na razie bez większych sukcesów, ale aktywności te sprawiają mi ogromną przyjemność. Działalność w Związku jest dla mnie szczególnym priorytetem, ponieważ jestem jedną z tych osób, które mogą funkcjonować właśnie dzięki rehabilitacji oferowanej przez PZN.
JÓZEF MAŁOSEK
1. Wiceprezes/przewodnicząca GKR , ale jaki(a)?
Od roku 2002 pełnię funkcję dyrektora, a od 10.10.2023 funkcję prezesa OZ. Podczas pracy zawodowej i społecznej wprowadziłem Okręg Zachodniopomorski na nowe tory rehabilitacji poprzez nowatorskie rozwiązania. Nigdy nie bałem się podejmowania trudnych decyzji. Również na stanowisku wiceprezesa PZN nie obawiam się podejmować nowych i nieznanych mi dotychczas wyzwań.
2. Konieczne zmiany w PZN
Zachód zazdrości nam struktur, kontrolowanej bazy itd... To nie znaczy wcale, że powinniśmy spocząć na laurach. Jest jeszcze wiele do zrobienia. Przede wszystkim powinniśmy docierać do osób potrzebujących; promować prowadzoną rehabilitację społeczną (m.in. poprzez media na poziomie ogólnokrajowym i lokalnym) oraz edukować społeczeństwo. Napotkana osoba z białą laską to osoba niewidoma, ale większość nie potrafi skojarzyć jej z żadną organizacją, a przecież wciąż jesteśmy największą instytucją dla osób niewidomych i słabowidzących w Polsce.
3. Czy PZN jest jeszcze potrzebny?
Obniżająca się liczba członków PZN nie wpłynie negatywnie na rozwój stowarzyszenia. To trend w całym cywilizowanym świecie. W dobie elektroniki i asystentury młody niewidomy człowiek rehabilituje się zawodowo przy wcześniejszym małym nakładzie rehabilitacji społecznej. Seniorzy, osoby o niskim statusie społecznym i niskich wymaganiach oraz osoby ociemniałe, to nasi dzisiejsi i przyszli beneficjenci. W nielicznych okręgach są i pozostaną do pełnej rehabilitacji dzieci przedszkolne i szkolne. Patrząc na to wszystko, można śmiało stwierdzić, że przyszłość PZN nie rysuje się w czarnych kolorach. Wiele krajów europejskich zazdrości nam naszych struktur, nadzorowanej bazy członkowskiej oraz ciągłej i kompleksowej rehabilitacji z widocznymi efektami.
4. W tej kadencji chcę…
Ze względu na ukończone studia (filologię germańską na UAM w Poznaniu) zamierzam nawiązać kontakt z podobnymi organizacjami w Niemczech, Austrii i Szwecji. Chciałbym złożyć tym instytucjom oferty rehabilitacyjne lub jedynie wczasowe na pobyt w ośrodkach PZN w Ustroniu Morskim i Muszynie. Na chwilę obecną istnieją dwa uwarunkowania: delikatnie wyższy standard pokoi oraz znajomość angielskiego/niemieckiego w stopniu komunikatywnym przez personel ośrodków, o których mowa. Takie pobyty spowodują nawiązanie współpracy, poznanie zapewne odmiennej działalności i zintegrowanie środowisk.
Namawiałem i dalej będę utwierdzał w przekonaniu, że należy nawiązać i utrzymywać ścisły kontakt z konsultantami wojewódzkimi okulistyki i okulistami oraz uczestniczyć we wspólnie wybranych wydarzeniach w PZN i Towarzystwach Okulistycznych.
5. Prywatnie
Moje hobby to książka, z którą się nie rozstaję. Drugim zainteresowaniem są podróże, lubię poznawać historię, geografię, ale przede wszystkim ludzi i ciekawostki w poszczególnych miejscach. Uczestniczę również często w lokalnych wydarzeniach, zgodnie z potrzebami, które inspirują mnie do kolejnych zainteresowań.
MAGDALENA ORZESZKO
1. Wiceprezes/przewodnicząca GKR , ale jaki(a)?
Planuję wzmocnić kontakty z mediami. Chcę mówić o tym, jak ważne i potrzebne są działania Polskiego Związku Niewidomych. Mam doświadczenie w aplikowaniu o środki na poziomie wojewódzkim i chętnie wezmę udział w szkoleniach z zakresu pozyskiwania środków na skalę ogólnopolską. Bardzo interesuje mnie tematyka szeroko pojętej dostępności dla osób niewidomych i słabowidzących, ale nie tylko ta wynikająca z ustawy, ale ta praktycznie i rzeczywiście potrzebna.
2. Konieczne zmiany w PZN
Tak krótko: przygotowanie i posiadanie oferty atrakcyjnej dla ludzi młodych. Rozwój kanałów komunikacji ważnych dla młodszego pokolenia, które swoją wiedzę czerpie głownie z Internetu. Ważne też jest zainteresowanie młodych pokoleń pracą i działalnością w kołach terenowych oraz w okręgach Polskiego Związku Niewidomych.
3. Czy PZN jest jeszcze potrzebny?
Pytanie to wymaga rozważań na wielu płaszczyznach. Na pewno PZN, jak żadna inna organizacja pozarządowa, dba o dążenie do samodzielności swoich podopiecznych. Dzieje się tak chociażby przez przygotowanie kadry, z której wiedzy czerpią potem inne stowarzyszenia czy ośrodki specjalne. Nasza rozbudowana struktura powoduje, że ludzie poszukujący wsparcia, mogą naprawdę je u nas znaleźć. Należałoby zweryfikować, czy osoby prowadzące koła PZN są przygotowane do udzielania rzetelnych informacji, porad. Czy znają ofertę szkoleniową, rehabilitacyjną czy edukacyjną Związku.
Czy wszystkie koła wiedzą, jak liczne są jednostki prowadzone przez PZN? Co robimy w okręgach, ośrodkach leczniczo-rehabilitacyjnych?
Odpowiadając krótko – tak jesteśmy potrzebni. Musimy jednak dynamicznie odpowiadać na potrzeby środowiska i nie dać się zwyciężyć biurokracji i papierologii.
4. W tej kadencji chcę…
Dotrzeć do mediów na poziomie województw i centrali. Będę śledzić fora i grupy dyskusyjne, po to, żeby być na bieżąco ze zgłaszanymi uwagami i potrzebami osób z naszego środowiska.
Planuję także podjąć prace nad Elektroniczną Bazą członkowską, z której będzie mogło korzystać (z zachowaniem przepisów RODO) każde województwo.
5. Prywatnie
Słucham dużo muzyki, która pozwala mi odpocząć i się skupić. Społecznie prowadzę też Klub Młodych i Aktywnych przy Okręgu Wielkopolskim, co zabiera sporo czasu, ale daje też dużo satysfakcji.
Moją pasją jest też język polski. Lubię polszczyznę, starodawną literaturę z jej kwiecistymi dialogami i opisami. Staram się dużo czytać. Uwielbiam rozmawiać z ludźmi. Jestem przekonana, że kontakty onlinowe nigdy nie powinny nam zastąpić realnych spotkań. Najbardziej na świecie zależy mi na moim jedynym dziecku – niech to młode pokolenie ma szansę na życie w pokoju. Niech uczy się empatii i tego, że to nie pieniądze dają wszystko.
MAŁGORZATA PRZYBOŚ
1. Wiceprezes/przewodnicząca GKR , ale jaki(a)?
W tym roku minęło 20 lat mojej pracy zawodowej w PZN na stanowisku dyrektora. Jestem przykładem tego, że warto zaufać młodym, pozwolić im na działanie. Moja praca bardzo mnie satysfakcjonuje. Wiadomo: są lepsze i gorsze dni, ale zdecydowanie więcej jest tych dobrych i satysfakcjonujących. Robię to, co lubię. Bardzo cieszy mnie to, gdy widzę radość u innych, np. po przebytym wyjeździe, turnusie czy zajęciach, które zorganizowaliśmy.
2. Konieczne zmiany w PZN
Więcej działań ukierunkowanych na młodzież, włączenie młodszych pokoleń do pracy w strukturach Związku, zwłaszcza w kołach.
3. Czy PZN jest jeszcze potrzebny?
Jak najbardziej, dobrze zorganizowana jednostka, placówka – mam na myśli okręgi – ma bardzo duże możliwości. W żadnej innej fundacji czy stowarzyszeniu nie ma tak szeroko rozwiniętej rehabilitacji, zwłaszcza podstawowej, dla osób z dysfunkcją narządu wzroku.
Być może są placówki które zdobywają środki np. unijne, z ministerstw, a nie realizują podstawowych działań z zakresu rehabilitacji podstawowej (orientacji przestrzennej, czynności życia codziennego, nauki brajla czy nowych technologii, usprawniania widzenia itd.) i wówczas zgodzę się, że beneficjent czy członek PZN może być niezadowolony. Bo nie może uzyskać podstawowej pomocy w organizacji, która właśnie do tego została powołana. Natomiast jeżeli okręg realizuje te działania, to nie powinno być takich negatywnych opinii na nasz temat. Mówię to na podstawie własnego doświadczenia. Czasem jest tyle różnych działań, że każdy niezależnie od wieku może znaleźć coś dla siebie. Znam osoby, które nie nadążają czasowo, bo chcieliby we wszystkim brać udział. Ale są też tacy ludzie, którzy nie przychodzą, nie uczestniczą w niczym, często nawet nie należą do PZN, a krytykują.
4. W tej kadencji chcę…
Z perspektywy pełnionej funkcji i zleconych zadań chcę zadbać o to, by każdy okręg realizował działania placówki, która realnie świadczy usługi pomocowe dla osób z niepełnosprawnościami narządu wzroku. Naprawdę jest dla mnie nie do pomyślenia, że osoba tracąca wzrok trafia do danego okręgu PZN i nie może w nim uzyskać podstawowego wsparcia: pomocy psychologa, dziecko – tyflopedagoga. Nie może nauczyć się poruszać z białą laską czy obsługiwać telefonu. Jeśli tej pomocy nie znajdzie u nas, oczywiste jest, że będzie jej szukać w innych organizacjach.
