Bywa, że rodzi się ona we wczesnym dzieciństwie – wówczas łatwiej chyba uznać konieczny i oczywisty charakter własnej kondycji. Choć także i wówczas prowokuje pytania o swe przyczyny i ostateczny sens oraz o zakres przysparzanych innym trudności. Niepełnosprawność może być dziedziczna, ale może zrodzić się nagle, w dojrzałym wieku – wówczas chyba trudniej pogodzić się z utratą czegoś, co towarzyszyło niegdyś dziś cierpiącej osobie: nie tylko sprawności w funkcjonowaniu, ale także poczucia własnej samodzielności, obrazu samego siebie. Na różne sposoby obciąża osobę nią dotkniętą, stawiając przed nią szczególne wyzwania. Rodzi także uprawnienia do szczególnej pomocy ze strony innych, o takim przynajmniej charakterze, jaki wynika z ludzkiego i osobistego powołania osoby niepełnosprawnej. Wszyscy mamy bowiem prawa wynikające z naszej osobowej godności, a koncentrujące się wokół naturalnych inklinacji do zachowania życia, jego przekazania i do rozwoju.
Rozpoczynając cykl artykułów, poświęconych obliczom niepełnosprawności chciałbym skoncentrować się w nich właśnie na zagadnieniu dróg do rozwoju osoby niepełnosprawnej. Znam bowiem wiele przykładów osób dotkniętych poważną nawet niepełnosprawnością, dla których trudności w codziennym funkcjonowaniu to jedynie jeden z wielu aspektów indywidualnej drogi do rozwoju. Niechaj przybliżenie tych przykładów doda odwagi tym, którym niepełnosprawność, po ludzku biorąc, drastycznie ograniczyła alternatywy wyboru i realizacji celów życiowych. Niechaj także przyczyni się do naszego uwrażliwienia na nieodzowność świadczenia pomocy – podejmowania działań w tych specyficznych płaszczyznach, na których rozstrzyga się „być albo nie być” czyjegoś pełnoprawnego funkcjonowania w społeczeństwie.
W momencie zaistnienia niepełnosprawności młody, 18-letni Adam Chmielowski był człowiekiem o zdecydowanej postawie życiowej, kreślącym w odniesieniu do własnego rozwoju wyraźne priorytety. Należała do nich służba Ojczyźnie zniewolonej przez zaborców, a w zaborze rosyjskim szczególnie dramatycznie przeżywającej brak swojej niepodległości. Biorąc udział w Powstaniu Styczniowym walczył w oddziałach Leona Frankowskiego (pod Kurowem) i Mariana Langiewicza (pod Grochowiskami). Po przekroczeniu wraz z oddziałem granicy galicyjskiej dostał się do niewoli austriackiej (w Ołomuńcu), z której zbiegł, aby ponownie chwycić za broń w szeregach powstańczych. Osobisty dramat powstańca rozegrał się dn. 30 września 1834 r. w czasie (przegranej przez Polaków) bitwy pod Mełchowem w powiecie częstochowskim. Ciężko ranny w nogę żołnierz trafił do niewoli, rezultatem zaś dokonanej w prymitywnych warunkach (bez znieczulenia) operacji była amputacja lewej kończyny. Carska niewola zakończyła żołnierski okres służby Adama wyznawanym ideałom, nie oznaczała jednak kresu Jego patriotycznego, społecznego i kulturalnego zaangażowania. Rozwinięcie wielorakiej aktywności poprzedzone być musiało podjęciem rehabilitacji. Ta ostatnia miała miejsce po wydobyciu (staraniem rodziny) młodzieńca z niewoli carskiej – w Paryżu, gdzie dzięki pomocy finansowej Komitetu Polsko-Francuskiego mógł On poddać się leczeniu. Pomocą w codziennym funkcjonowaniu stała się wówczas, otrzymana przezeń proteza gutaperkowa.