5. Prywatnie
Jestem dyrektorem, ale przeważnie na papierze. Ludzi traktuje jak przyjaciół, często wyjeżdżając prywatnie z mężem zabieramy osoby z niepełnosprawnościami narządu wzroku, z którymi się przyjaźnimy. Żyję tą pracą – w pozytywnym tego słowa znaczeniu!
ELŻBIETA BANIA
1. Wiceprezes/przewodnicząca GKR , ale jaki(a)?
Jako przewodnicząca GKR PZN chciałabym, aby Komisje Rewizyjne Związku były postrzegane nie tylko jako organ kontrolujący, wytykający błędy i nieprawidłowości w pracy w PZN, ale jako partner pozwalający je niwelować.
2. Konieczne zmiany w PZN
Radykalne zmiany w Związku nie są konieczne. Ważna jest odpowiedzialność osób decydujących się na pełnienie jakichkolwiek funkcji na wszystkich szczeblach władz w strukturze PZN. Niezbędne za to jest podnoszenie wiedzy, świadomości i odpowiedzialności w dzisiejszej dobie postępu ekonomicznego, rozwoju cyfryzacji, jak i zmian prawnych dotyczących organizacji pozarządowych. Jak to realizować? Poprzez szkolenia prezesów zarządów okręgów, kół i komisji rewizyjnych.
3. Czy PZN jest jeszcze potrzebny?
Działanie organizacji pozarządowych należy od czynnika ludzkiego: jego potencjału, organizacji pracy i określonych kierunków działania. PZN jest potrzebny, ale to, jak jest postrzegany, zależy od przekazywanych informacji w strukturach Związku, jak i od otoczenia. Zintensyfikowanie przekazywanych komunikatów o działaniach PZN, pozwoli podnieść wiedzę o Związku, a także może przyczynić się do zmniejszenia rezygnacji z przynależności do naszej organizacji oraz pozyskiwać nowych członków.
4. W tej kadencji chcę…
Chciałabym zrealizować zamysł, aby GKR nie była postrzegana jako „zło konieczne” lub „bo tego wymagają przepisy”.
5. Prywatnie
Pracę społeczną w PZN rozpoczęłam jeszcze na początku lat 90-tych w Sekcji Zatrudnionych na Otwartym Rynku Pracy, następne w Okręgowej Komisji Rewizyjnej, w latach 1999–2011 pracowałam w Okręgu Małopolskim na stanowisku dyrektora okręgu.
W GKR pracuję już od roku 2012. Funkcję przewodniczącej pełnię już drugą kadencję. Prywatnie? Nie skupiam się tylko na pracy społecznej, ale dodatkowo uczestniczę w innych zajęciach (nauce śpiewu i lekcjach muzyki). Oddzielną moją pasją natomiast jest ogród.
Statut Polskiego Związku Niewidomych zawiera bardzo dużą liczbę zadań (49), poprzez które Związek realizuje swoje cele. Uchwała programowa obejmuje te działania, wybrane spośród zadań Związku, które mają wpływ na rozwiązania służące całej organizacji lub będące kontynuacją projektów wymagających zachowania trwałości przez najbliższe kilka lat. I tak należy:
1. Uznać za kluczową działalność związaną ze wsparciem osób ociemniałych i tracących wzrok oraz osób niewidomych i słabowidzących z niepełnosprawnością sprzężoną.
2. Dążyć do zorganizowania i stałego finansowania Ośrodka Rehabilitacji Kompleksowej (Poszpitalnej) dla Osób Ociemniałych i Tracących Wzrok w Bydgoszczy, w którym takie osoby otrzymałyby specjalistyczną pomoc rehabilitacyjną.
3. Dążyć do zorganizowania w Polsce szkoły psów przewodników z własną hodowlą, działającej w oparciu o wypracowane standardy w ramach projektu pn. „Budowa kompleksowego systemu szkolenia i udostępniania osobom niewidomym psów przewodników oraz zasad jego finansowania”.
4. Organizować szkolenia i dokształcanie kadr i działaczy służących środowisku osób z dysfunkcją narządu wzroku.
5. Zintensyfikować działania związane z szeroko rozumianą dostępnością (architektoniczną, informacyjno-komunikacyjną, cyfrową) dla osób niewidomych i słabowidzących.
6. Intensywniej włączać się w realizację programów związanych z jakością opieki zdrowotnej w stosunku do osób z dysfunkcją narządu wzroku i zagrożonych utratą wzroku.
7. Dbać o zabezpieczenie prawne osób niewidomych i słabowidzących, zgłaszając uwagi do proponowanych rozwiązań legislacyjnych i proponować własne.
8. Dbać o majątek Związku i jego jednostki bez osobowości prawnej, wykorzystując go do realizacji celów określonych w statucie.
9. Wypracować sposoby i metody utrzymania i pozyskiwania członków w każdym wieku, jeżeli Związek ma pozostać organizacją członkowską (pacjencką) oraz podjąć dyskusję i działania dotyczące funkcjonowania organizacji w przyszłości.
10. Dbać o zabezpieczenie finansowe wszystkich jednostek PZN poprzez pozyskiwanie środków finansowych z różnych instytucji i firm.
11. Dążyć do utworzenia ogólnopolskiej bazy członkowskiej.
12. Powołać Komisję Statutową przygotowującą zmiany do statutu przed nadzwyczajnym Zjazdem.
13. Wzmocnić przepływ informacji i komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej w Związku.
14. Zintensyfikować współpracę z Ośrodkami Szkolno-Wychowawczymi dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących.
15. Dążyć do utworzenia aplikacji dotyczącej oferty PZN.
27.05.2024 r. już po raz drugi obradował Zarząd Główny PZN XIX kadencji. Pierwsze posiedzenie odbyło się 25.04.2024 r., tuż po zakończeniu XIX KZDEL.
Podczas pierwszego spotkania Zarząd przyjął swój regulamin pracy. Chcemy przypomnieć, że od XIX KZDEL nie ma już Prezydium na szczeblu centralnym. W skład Zarządu Głównego PZN wchodzą: prezes, czterech wiceprezesów (wybrani podczas XIX KZDEL) oraz, jako członkowie ZG, prezesi okręgów (wybrani na Okręgowych Zjazdach w 2023 r.). Obecnie skład Zarządu Głównego stanowi 20 osób (ze strukturą PZN można zapoznać się pod linkiem: https://pzn.org.pl/o-nas/wladze-naczelne-zwiazku/).
Regulamin ZG przewiduje sytuacje, w których to prezes PZN niektóre decyzje będzie podejmował w porozumieniu z wiceprezesami (a nie całym ZG). Chodzi tu głównie o dotychczasowe decyzje podejmowane przez Prezydium, a które dotyczą: bieżącego nadzoru nad jednostkami PZN bez osobowości prawnej, przyznawania odznak honorowych, udzielania pożyczek z Funduszu Interwencyjnego. Chodzi więc o sprawy, które wymagają pilnych decyzji.
Na posiedzeniu w maju przyjmowano sprawozdanie z działań merytorycznych i finansowych PZN za 2023 r. oraz zatwierdzano harmonogram realizacji uchwały programowej XIX KZDEL. Na to spotkanie zaproszeni zostali także dyrektorzy okręgów niebędący członkami ZG i kierownicy działów Instytutu Tyflologicznego. Harmonogram ten zostanie rozesłany do okręgów i jednostek PZN oraz działów IT tak, aby zgodnie z decyzją delegatów, a następnie ustaleniami Zarządu, pilnie przystąpić do ich realizacji.
Podczas posiedzenia Andrzej Brzeziński, prezes PZN, poinformował o zakończeniu prac dotyczących windy w Ośrodku „Klimczok” w Ustroniu Morskim (inwestycja finansowana ze środków z Funduszu Dostępności). Obecnie placówka przystępuje do etapu dostosowania wejść dla osób z niepełnosprawnościami.
W Ośrodku „Nestor” w Muszynie trwa remont. Wykonywana jest budowa szybu i windy oraz dobudowa pokoi. Na jesień planowana jest nadbudowa piętra, a z końcem roku – mamy nadzieję – udostępnimy już pierwsze nowe pokoje dla gości ośrodka.
W obiekcie PZN w Olsztynie także wymieniono windę (działanie sfinansowano z Funduszu Dostępności). Obecnie trwają odbiory inwestycji.
W Warszawie na ul. Konwiktorskiej sukcesywnie prowadzone są remonty pomieszczeń, tak by dostosować je do obecnych wymogów. Poza tym z końcem maja na tyłach budynku powstały miniogrody sensoryczne. Wszystko we współpracy z firmą Alcon, która sfinansowała to działanie (m.in. zakupiła roślinność), a potem wraz z wolontariuszami zaaranżowała całą przestrzeń.
Co poza tym? Prezes PZN poinformował, że w październiku 2024 r. w siedzibie Polskiego Związku Niewidomych przy ul. Konwiktorskiej w Warszawie odbędzie się robocze spotkanie przedstawicieli Europejskiej Unii Niewidomych. Oczywiście w wydarzeniu wezmą udział także nasi przedstawiciele.
Podczas posiedzenia Zarządu PZN rozmawiano także o trudnej sytuacji w Okręgu Małopolskim. Poinformowano o Nadzwyczajnym Okręgowym Zjeździe Delegatów Okręgu Łódzkiego, gdzie dokonano wyboru nowego Zarządu Okręgu, ponieważ wybrany w 2023 r. złożył rezygnacje.
Chwilą ciszy uczczono pamięć zmarłej p. Zofii Krzemkowskiej, która przez wiele lat uczyła brajla w bydgoskim Ośrodku „Homer”. Za krzewienie brajla w 2017 r. zdobyła nagrodę „Człowieka Roku” w konkursie im. Włodzimierza Kopydłowskiego. W przeszłości była także przewodniczącą Krajowej Rady Niewidomych Kobiet.
Na początku maja br. przedstawiciele Koła Powiatowego Polskiego Związku Niewidomych z Kęt mieli możliwość wzięcia udziału w międzynarodowym szkoleniu w ramach programu Erasmus+.
Spotkanie o tytule „Stic 2gether” odbyło się w dniach 5–10 maja br. w miejscowości Pontevedra w północnej Hiszpanii. Organizatorem wydarzenia było hiszpańskie stowarzyszenie Fogart, działające na rzecz integracji różnych środowisk poprzez działalność społeczną, kulturalną i edukacyjną. Wśród uczestników znaleźli się reprezentanci organizacji pozarządowych z Belgii (Views International), Finlandii, Holandii, Chorwacji, Hiszpanii i Polski. Wszyscy pracują z osobami niewidomymi i/lub same są osobami z niepełnosprawnością narządu wzroku.
Przez cały pobyt dzieliliśmy się swoimi doświadczeniami, rozmawialiśmy o problemach i wyzwaniach. Spotkanie miało formę warsztatów w języku angielskim, co samo w sobie było też dobrą okazją do podszkolenia swoich językowych umiejętności.
W ramach wizyty studyjnej odwiedziliśmy siedzibę regionalną organizacji ONCE (Organización Nacional de Ciegos Españoles), największej i najstarszej hiszpańskiej organizacji zrzeszającej osoby niewidome i działającej na ich rzecz. Zobaczyliśmy tworzone przez nich pomoce tyflograficzne, odwiedziliśmy salę do nauki orientacji przestrzennej, bibliotekę i drukarnię (każda osoba niewidoma może zgłosić zapotrzebowanie na dany tytuł w brajlu). Niestety, rzeczywistość nie jest taka kolorowa. W Hiszpanii osoby niewidome borykają się z brakiem pracy, a stanowiska związane z nowymi technologiami czy dostępnością nie są tam jeszcze tak popularne, jak chociażby w Polsce. Inną poważną barierą jest też nieznajomość języka angielskiego. To kolejny obszar, nad którym ONCE zamierza pracować. Na takim międzynarodowym spotkaniu nie mogło zabraknąć elementów związanych z kulturą i zwiedzania najbliższej okolicy. Galicja to fascynująca, zielona kraina kojarzona z pielgrzymim szlakiem św. Jakuba. Położona nad oceanem jest krajobrazowo bliższa krajom północnym niż południowej Hiszpanii. Częste deszcze i mgły przydają jej nieco tajemniczego klimatu, którego dopełnieniem są legendy o „meigas” (czarownicach) i celtyckie korzenie. W wolne popołudnie odwiedziliśmy typową wioskę rybacką nad oceanem, z tradycyjną zabudową kamiennych domostw i spichlerzy.
Jesteśmy bardzo wdzięczni za możliwość udziału w tym spotkaniu. Był to intensywny i inspirujący czas pełen ożywionych rozmów i wymiany doświadczeń. Planowane są kolejne projekty dotyczące kwestii, które najbardziej nurtowały uczestników, czyli:
W piątek, 17 maja 2024 r., członkowie Koła Terenowego Polskiego Związku Niewidomych w Hajnówce rozpoczęli niezwykły weekend. Wieczorem czekały na nich muzyczne doznania rodem z Francji, a kolejnego dnia – wizyta w ziołowym ogrodzie i podróż przez świat wszystkich zmysłów. Niedzielę natomiast spędzili w Muzeum Rolnictwa.
Przystanek Paryż
Za sprawą taneczno-wokalnego show wystawionego na deskach Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku w piątkowy wieczór przenieśliśmy się do Francji, do najsłynniejszego na świecie kabaretu Moulin Rouge. Już nie po raz pierwszy tutejsi artyści skupili na sobie całą naszą uwagę. Tak było już jesienią podczas spektakularnego widowiska „Broadway Dance Club”, które jeszcze doskonale pamiętamy. Tym razem artyści – tancerze, muzycy, soliści – zrobili wszystko, aby jak najwierniej oddać realia paryskich występów: bogate brzmienie instrumentów, wszechobecne cekiny, maski, popisowe choreografie, spektakularne tańce z piórami, dynamiczne tanga, gorące samby czy frywolny kankan. Oj, działo się, działo! W bogatym repertuarze chyba każdy znalazł swoje brzmienia. Można było usłyszeć zarówno francuskie hity, jak: „Non, je ne regrette rien” Edith Piaf, „Les champs-Elysées” Joego Dassina, ale też liryczne „Bésame mucho” czy porywający do tańca utwór „I’m still standing” Eltona Johna.
To nie był tylko koncert, ale niemal magiczne widowisko, gdyż występom towarzyszyły niesamowite wizualizacje. Dwugodzinne show zostało zakończone zapierającym dech finałem – rockową petardą zespołu The Animals, czyli balladą pt. „House of the Rising Sun”, w Polsce znaną od zawsze jako „Dom Wschodzącego Słońca”.
Choć nie był to spektakl z audiodeskrypcją tańca i niewidomym odbiorcom pozostawiono przestrzeń na własną interpretację, to jednak wywarł on na wszystkich ogromne wrażenie. Doładowani energetycznie wróciliśmy do domów późnym wieczorem.
Obudzić uśpione zmysły
Następnego dnia o poranku wyjechaliśmy do gospodarstwa „Ziołowy Zakątek” znajdującego się w jednej z nadbużańskich wsi. To tutaj, w Korycinach, jest wyjątkowy Podlaski Ogród Botaniczny – miejsce, które zrodziło się z pasji w 2011 r. Obecnie ogród liczy ponad dwa tysiące gatunków roślin oraz ich odmian. My skupiliśmy się na ziołach dziko rosnących.
Przewodniczka dzieliła się z nami wiedzą na temat ziół, ich właściwości i sposobów przygotowywania, szczególnie w celach leczniczych. Naturę czerpaliśmy wszystkimi zmysłami. Jedne rośliny przyciągały aromatycznym zapachem, jak hyzop lekarski czy rozmaryn, inne – intensywnym kwitnieniem, jak dzika róża, a kolejne gorzkim smakiem, jak piołun. Jeszcze inne – jak przytulia czepna – z łatwością przyczepiały się do ubrań i okolicznych pędów.
Spacerując po ogrodzie otoczonym wieloma budynkami, które zachowały detale podlaskiej architektury ludowej, minęliśmy dawny szałas bimbrownika i kościół pod wezwaniem Matki Bożej Łagodnej. Wstąpiliśmy też do klimatycznego domku, w którym dowiedzieliśmy się, jak tradycja stosowania ziół w lecznictwie i życiu codziennym jest głęboko zakorzeniona w polskiej kulturze ludowej i chrześcijańskiej. Zioła wykorzystywano do robienia wieńców dożynkowych, farbowania jajek wielkanocnych, ale również do różnych ceremonii.
Czas na warsztaty
Po wędrówce zakamarkami ogrodu wzięliśmy udział w warsztatach, na które tak bardzo czekaliśmy. Pierwsze zajęcia polegały na komponowaniu zawieszek zapachowych o działaniu uspokajającym bądź poprawiającym pamięć i koncentrację, a także odstraszającym owady. Według własnego uznania napełnialiśmy woreczki ziołami, dodając na koniec olejek eteryczny. W dalszej części warsztatów poznaliśmy właściwości niektórych esencji wykonanych na bazie ziół i owoców, a następnie, wykorzystując zdobytą wiedzę, samodzielnie stworzyliśmy własną mieszankę esencji w butelce: na uspokojenie, wzmocnienie bądź na odrobaczenie i oczyszczenie organizmu.
Zioła towarzyszą ludzkości od jej zarania. Powinniśmy bardziej doceniać to, jak wspaniałe możliwości daje nam natura, a samodzielnie przygotowane produkty pozwolą cieszyć się lepszym zdrowiem i kondycją psychofizyczną.
Powrót do przeszłości
W niedzielę pojechaliśmy do Muzeum Rolnictwa im. księdza Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu. Tamtejsza wystawa ciągników i lokomobil okazała się interesująca nie tylko dla miłośników motoryzacji. Były tam pierwsze ciągniki polowe, transportowe, trzykołowe i takie, które miały kierownicę po prawej stronie, a nawet takie, które jej nie miały, co było dla nas zdumiewające. Wszystkie wystawione ciągniki i maszyny parowe, a nawet najstarszy ciągnik w Polsce z 1914 r., są sprawne. Poza muzeum można je zobaczyć podczas parady zabytkowych ciągników, która odbywa się w ramach corocznego Podlaskiego Święta Chleba w Ciechanowcu (w tym roku to 11 sierpnia).
W skansenie naszą uwagę przykuł wciąż sprawny młyn wodny wybudowany w 1850 r. oraz urządzenia niezbędne niegdyś młynarzowi do pracy: żarna do mielenia zbóż, kaszarka do produkcji kasz czy też dzieża – naczynie, w którym wyrasta chleb. Poznaliśmy też przesądy związanie z jego wypiekiem. Czy wiecie, że kiedy ciasto wyrasta, mężczyzna nie może wejść do domu, a kobieta nie może usiąść, bo ciasto też „usiądzie”?
W skansenie w Ciechanowcu znajduje się również największe w Polsce, a drugie pod względem wielkości na świecie zaraz po Kołomyi na Ukrainie, Muzeum Pisanki. Jego zbiory liczą 2600 egzemplarzy, pochodzących z wielu regionów Polski i świata. Wykonane różnymi technikami z wielu tworzyw wyglądają pięknie. Na wystawie zaprezentowane są też jajka naturalne: te największe – strusie i najmniejsze – zięby afrykańskiej, które mieszczą się w małym pudełeczku po cukierkach tic tac.