Śledząc dalsze losy Adama Chmielowskiego – podziwiając skalę Jego aktywności – można ulec złudzeniu o nie zakłóconym cierpieniem konsekwentnym przebywaniu przezeń drogi twórczej. W istocie był człowiekiem borykającym się z własnym ograniczeniem fizycznym i zrodzonym przez nie zagrożeniem bytu materialnego, a także cierpieniem psychicznym. Odnotować należy w skrócie urzeczywistnione w tych warunkach przez artystę, zakonnika i świętego dokonania. Po krótkotrwałych epizodach prób innego wyboru drogi życiowej (rozpoczęte studia malarskie w Warszawie, do której przyjechał po ogłoszeniu carskiej amnestii w r. 1865, podjęte studia politechniczne w Gandawie) znalazł młody artysta, patriota i emigrant życiową przystań w Monachium. Tutaj w toku studiów na Akademii Sztuk Pięknych zaprzyjaźnił się z kultywującymi patriotyczne tradycje artystami – m. in. Stanisławem Witkiewiczem, Józefem Chełmońskim, Aleksandrem Gierymskim i Leonem Wyczółkowskim. Zauważyć należy, iż przyjaźń i życzliwa krytyka Jego twórczości stanowić musiały dlań w tym czasie tak potrzebne wsparcie w rozwoju twórczości malarskiej. W dorobku Adama Chmielowskiego znalazło się 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 rysunków. Do najsłynniejszych należą Jego obrazy religijne – zwłaszcza Ecce Homo, obecnie znajdujący się w Krakowie w prezbiterium kaplicy Sióstr Albertynek, a także Wizja Świętej Małgorzaty. Spośród innych wymienić należy zwłaszcza takie, jak: Po pojedynku, Dziewczyna z pieskiem, Cmentarz, Dama z listem, Powstaniec na koniu, Zachód słońca, Amazonka.
Można chyba zaryzykować twierdzenie, iż doświadczana niepełnosprawność uwrażliwiła młodego artystę na losy innych ludzi – tych, którzy od społeczeństwa mieliby prawo oczekiwać większego wsparcia. Przyczyniła się też do uczynienia zeń człowieka nieustannie poszukującego i żyjącego wybranym powołaniem. Stąd też dochód ze sprzedaży znakomitych dzieł stawał się niejednokrotnie środkiem zaspokojenia potrzeb najbardziej potrzebujących. Sztuka była bowiem dla artysty przede wszystkim drogą służby wartościom. Po namalowaniu obrazu Ecce Homo Adam dokonał reinterpretacji priorytetów swojej aktywności po to, aby pozostać wiernym tym właśnie wartościom. Dnia 24 września 1880 r. wstąpił do Zakonu Ojców Jezuitów w Starej Wsi. Na przeszkodzie harmonijnego wypełnienia przezeń powołania stanęła wówczas depresja i załamanie nerwowe – niewątpliwe pokłosie trudności, na jakie napotykają ludzie oddani innym a dotknięci cierpieniem…
Spełnieniem drogi twórczej Adama Chmielowskiego stała się służba ubogim, w tym ludności wiejskiej, bezdomnym i opuszczonym, inspirowana miłością Boga i bliźniego. Związawszy się z tercjarstwem św. Franciszka z Asyżu, w 1887 r. za zgodą kardynała Albina Dunajewskiego przywdział habit zakonny. Ze złożeniem przez Adama (Alberta) ślubów zakonnych (1888 r.) wiąże się początek nowej rodziny zakonnej: Braci Albertynów oraz Sióstr Albertynek (1891 r.), których służba opierała się na regule św. Franciszka z Asyżu. W duchu św. Franciszka zakładał przytuliska, domy dla sierot, kalek, starców i nieuleczalnie chorych; pomagał bezrobotnym znaleźć pracę, bowiem – jak mówił: Trzeba być dobrym, jak chleb, z którego może nasycić się każdy potrzebujący.
U kresu drogi życiowej brata Alberta znalazło się ponownie intensywne cierpienie fizyczne. Umierał na raka żołądka w wieku 71 lat, w pierwszy dzień Bożego Narodzenia 1916 roku.
Święty Adam (Albert) Chmielowski był twórcą nie tylko przez swoje dzieło malarskie – dzieło odkrywania oblicza Chrystusa w obrazie Ecce Homo kontynuował, poszukując śladów Bożej obecności w obliczach ludzi cierpiących. W znamienny sposób potwierdzeniem roli tej twórczości jest rola inspirująca, jaką odegrała ona w polskiej literaturze. Losy polskiego powstańca, malarza i zakonnika stały się bowiem przedmiotem dramatu innego wielkiego Polaka Karola Wojtyły – Brat naszego Boga (1944-1950). Sztuka Wojtyły, a także film w reżyserii Krzysztofa Zanussiego z 1997 r. pt. Brat naszego Boga, poświęcona jest między innymi jednemu jeszcze dramatowi ich bohatera – dramatowi walki wewnętrznej, jaką stoczyć On musiał z samym sobą, aby dojrzeć do pełni człowieczeństwa i świętości.
Dodam na koniec, iż także osoba niepełnosprawna – doświadczając podobnego rozdarcia i walki wewnętrznej, związanej z podjęciem trudnych wyborów życiowych – korzystać dziś może z krzepiącego wzoru osobowego zarysowanego w sztuce przyszłego papieża i błogosławionego, dla wierzących otwarta zaś jest droga modlitwy za wstawiennictwem obu polskich świętych i błogosławionych.
Zygmunt Marek Miszczak