Był to weekend pełen atrakcji i pozytywnych emocji. Jego zorganizowanie stało się możliwe dzięki wsparciu Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i środkom Urzędu Miasta w Hajnówce.
W niedzielę, 16.06.2024 r., świętowaliśmy jubileusz 30-lecia pracy duszpasterskiej ks. Andrzeja Gałki jako rektora kościoła św. Marcina w Warszawie. Uroczysta msza św. była jednocześnie pożegnaniem z lokalną wspólnotą Kościoła, ponieważ duchowny przechodzi na emeryturę z zamieszkaniem w Domu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w Rabce-Zdroju.
Ks. Andrzej od 30 lat jest związany ze środowiskiem osób z niepełnosprawnością narządu wzroku, w tym także z Polskim Związkiem Niewidomych. Niejednokrotnie uczestniczył w spotkaniach świątecznych, ale także towarzyszył podczas Krajowych Zjazdów Delegatów, wspierając swoją modlitwą i mądrym słowem.
Krajowy duszpasterz osób niewidomych to nie jedyna funkcja, którą pełnił ks. Gałka. To przez ten czas także kapelan warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, doktor teologii, historyk Kościoła… a przede wszystkim człowiek o wielkim sercu!
– Mam 38 lat. Ksiądz Andrzej towarzyszył mi duchowo przez 30 lat. Gromadził w kościele moich dziadków, rodziców. Nas – wówczas dzieci – także nigdy nie wyganiał z tych spotkań. Wręcz przeciwnie – zawsze pozwalał nam być blisko. Tak, jak umieliśmy i na tyle, na ile potrafiliśmy w tamtym momencie – wspomina Anna, jedna z parafianek uczestnicząca w uroczystości. Nasz duszpasterz to niesamowity człowiek! – dodaje.
Czego kapłan nauczył się od niewidomych? Podczas niedzielnego spotkania wspomniał, że przede wszystkim cierpliwości. – Bo nigdy jakoś specjalnie cierpliwy nie byłem – wspomniał, dziękując wszystkim za tyle lat współpracy.
W niedzielnych uroczystościach wzięli udział także Andrzej Brzeziński, prezes PZN-u oraz Kamila Wiśniewska z Centrum Komunikacji PZN.
W 2023 r. duchowny obchodził 50-lecie kapłaństwa, święcenia prezbiteratu przyjął w 1973 r. z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Warto zaznaczyć, że wraz z przejściem na emeryturę ks. Andrzej przestał także pełnić funkcję krajowego duszpasterza osób niewidomych. Funkcję tę przejął ks. Sławomir Opaliński, do tej pory związany z Caritas Archidiecezji Warszawskiej.
Jedyną w Polsce placówką kompleksowo zajmującą się leczeniem i rehabilitacją osób z dysfunkcjami wzroku oraz zaopatrzeniem w wyroby medyczne wspomagające samodzielność osób słabowidzących i niewidomych jest Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej Centralna Przychodnia Rehabilitacyjno-Lecznicza Jednostka Polskiego Związku Niewidomych z siedzibą przy ulicy Karmelickiej 26 w Warszawie.
Miejsce to zostało stworzone dla pacjentów poszukujących pomocy z powodu pogorszenia widzenia lub diagnozy lekarza okulisty o braku możliwości dalszego leczenia. Pracujemy zespołowo w oparciu o wartości holistycznego podejścia do pacjenta. Naszą misją jest przede wszystkim dbanie o zdrowie pacjentów, ale także stworzenie przyjaznego środowiska pracy dla lekarzy, personelu medycznego i administracyjnego wspierającego realizację świadczeń medycznych. Nasz zespół składa się z pasjonatów szukających najbardziej skutecznych metod leczenia. Pracujemy w nowoczesnych gabinetach, które są bardzo dobrze wyposażone w specjalistyczne urządzenia diagnostyczne.
Diagnostyka
Niezbędną diagnostykę wykonujemy na miejscu. Posiadamy dwa aparaty OCT (optyczna koherentna tomografia dna oka). Obecnie badanie OCT jest złotym standardem w nowoczesnej diagnostyce okulistycznej. To nieinwazyjne badanie, które pozwala precyzyjnie ocenić narząd wzroku, wykrywając nawet najmniejsze zmiany, w tym zwyrodnienia plamki żółtej – AMD, czy zmiany jaskrowe. Dodatkowo nasze aparaty posiadają opcję badania angiografii OCT – nieinwazyjnej cyfrowej mikroangiografii, która pozwala ocenić naczynia oraz mikrokrążenie w siatkówce oka bez konieczności podawania kontrastu stosowanego w tradycyjnej angiografii fluoresceinowej.
Innym bardzo ważnym etapem w procesie diagnostycznym jest badanie funduskamerą. Polega ono na wykonaniu bardzo dokładnego, kolorowego zdjęcia dna oka. Obraz ten zapewnia zachowanie bezpieczeństwa podczas diagnozowania nerwu wzrokowego oraz zmian w obrębie oka, szczególnie u pacjentów z cukrzycą (retinopatią cukrzycową), chorobami sercowo-naczyniowymi i neurologicznymi (guzami mózgu).
W tym roku wyposażyliśmy pracownię diagnostyczną w nowoczesną perymetrię (pole widzenia). Najczęściej badanie to przeprowadza się, żeby zdiagnozować i monitorować jaskrę. Jest też pomocne przy ocenie chorób nerwu wzrokowego, schorzeń siatkówki, a także małej ostrości widzenia i nadciśnieniu tętniczym. Na takie badanie powinny się zgłosić osoby, które nie widzą obserwowanego punktu, kiedy patrzą przed siebie, lub nie widzą przedmiotów znajdujących się z boku ich pola widzenia. Badanie jest bezbolesne i nieinwazyjne, ale także – co ważne w przypadku naszych pacjentów – stosunkowo krótkie.
Ambulatorium i część zabiegowa
Współcześnie większość okulistycznych procedur zabiegowych można już wykonać ambulatoryjnie. W gabinecie zabiegowym wykonujemy drobne chirurgiczne zabiegi okulistyczne, takie jak: zabiegi powiekowe, usuwanie zmian skórnych, guzków, udrażnianie kanalików łzowych, usuwanie wrastających rzęs, ciała obcego itp.
Część zabiegową uzupełniliśmy o szeroką gamę zabiegów laseroterapii okulistycznej. Okuliści wykonują zabiegi irydotomii laserowej przynoszącej bardzo dobre efekty w leczeniu jaskry wtórnej. Natomiast laserowa kapsulotomia wykonywana jest w celu usunięcia objawów tzw. zaćmy wtórej i jest najczęściej spotykaną metodą leczenia tego rodzaju przypadłości. W drugim z naszych gabinetów laseroterapii pacjentom chorującym na jaskrę wykonujemy zabiegi SLT (selektywna trabekuloplastyka laserowa) poprzez udrożnienia struktur odpowiedzialnych za odpływ płynu w kącie przesączania w celu obniżenia ciśnienia w gałce ocznej.
FLK – fotokoagulacja laserowa jest leczniczym zabiegiem laserowym stosowanym w leczeniu chorób siatkówki, głównie w leczeniu retinopatii cukrzycowej – efekt termiczny hamuje nieprawidłowy rozwój naczyń krwionośnych. Wykonanie podprogowej laseroterapii mikropulsowej skutecznie poprawia funkcję siatkówki bez pozostawiania w tkance śladów.
Diagnostyka i leczenie dzieci
W ramach 30. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy powstał najnowszej generacji gabinet okulistyczny do diagnostyki i leczenia dzieci. Dzięki nowoczesnej aparaturze, a także lekarzom w nim pracującym jesteśmy w stanie objąć specjalistyczna opieką dzieci już od wieku niemowlęcego.
Kolejnym zakresem działalności medycznej jest poradnia leczenia zeza i niedowidzenia. Dokładna, wcześnie przeprowadzona diagnostyka wychwytuje wiele zaburzeń widzenia wśród dzieci już w wieku przedszkolnym. Dzięki systematycznej rehabilitacji ortoptycznej uzyskujemy bardzo dobre efekty terapeutyczne. Jesteśmy jedną z trzech placówek w Warszawie realizujących te usługi medyczne finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. W tej poradni konsultują pacjentów także lekarz okuliści.
Rehabilitacja i dodatkowa oferta
Flagowym obszarem naszej działalności, unikalnym w skali kraju, jest Ośrodek Rehabilitacji osób z dysfunkcją narządu wzroku. Rehabilitacja to całościowa opieka nad pacjentem, mająca na celu pomoc w stawaniu się bardziej samodzielnym, a tym samym poprawienie jakości życia pacjenta na co dzień.
Rehabilitacja pacjenta z dysfunkcją narządu wzroku (w zależności od jego indywidualnych potrzeb) obejmuje następujące sfery:
W rożkach, wafelkach i na patyku. Mleczne i wodne. Bez cukru i z bakteriami. Jest ich mnóstwo. Lody – letnia pokusa dla każdego, najzdrowsza ze słodyczy.
Lody jadano już w starożytnej Grecji. Wówczas do śniegu i owoców dodawano „świętą słodycz”, czyli miód. Chińczycy delektowali się nimi już 5 tys. lat temu. Dziś na całym świecie lody to najpopularniejsze łakocie i najlepszy deser na lato. Dlaczego? Bo lody – z uwagi na swoją temperaturę – to doskonała ochłoda w czasie upałów. Ich różnorodność może zadowolić nawet najbardziej wysublimowane podniebienia.
W lodowym świecie
Tradycyjne lody są produktem mlecznym, w którego skład wchodzą: mleko (pełnotłuste, beztłuszczowe, w proszku lub roślinne), śmietana lub śmietanka, cukier, jaja (proszek jajeczny) i różnorodne dodatki smakowe. Do wyboru są także: owoce w postaci całej, musu, soku, orzechy, bakalie, kawa i kakao.
Choć wszystkie lody są zimną przekąską, dzielą się na kilka grup. Jeśli za kryterium podziału przyjmiemy rodzaj składników użytych do produkcji, to wyróżnia się:
Ci dalsi znajomi pukali się w głowę, ale naprawdę bliscy mi ludzie powiedzieli „Super, gratuluję decyzji”. Obie te postawy siedziały również we mnie. Bo jak można porzucić wygodną, dobrze płatną i całkowicie zdalną pracę, żeby wyjechać do Belgii na nisko subsydiowany wolontariat? Jednak „do odważnych świat należy” i gdy sobie o tym przypomniałam, wahanie ustąpiło zdecydowaniu. Mam na imię Kinga i jestem wolontariuszką w ramach Europejskiego Korpusu Solidarności.
Decyzja
Do udziału w wolontariacie w ramach EVS (ang. European Voluntary Service), a obecnie ESC (ang. European Solidarity Corpus), od dawna namawiała mnie moja koleżanka Dorota, która sama uczestniczyła kilka lat temu w projekcie we Francji. Do dziś powtarza, że jest to jedno z najlepszych doświadczeń w jej życiu.
O wolontariacie w Belgii czytałam wielokrotnie w ogłoszeniach Polskiego Związku Niewidomych na stronie internetowej Związku, Facebooku czy w BIP-ie. Już od 2007 r. PZN współpracuje z belgijską organizacją Views w zakresie wysyłania młodych osób z dysfunkcją narządu wzroku w wieku 18–30 lat na wolontariat w miejscowości Liège w Belgii. Do tej pory jednak nie skorzystałam z tej możliwości, ponieważ daty wyjazdu nie zgrywały się z moimi życiowymi planami. Ale gdy po pół roku poszukiwania nowej pracy, otrzymałam kolejnego e-maila z informacją o odrzuceniu mojej aplikacji, uznałam, że najwyższy czas, by podjąć śmiałą decyzję i wziąć udział w tym projekcie.
Rekrutacja
Po zgłoszeniu swojej kandydatury do PZN, zostałam zaproszona na wstępną rozmowę z polską koordynatorką projektu. Jej celem było poznanie kandydata, w tym m.in. ustalenie poziomu znajomości języka, najlepiej francuskiego, ewentualnie angielskiego, czy weryfikacja motywacji do udziału w wolontariacie i dalszej nauki języka.
Po tym etapie moja kandydatura została wysłana do akceptacji organizacji Views International. Następnie koordynatorka po stronie belgijskiej zorganizowała spotkanie online z osobami z dwóch placówek przyjmujących. W moim przypadku był to Alain z Coordination Socioculturelle de Sainte Marguerite (CSCSM) oraz Dugumbi z organizacji La Baraka. Celem tych spotkań, podobnie jak wcześniejszych, jest poznanie kandydata i jego motywacji oraz znajomości języka francuskiego. Obie rozmowy przebiegły w bardzo miłej i przyjaznej atmosferze. Każda z osób była do mnie pozytywnie nastawiona, co również przekonało mnie do wyjazdu. Po tych spotkaniach złożyłam wypowiedzenie w pracy.
Wizyta zapoznawcza
Właściwą część projektu poprzedza tzw. wizyta przygotowawcza. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem wolontariatu, razem z Anią, koordynatorką z PZN, przyleciałyśmy do Liège na trzy dni, by poznać przyszłych współpracowników, personel Viewsa oraz współlokatorkę. Była to także okazja, by zobaczyć przyszłe miejsce pracy, mieszkanie oraz miasto. Wszystkie koszty wyjazdu są pokrywane przez organizatorów.
Pierwsze wrażenia
W Liège od razu poczułam się dobrze. Pomimo wszechobecnych remontów miasto jest ładne, ma ciekawą architekturę i najsympatyczniejszych mieszkańców w całej Belgii. Jedną z moich największych obaw było zakwaterowanie i warunki w mieszkaniu, które zapewnia Views International na czas wolontariatu. Na szczęście, od stycznia tego roku wolontariusze są zakwaterowani w nowym, wygodnym mieszkaniu położonym blisko centrum miasta.
Moim ulubionym elementem w mieszkaniu jest panoramiczne okno w pokoju dziennym. Piękny widok na wijącą się przez całe miasto rzekę umila każdy spożywany w salonie posiłek. Wszyscy moi goście są tym oknem zachwyceni i chętnie pozują do efektownych zdjęć. Pst… Dodam w tajemnicy, że przy budynku znajdują się zewnętrzne schody przeciwpożarowe, którymi można dostać się na dach, a takie miejsce świetnie nadaje się na piknik w gronie znajomych lub randkę.
Początki
Sam wolontariat jest świetnie zorganizowany. Pierwsze dwa tygodnie pobytu w Belgii są przeznaczone na zapoznanie się z miastem, zajęcia z mobilności, poznanie najpotrzebniejszych tras, lekcje języka francuskiego oraz inne spotkania organizacyjne. Celem tego etapu jest oswojenie się z nowym miastem i ludźmi. W moim przypadku czas ten został skrócony i trwał jedynie tydzień, ponieważ – dzięki dobrej orientacji w terenie oraz znajomości języka – szybko poczułam się pewnie i bezpiecznie. Jednak program może być dostosowany do indywidualnych potrzeb wolontariuszy, a zarówno trenerzy, jak i pracownicy Viewsa pozostają z nami w kontakcie, więc w razie potrzeby można się do nich zwrócić o pomoc. Na żadnym etapie wolontariatu nie jesteśmy pozostawieni sami sobie.
Koordynatorka po stronie belgijskiej, Anca, jest bardzo wspierająca i pomocna. Mam zapewnioną asystę mentorki, na którą mogę liczyć przy okazji jakichkolwiek nowych sytuacji, np. wizyty w urzędzie, u lekarza, rezerwacji biletów na pociąg, koncertu itd. Ponadto w trakcie pierwszych tygodni Anca zapoznała mnie z kilkoma osobami mieszkającymi w Belgii, z którymi miałam szansę nawiązać bliższą znajomość, a jednocześnie poznać kilka ciekawych miejscówek.
Do dzieła!
W drugim tygodniu zaczęłam pracę jako asystentka przy lekcjach języka francuskiego dla dorosłych cudzoziemców – FLE (fr. Français Langue Étrangère). Od razu złapałam dobry kontakt z prowadzącym zajęcia Philippem i z uczniami. Już na pierwszych zajęciach udało mi się zaimponować grupie, pokazując alternatywną metodę zapamiętywania koniugacji czasowników, tzw. metodę buta.
Przez kolejne tygodnie mogłam uczestniczyć w różnych zajęciach zarówno w La Baraka, jak i w CSCSM. Asystowałam w wieczornych lekcjach francuskiego dla nastolatków, pracowałam z Alainem w biurze, czy brałam udział w zajęciach terenowych dla dzieci w trakcie ferii.
Ostatecznie mój harmonogram ukształtował się następująco: rano pomagam przy zajęciach FLE dla dorosłych, a popołudniami odrabiam lekcje z dziećmi i młodzieżą w tzw. École de devoirs. W ramach tych zajęć mam możliwość uczestniczenia także w zajęciach dodatkowych, tj. w kółku teatralnym czy zajęciach na orientację w terenie.
Planuję również pisać teksty dla lokalnego dwumiesięcznika „Salut Maurice!”. Na jego łamach chciałabym opowiedzieć o swoich doświadczeniach z życia w Liège jako osoby słabowidzącej oraz podjąć problematykę dostępności architektonicznej.
Szanse i wyzwania
Ogromną zaletą wolontariatu jest możliwość doszkalania się poprzez udział w dodatkowych projektach i wydarzeniach tematycznych. Sama uczestniczę w projekcie „The Big Thing”, którego celem jest szkolenie trenerów nauczania nieformalnego. Projekt ten jest realizowany przez Views International w partnerstwie z dwiema organizacjami ze Słowenii i Hiszpanii. Ponadto, jako wolontariuszka Views'a, reprezentuję tę organizację na targach wolontarystycznych, udzielam się przy organizacji takich wydarzeń jak „Kolacja w ciemności” czy warsztaty uwrażliwiające w zakresie niepełnosprawności wzrokowej. Dzięki temu mogę sprawdzić się w nowych rolach i próbować swoich sił np. podczas wystąpień publicznych. Istnieje także możliwość uczestniczenia w wydarzeniach tematycznych poświęconych problematyce aktywizacji i wspierania osób z niepełnosprawnościami w mieście.
Łyżka dziegciu
Jak wszystko, również wolontariat ma swoje ciemniejsze strony, ale – z mojej perspektywy – nie są one wynikiem samej formuły czy organizacji projektu. Chodzi o bardziej przyziemne sprawy. Po pierwsze, ciągnące się w nieskończoność remonty drogowe i wynikające z tego tytułu zmiany w organizacji ruchu drogowego oraz transportu publicznego w Liège. Zaczyna mi to powoli doskwierać. Mimo iż codziennie chodzę do pracy piechotą i sprawia mi to ogromną przyjemność, bywają dni, gdy chciałabym tę drogę nieco skrócić. Muszę się jednak liczyć z tym, że wystąpią zmiany na trasie autobusu i nie dojadę do celu.
Po drugie, zachmurzone niebo i opady deszczu to w Belgii norma. Nauczyłam się już ubierać warstwowo i zawsze mam przy sobie parasol. Bywa natomiast, że taki stan pogody negatywnie wpływa na mój nastrój, zwłaszcza gdy słyszę o niezwykle ciepłej i słonecznej wiośnie w Polsce.
I po trzecie, wolontariuszka, z którą dzielę mieszkanie, nie jest osobą z „mojej bajki”. Wiele nas różni i na początku ciężko było znaleźć wspólne tematy do rozmowy. Chociaż i na to znalazł się sposób. Pracując w różnych miejscach, mijamy się, a gdy dodać do tego wyjścia ze znajomymi czy dodatkowe zajęcia na mieście, nie pozostaje nam wiele wspólnego czasu i jej obecność w mieszkaniu mi nie przeszkadza.
Podsumowanie
Obecnie cieszy mnie każdy dzień pracy, a myśl o zbliżających się wakacjach wcale mnie nie raduje. Największą przyjemność sprawia mi uczestniczenie w porannych zajęciach FLE z dorosłymi w grupie Philippa i przygotowywanie dla nich ćwiczeń. Praca z dziećmi na świetlicy jest większym wyzwaniem i wymaga włożenia dużo energii, ale jednocześnie przynosi wiele satysfakcji i motywuje do poszerzania kompetencji językowych.
Jednak najcenniejszym dla mnie doświadczeniem jest możliwość mieszkania w kraju wielokulturowym. Kilka miesięcy spędzonych z ludźmi z całego świata nauczyło mnie więcej niż wiele przeczytanych przeze mnie książek reporterskich i podróżniczych. Jakże przyjemnym uczuciem jest poznawanie różnych osób i ich kultury, smakowanie nieznanych potraw, uczenie się nowych języków, a przede wszystkim odkrywanie, że pomimo różnic jesteśmy w stanie się porozumieć i spędzać wesoło czas.
Dzięki wolontariatowi życie stawia mnie w nowych, niecodziennych sytuacjach. Ogromną satysfakcję daje mi fakt, że rozmawiając ze znajomymi z Polski, mogę ich zasypywać różnymi anegdotami i opowiadać o moich przygodach: zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, z których umiem się śmiać. Pisząc ten tekst w trzecim miesiącu mojego pobytu w Liège, już wiem, że będzie to jedno z najciekawszych doświadczeń w moim życiu, mające wpływ na sferę zawodową oraz prywatną.
PS Niedawno zdecydowałam się przedłużyć swój pobyt w Belgii z 7 do 12 miesięcy.
Pamiętam, że kiedy usłyszałam od lekarza słowa „Nie będzie pani widziała i prawdopodobnie trzeba będzie usunąć gałkę oczną”, mój świat rozsypał się na milion kawałków. Myślałam o tym, aby wyskoczyć przez balkon z dziewiątego piętra. Uwierzycie, naprawdę tak było! Szybko jednak zmieniłam zdanie. Następnego dnia obudziłam się i stwierdziłam, że nie ma co się nad sobą użalać. Trzeba wziąć się w garść i zacząć działać. Miałam w końcu rocznego syna i dla niego chciałam żyć.
Po urodzeniu dziecka mój stan zdrowia zaczął się pogarszać. Chorowałam na jaskrę wtórną i kilka miesięcy po porodzie ciśnienie w oku stawało się coraz wyższe, a ja czułam się z tego powodu chwilami tak źle, że czasami nie byłam w stanie zająć się własnym synem. Musiałam podjąć poważną decyzję.
Operacja była ryzykowna, gdyż pierwsze oko straciłam w dzieciństwie, właśnie w wyniku nieudanej operacji przeciwjaskrowej. Z drugiej jednak strony, gdybym nie poddała się zabiegowi, również mogłabym stracić wzrok. Przynajmniej tak twierdzili lekarze i namawiali mnie, abym z tym za długo nie zwlekała. Konsultowałam się również za granicą i to mnie upewniło, że powinnam się zgodzić. Poza tym nie wyobrażałam sobie, że mogę nie widzieć.
Od urodzenia choruję na chorobę genetyczną Zespół Sturge’a-Webera. U mnie charakteryzuje się ona tym, że mam na całej twarzy naczyniaka płaskiego w kolorze czerwonego wina. Jeżeli naczyniak obejmuje całą twarz i powieki, to występuje również jaskra. Osoby z tą chorobą często rodzą się już niewidome. Poza tym mam na twarzy blizny, bo – gdy byłam nastolatką – zdecydowałam się na operację plastyczną twarzy. Wtedy jeszcze terapia laserowa była nieskuteczna na takie schorzenie. Nie było również dostępu do profesjonalnych kosmetyków, które kamuflowałyby tego typu przebarwienia.
W Zespole Sturge’a-Webera mogą wystąpić również takie schorzenia jak epilepsja, upośledzenie umysłowe czy niedowład obu kończyn. Ja i tak miałam szczęście, ponieważ większość tych schorzeń mnie nie dotknęła.
Zabieg jakich wiele
To miał być prosty zabieg obniżający ciśnienie w oku, po którym następnego dnia wychodzi się ze szpitala. Tymczasem dowiedziałam się, że zostaję i w ciągu kolejnych dwóch dni straciłam wzrok, ponieważ odkleiła się siatkówka. Znowu trafiłam na stół operacyjny.
W moim przypadku zabieg przyklejenia siatkówki miał jeszcze więcej powikłań. Doszło do krwotoku podsiatkówkowego i o odzyskaniu wzroku nie było mowy. Przeleżałam dwa tygodnie w szpitalu, ponieważ lekarze z tego ośrodka nie byli w stanie poradzić sobie z krwotokiem. Następnie zostałam wypisana do domu i wtedy usłyszałam od lekarza, że nie będę już nigdy widziała. Do tego doszedł towarzyszący mi niewyobrażalny ból gałki ocznej, a żadne środki przeciwbólowe nie działały.
Na szczęście po kilkunastu dniach trafiłam do szpitala w Lublinie. Tam lekarze podjęli się ratowania mojego wzroku i gałki ocznej. Krwotok jakimś cudem udało się usunąć. Wzrok też powoli odzyskiwałam. Widziałam kolory i potrafiłam odczytać na telefonie, kto do mnie dzwoni. Nie trwało to jednak długo. Mniej więcej po miesiącu obraz zaczął się zamazywać, aż po jakimś czasie nie widziałam już nic. Słyszałam, jak lekarze szeptali między sobą o zwłóknieniu siatkówki. To takie blizny tworzące się na siatkówce.
Mimo tego że lekarzom z Lublina nie udało się odzyskać mojego wzroku, klinikę tę wspominam bardzo dobrze i poleciłabym ją każdemu. I to nie tylko ze względu na profesjonalną kadrę okulistyczną na światowym poziomie, ale również niesamowitą opiekę pielęgniarską całego personelu medycznego. Ponieważ trafiłam tam zaraz po utracie wzroku i nie potrafiłam sobie radzić z najprostszymi czynnościami, panie pielęgniarki bardzo mi pomagały, np. przynosiły posiłki do sali, robiły kanapki itd. Mam wrażenie, że ludzie na wschodzie są bardziej empatyczni i przyjaźniej do siebie nastawieni. Lekarze robili, co w ich mocy, ale nie zawsze wszystko jest możliwe.
Cały czas jednak nie traciłam nadziei na odzyskanie wzroku. Podjęłam próby szukania za granicą specjalistów, którzy mogliby mi w jakimś stopniu pomóc choć częściowo odzyskać wzrok. Znalazłam klinikę w Niemczech i z pomocą mojej siostry pojechałam tam najpierw na wizytę. Zgodzili się mnie zoperować. Ponieważ nie miałyśmy pojęcia, ile taka operacja za granicą może kosztować, podjęłyśmy próbę uzyskania refundacji z Narodowego Funduszu Zdrowia. Takie rzeczy z reguły nie należą do łatwych. Trzeba udowodnić, że żaden ośrodek w Polsce nie jest w stanie przeprowadzić takiej operacji, bo nie ma np. odpowiedniego sprzętu. Muszę przyznać, że w tej sprawie byłam nieugięta. Mój upór i chęć odzyskania wzroku sprawiły, że krajowy konsultant w dziedzinie okulistyki wyraził zgodę na operację. I tak pojechałam z moją siostrą do Tybingen w Niemczech. Niestety, pomimo usilnych starań lekarzy, wzroku nie udało się odzyskać.
Rehabilitacja
W tym czasie zainteresowałam się również tematem rehabilitacji po utracie wzroku i trafiłam do Polskiego Związku Niewidomych. Tu chciano mnie skierować na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny dla osób tracących wzrok do Ośrodka Homer w Bydgoszczy, jednak stwierdziłam, że na tak długo nie mogę zostawić małego dziecka. Zapisałam się więc na kurs orientacji przestrzennej w miejscu zamieszkania.
Początki były bardzo trudne. Cały czas tkwiłam w przeświadczeniu, że przecież odzyskam wzrok i właściwie te zajęcia z orientacji i życia codziennego nie są mi potrzebne. Trudno mi było przyjąć do wiadomości, że mam poruszać się z białą laską. Na początku wstydziłam się tego. Myślę, że to naturalne i większość osób tracących wzrok, czuje to, co ja. Poza tym bardzo trudno było mi utrzymać laskę. Szybko się męczyłam i bolał mnie nadgarstek. Po pewnym czasie przekonałam się jednak do laski grafitowej. Była dużo lżejsza od poprzedniej i bardzo odporna na wszelkiego rodzaju uszkodzenia.
Po pierwszym kursie z orientacji przyszedł następny. Potem był kurs komputerowy dla początkujących. Starałam się chłonąć wiedzę i nabyć nowe umiejętności, żeby jak najszybciej stać się osobą samodzielną. Bardzo mi zależało na tym, abym sama mogła się poruszać z białą laską.
Na początku starałam się poznać najbliższą okolicę. Uczyłam się, jak dojść do przedszkola, ponieważ mój syn właśnie miał rozpocząć edukację przedszkolną. Starałam się również poznać trasę do miejsc w najbliższej okolicy, takich jak apteka, poczta czy przystanek autobusowy. Nie było to wcale takie proste, ponieważ obok mojego bloku rozciągał się wielki trawnik, a na nim przecinało się mnóstwo chodniczków, łącznie ze ścieżką rowerową. Trzeba było je dokładnie poznać, żeby się nie pogubić. Zanim opanowałam to do perfekcji, wielokrotnie się gubiłam na własnym osiedlu i nie potrafiłam odnaleźć właściwej drogi.
Oczywiście nadal zdarzają się sytuacje, że zgubię się w miejscu, które właściwie powinnam świetnie znać. Teraz jednak bez problemu potrafię odnaleźć właściwą drogę – pomaga mi w tym ruch uliczny. Ale na samym początku, kiedy straciłam wzrok, hałas ulicy mnie przerażał. Organizm człowieka jest niesamowity. Inne zmysły, takie jak słuch, dotyk i węch, chyba najbardziej starają nam się zastąpić wzrok. Potrafię wyczuć np. wilgoć w powietrzu i to, że zaraz będzie padało, a kiedyś mogłam to ocenić tylko na podstawie chmur na niebie.
Pamiętam, jak na samym początku było mi ciężko spytać ludzi na przystanku o numer nadjeżdżającego autobusu. Wtedy jeszcze kierowcy nie zawsze włączali sygnalizację dźwiękową, a ja miałam jakieś opory przed tym, żeby się do kogoś odezwać. Właściwie całe moje życie było nowe i jakoś to wszystko musiałam sobie poukładać. Pierwszym moim sukcesem było, kiedy samodzielnie doszłam do przystanku, spytałam o numer i dojechałam w miejsce, gdzie się umówiłam z instruktorką orientacji przestrzennej. Potem było już dużo łatwiej. Poznawałam nowe miejsca w Warszawie, o których wiedziałam, że ich znajomość w przyszłości będzie mi potrzebna, ale również najważniejsze stacje metra i nauczyłam się bezpiecznego poruszania metrem. Pierwszym miejscem, do którego sama umiałam dotrzeć bez problemu, było Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie przy ul. Andersa.
Powrót do pracy
Przed urodzeniem dziecka byłam osobą aktywną zawodowo. Pracowałam w ZUS. Po urodzeniu syna byłam na urlopie macierzyńskim, a potem – kiedy mój stan zdrowia zaczął się pogarszać i straciłam wzrok – przebywałam na zwolnieniu chorobowym. Nigdy jednak nie zamierzałam rezygnować z pracy, dlatego też – mając taką możliwość – skorzystałam z urlopu wychowawczego. Ten czas był mi potrzebny, aby porządnie się zrehabilitować.
Marzył mi się powrót do pracy. Miałam nadzieję, że pracodawca dostosuje stanowisko pracy do moich potrzeb. Dlatego też moja rehabilitacja przebiegała bardzo intensywnie. Odbyłam wiele kursów komputerowych, aby sprawnie posługiwać się komputerem. Rok przed zakończeniem urlopu wychowawczego opisałam pracodawcy swoją sytuację życiową i zwróciłam się na piśmie o dostosowania stanowiska pracy do moich potrzeb. Moja prośba oczywiście spotkała się z odmową, a uzasadnieniem był brak możliwości stworzenia miejsca pracy, na którym mogłabym pracować. Korespondencja i rozmowy z zakładem pracy trwały rok, ale porozumienia nie udało się uzyskać.
Miesiąc przed planowanym powrotem do pracy dostałam skierowanie na badania medycyny pracy i medyk orzekł, iż jestem zdolna do pracy. Na taką ewentualność zakład nie był gotowy i zwolnił mnie ze świadczenia pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. Wystąpił również do Mazowieckiego Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy, aby orzekł, czy jestem zdolna do pracy. Kolejni lekarze wydali opinię pozytywną.
Wróciłam więc do pracy, ale właściwie nic nie robiłam. Rano podpisywałam listę obecności i siedziałam siedem godzin za biurkiem, nudząc się. Było to bardzo przykre, że tak można postępować z człowiekiem. Spotkałam się też z dużą niechęcią ze strony koleżanek oraz samych przełożonych. Zaskakujące jest to tym bardziej, iż pracowałam w urzędzie państwowym i uważam, że to instytucje państwowe w pierwszej kolejności powinny tworzyć stanowiska pracy dla osób z niepełnosprawnościami. Po miesiącu przychodzenia i bezczynnego siedzenia za biurkiem otrzymałam wypowiedzenie. ZUS motywował to tym, iż dostosowanie mojego stanowiska będzie kosztować 14 mln zł, na co urzędu nie stać.
Nowy rozdział
Potem trafiłam na staż do Polskiego Związku Niewidomych. Miałam oczywiście obawy, że sobie nie poradzę. Staż trwał sześć miesięcy i przez ten okres nabywałam nowych umiejętności. Po tym czasie zostałam zatrudniona na stałe. Moja przygoda z Polskim Związkiem Niewidomych trwa już ponad sześć lat. Przez ten czas przewinęło się tutaj sporo osób i wiele się zmieniło. Zakres moich obowiązków też się stopniowo poszerzył.
Na początku zajmowałam się jedynie dopinaniem formalności warsztatów w „Laboratorium Ciemności” dla szkół i przedszkoli. Warsztaty mają na celu pokazanie, jak wygląda świat osób niewidomych. Staramy się też przekazać wiedzę, jak się zachować, jeśli się spotka na ulicy osobę niewidomą i jak jej pomóc. Z czasem do moich obowiązków doszło udzielanie porad, głównie drogą e-mailową na różne tematy związane z niepełnosprawnością i problematyką osób niewidomych.
Myślę, że mam ciekawą pracę, która jest dostosowana do moich możliwości i potrzeb. Uczę się w niej często nowych rzeczy, ponieważ ludzie przysyłają do PZN różnego rodzaju zapytania, na które ja też często nie znam odpowiedzi. Wtedy staram się zdobyć niezbędne informacje. Najczęściej wystarczy wyszukać w internecie, ale zdarza się też, że trzeba zadzwonić np. do jakiegoś urzędu lub napisać pismo.
Mimo swojej niepełnosprawności czuję się osobą bardzo szczęśliwą. Wynika to chyba z tego, że zaakceptowałam to, że nie widzę i nie mam do nikogo żalu. Staram się żyć aktywnie, często podróżuję w różne ciekawe miejsca. Poza tym mam wspaniałego syna Seweryna, który w tym roku skończy 12 lat. Myślę, że to on jest tym motorem, który mnie napędza do działania.
Seweryn jest jeszcze dzieckiem, ale często pomaga mi w obowiązkach domowych i jest najlepszym moim przewodnikiem. Kiedy gdzieś wspólnie wychodzimy, bierze mnie pod rękę i zawsze informuje o napotkanych przeszkodach. Kiedy straciłam wzrok, mój syn miał 13 miesięcy i trudno mu było zrozumieć, co się stało. Kiedyś spytał, kiedy mama będzie widziała i czy będzie widziała. Teraz już nie zadaje takich pytań. Myślę, że w jakimś stopniu zaakceptował to, że nie widzę i pogodził się z tą sytuacją.
Zawsze szedłem za pasją, chciałem się rozwijać i poznawać nowe rzeczy – opowiada Damian Pietrasik, wybitny polski artysta, muzyk, kompozytor, a także wicemistrz paraolimpijski w pływaniu z olimpiady w Pekinie w 2008 r.
Filip Zagończyk: Sport, muzyka, prowadzenie studia nagraniowego, nagrywanie płyt i niezliczone koncerty. Która z tych aktywności dała ci największą satysfakcję?
Damian Pietrasik: Każda z nich była ciekawa i wnosiła do mojego życia coś nowego. Zawsze chciałem się rozwijać, uczyć i przekraczać własne granice. Kiedy w wieku dziewięciu lat straciłem wzrok i trafiłem do Lasek, potrzebowałem czegoś, co uporządkuje mój świat, pozwoli odnaleźć się w nowej sytuacji i doda siły psychicznej. Taką rolę odegrały treningi, które nie należą do przyjemności, wyrabiają jednak charakter, uczą walki, determinacji, stawiania sobie nowych celów.
W późniejszych latach sport oczywiście przyniósł mi bardzo wiele korzyści. Stałem się członkiem kadry narodowej, mogłem podróżować po świecie, poznawać nowych ludzi, przeżywać piękne emocje, ale też dowiedzieć się wiele o życiu innych. Szczególnie zapadły mi w pamięć dwa obrazy. Pierwszy z RPA, gdzie jako członkowie kadry mieszkaliśmy w luksusowych wieżowcach, a tuż obok rozciągały się slumsy. Ludzie stłoczeni w namiotach, w warunkach niezwykle trudnych, z naszej europejskiej perspektywy niewyobrażalnych i uwłaczających godności. Podobnie rzecz wyglądała w Pekinie. Któregoś dnia wymknęliśmy się na własną rękę poza wioskę olimpijską. Chodząc po ulicach, co chwila natykaliśmy się na leżące kartony, spod których wystawały ludzkie nogi. W tak ciężkich warunkach koczowali zarówno dzieci, jak i dorośli. Takie doświadczenia bardzo zmieniają sposób patrzenia na świat i nasze europejskie problemy.
Sport był z pewnością bardzo ważną częścią mojego życia, a medal olimpijski dał mi prawo do sportowej emerytury od 40 roku życia, co gwarantuje mi większą stabilizację finansową.
Kiedy zdecydowałeś się zakończyć karierę sportową, zacząłeś rozwijać kolejną pasję – muzyczną. Masz na tym polu wiele osiągnięć. Które z nich uważasz za najważniejsze?
Z pewnością piękną przygodą była kilkuletnia działalność zespołu Avenue założonego z Katią Priwieziencew. Udało nam się wygrać Międzynarodowy Festiwal Piosenki Francuskiej im. Edith Piaf w Krakowie w 2014 r., a później koncertowaliśmy w całej Europie m.in. w Bułgarii, Rosji i Niemczech, daliśmy parę koncertów w Belgii. Wydaliśmy też płytę z autorskimi utworami jazzowymi. To styl muzyczny, który interesuje mnie najbardziej, choć nie ograniczam się tylko do niego.
Moje muzyczne fascynacje ewoluują. Kiedy przychodziłem do szkoły muzycznej w Laskach najbardziej podobała mi się twórczość Jana Sebastiana Bacha. Drugi w kolejce był właśnie jazz, ale rock czy pop to też style, których chętnie słucham. Do moich klimatów zdecydowanie nie należą disco polo i jakiś ciężki metal. Na resztę jestem otwarty.
Wracając jednak do moich projektów muzycznych. Udało mi się nagrać – już stricte jazzową – płytę solową w kwintecie w składzie: Marcin Kajper, Amadeusz Krebs, Maciej Matysiak, Cyprian Baszyński. Gościnnie współpracowali przy niej inni twórcy jazzowi: Milo Kurtis, Wojciech Konikiewicz i Amalia Obrębowska.
Przez 12 lat, od 2010 r., prowadziłem także własne studio nagraniowe, które znajdowało się w siedzibie Polskiego Związku Niewidomych. To była kolejna interesująca przygoda. Mocno zainwestowałem w wysokiej jakości sprzęt, dzięki czemu udało mi się przyciągnąć do studia wielu znanych artystów i wyrobić kontakty w świecie muzycznym. To dzięki tej działalności poznałem m.in. Edytę Górniak i przez rok byłem kierownikiem muzycznym i pianistą w jej zespole.
Które z koncertów zapadły ci szczególnie w pamięć?
Zdecydowanie realizowany w plenerze koncert jazzowy w Sofii w Bułgarii. Wystąpiła tam cała czołówka jazzowych twórców, m.in. Kurt Elling, Branford Marsalis czy Nik West, obok których miałem przyjemność grać. Koncert był szczególny, ponieważ przed sceną rozłożono pięć tysięcy koców dla słuchaczy. Ludzie biwakowali, relaksowali się i słuchali fajnej muzyki. Panowała superatmosfera.
Drugim koncertem, który wspominam ze wzruszeniem, jest ten, który daliśmy z Edytą Górniak 26 lipca 2014 r. w Manufakturze w Łodzi. To był dzień moich urodzin i Edyta w połowie koncertu zrobiła mi niespodziankę, wręczając wielki tort. Dwadzieścia tysięcy ludzi śpiewało mi wtedy sto lat. Takich rzeczy się nie zapomina.
Czy twoim zdaniem bycie niewidomym artystą jest w jakiś sposób trudniejsze? Czy niepełnosprawność utrudnia zrobienie kariery?
Myślę, że trochę tak. Mając do wyboru muzyka sesyjnego z własnym samochodem i sprzętem lub, będącego na tym samym poziomie, artystę z niepełnosprawnością wzroku, któremu w niektórych rzeczach trzeba pomóc, większość ludzi wybierze tego pierwszego. Z drugiej jednak strony sam jestem przykładem człowieka, któremu wiele w świecie muzycznym się udało. Grałem z najlepszymi polskimi artystami, a to dlatego, że zawsze byłem osobą otwartą. Nie zamykałem się na różne możliwości, wychodziłem z inicjatywą. Proponowałem – może zrobimy coś razem, może zagram dla ciebie to czy tamto – i ludzie zaczynali wierzyć, że wspólnie osiągniemy sukces.
Jakie są twoje plany na przyszłość?
Ostatnio fascynuje mnie muzyka filmowa. Zrobiłem ścieżki dźwiękowe do trzech filmów: fabularnego „Samiec Alfa” i dokumentalnych „Wiara’44” – o znaczeniu wiary i roli duchownych podczas Powstania Warszawskiego oraz „Zawisnąć w powietrzu” – o ludziach, którzy uczą się baletu w Kenii. Mam nadzieję, że dalej będę mógł się rozwijać w tym temacie. Oprócz tego wspólnie z żoną Weroniką stworzyliśmy zespół Riverose. Gramy trochę w stylu brytyjskiego rocka lat 90., a więc wracamy do klimatów z czasów naszego dzieciństwa. Pracujemy nad wspólną płytą, graliśmy też razem na festiwalu w Opolu w 2020 r.
Co z perspektywy czasu uznałbyś za swój największy sukces życiowy?
Zdecydowanie rodzinę. Od 13 lat jestem w szczęśliwym związku z Weroniką i mamy sześcioletnią córeczkę Wiktorię, która jest naszym największym szczęściem. Co ciekawe, z Weroniką poznaliśmy się w 2011 r., kiedy szukałem wokalistki do zespołu i prowadziłem przesłuchania we wspomnianym studiu nagraniowym. Wtedy jej nie przyjąłem, bo profil zespołu był inny. Mimo to nawiązała się między nami przyjaźń, a potem bardzo szybko zaiskrzyło. Dziś tworzymy zgrany duet zarówno artystycznie, jak i w życiu. Najważniejsza jest przecież miłość i wsparcie, które możesz dostać od najbliższej osoby.
Weronika jest dla mnie opoką, kimś komu ufam bez żadnych zastrzeżeń. Wprowadza do mojego życia spokój, daje pewność i stabilność. Dzięki temu mogę tworzyć i realizować pasje. Wiem, że zawsze jest ktoś, kto we mnie wierzy. Na Weronikę mogę po prostu zawsze liczyć. Ona i córeczka to moje dwa największe życiowe sukcesy. Myślę, że niewiele osób ma tyle szczęścia w życiu co ja.
Dziękuję za rozmowę.
Dzisiaj przedstawię Państwu powieść Artura Gruszeckiego „Bujne chwasty”. To mało znany tytuł, a szkoda, bo spokojnie można by go wpisać w nurt klasyki literatury polskiej. Jej autor, żyjący w latach 1852–1929, był publicystą, księgarzem, pisarzem i wnikliwym obserwatorem istniejących wówczas stosunków społecznych.
W omawianej powieści autor po mistrzowsku nakreślił konflikt interesów, jaki na początku XX w. miał miejsce między ziemiaństwem polskim a Żydami na pograniczu dawnych Kresów Rzeczypospolitej i Ukrainy.
Dwór i miasteczko
Akcja powieści rozgrywa się wokół majątku Oleszyn. Po śmierci jego właścicieli, małżeństwa Podlaskich, zarządza nim Tomasz Świtalski, wuj i opiekun dwójki osieroconych małych Podlaskich. Prowadzi on gospodarstwo tradycyjnie, oddłuża je i zachowuje w całości.
Po latach, przed zamążpójściem Jani Podlaskiej, majątek podzielono pomiędzy nią a jej brata. Sporządzono intercyzę, aby zabezpieczyć własność dziewczyny. Zarząd nad majątkiem w imieniu Jani przejmuje jej mąż, Zdzisław Zgłobicki.
Zdzisławowi ciąży rola „przyżenionego” do gospodarstwa. Nie układa mu się z dotychczasowym rządcą Zaborkiem, zatrudnionym przed wielu laty przez wuja Tomasza. Zgłobicki myśli o zaprowadzeniu zmian w gospodarstwie – zakupie nowych maszyn rolniczych i koni, uprawie buraków cukrowych.
Wuj Świtalski przestrzega siostrzenicę przed wprowadzaniem intensywnych reform w majątku i popadnięciem w długi. Ostrzega również przed kontaktami z Żydami, którzy zajmowali się handlem, dysponowali gotówką i zawsze byli chętni, by pożyczyć pieniądze na określony procent. Pomimo przestróg wuja, Jania, która nie chciała, aby sprawy majątkowe były źródłem nieporozumień pomiędzy nią a mężem, zgodziła się na zmiany w gospodarstwie.
Skomplikowane relacje
Zgłobicki początkowo unikał kontaktów z przedstawicielami narodu wybranego. Kupiec zbożowy, Mojsze Apfelduft z Berdyczowa, nie był jednak człowiekiem, który odpuściłby okazję do zrobienia dobrego interesu. Sam udał się do Oleszyna, by nawiązać stosunki z nowym gospodarzem. A ponieważ Zdzisław potrzebował pieniędzy na innowacje w gospodarstwie i zapłacenie raty dzierżawnej bratu żony, wszedł w układy z Żydami. Z czasem długi zaczynają rosnąć, a sieć zależności między majątkiem a małomiasteczkowymi kupcami żydowskimi zaczyna się zacieśniać.
Zgłobicki nie umie dobrze zarządzać majątkiem. Nie zauważa wielu nadużyć, które się dzieją w jego gospodarstwie. Nowy rządca przyjęty na miejsce Zaborka, Onufry Kaletowicz, przymyka oczy na kradzieże, nieprawidłowości i nieporządek. Dzieje się tak, bo on sam jest zadłużony u tutejszych Żydów. Różne układy z Izraelitami mają również inni pracownicy Oleszyna. Sytuacja w majątku staje się bardzo trudna.
Czy Zgłobickiemu uda się spłacić długi i ocalić majątek? Czy rządca Kaletowicz ujawni mu prawdę o swoich zależnościach od Żydów, stosunkach rodzinnych i nadużyciach w gospodarstwie?
Wartka akcja, żywe dialogi, barwny język, plastycznie odmalowane postaci małomiasteczkowych kupców żydowskich i przedstawicieli ziemiaństwa sprawiają, że powieść czyta się jednym tchem.
Dla czytelników Działu Zbiorów dla Niewidomych Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego brajlowska wersja powieści „Bujne chwasty” Artura Gruszeckiego została wydana przez lubelską firmę Impuls w 2022 r. Składa się z pięciu tomów. Przedruku dokonano na podstawie pozycji wznowionej w 1996 r. przez wrocławskie wydawnictwo Nortom.
Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2023 Pochodnia - magazyn społeczny PZN. Wszelkie prawa zastrzeżone.