Złamanie kręgosłupa, tętniak aorty, nowotwór kości… Czy zmaganie się z niewyobrażalnym bólem i wydającym się stanowić wyrok uszczerbkiem na zdrowiu musi być równoznaczne z wycofaniem, rezygnacją z ambitnych planów życiowych, zapomnieniem o tym – o tych wszystkich – których się kocha, i z którymi długie lata łączyła nas przygoda życia?
Znałem osobiście kogoś, kto godnym znoszeniem cierpienia – aż do zasmucającej środowiska patriotyczne, żyjących jeszcze Żołnierzy Wyklętych, ludzi młodych i dojrzałych śmierci – udowodnił, że tak być nie musi.
Dnia 13-go lutego br. grono rodziny, przyjaciół, przedstawicieli władz państwowych z Wicemarszałek Sejmu Małgorzatą Gosiewską i Wojewodą Lubelskim Lechem Sprawką, wielu kochających i pamiętających osób odprowadziło na miejsce wiecznego spoczynku zmarłą trzy dni wcześniej Marię Annę Rejniewicz-Wysocką. Kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Opolu Lubelskim był świadkiem wręczenia na ręce syna Bohaterki pośmiertnie nadanego przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski. Nieprzebrany tłum pamiętający Basię (to Jej pseudonim z lat zmagań o Niepodległość Polski) jako niestrudzoną krzewicielkę wiedzy o Żołnierzach Niezłomnych, strażniczkę pamięci historycznej wysłuchał wielu gorących, przepojonych bólem, ale (tak, jak Zmarła by sobie tego życzyła) pogodnych i optymistycznych mów pogrzebowych na tutejszym Cmentarzu.
Kim zatem była Basia Rejniewicz? Ethos Polski Niepodległej, duch patriotyzmu wraz z zapowiedzią przyszłych cierpień towarzyszył Jej od najwcześniejszego okresu życia. Pośród licznych Jej pogadanek dla dzieci szkolnych i poszukującej Prawdy historycznej młodzieży była również i ta traktująca o okolicznościach Chrztu Św. Marii Anny. Czytelnicy darują, że przytaczając tę krótką historię, odbiegnę nieco od tematu cierpienia wpisanego w ostatnie lata życia Bohaterki tego wspomnienia.
Rodzice Marii – to środowisko Żołnierzy Niezłomnych, stąd z roli Ojca Chrzestnego godnie wywiązał się sam mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”. Dziewczynce nie było dane w spokoju przeżywać tego pierwszego z najważniejszych dni życia – w dniu Chrztu zidentyfikowano i zlikwidowano młodego agenta UB w szeregach oddziału partyzanckiego. Ojciec zaś chrzestny – dokonując nad kołyską spalenia grubego pliku znalezionych przy konfidencie banknotów – zwrócił się do dziecka z wezwaniem: „Bądź biedną Polką, ale dobrą…!” Jak po latach mówiła ze śmiechem córka chrzestna naszego narodowego Bohatera, wezwanie to i zapowiedź miały ziścić się w 100%.
Nie potrafię w tym miejscu przywołać całej drogi życiowej Basi, Jej licznych zasług. To, co wiem, odnosi się tylko do pewnych fragmentów Jej jakże pięknego życiorysu. W latach 60-ych ubiegłego wieku czynnie wsparła strajkującą młodzież studencką; w 70-ych latach była kurierem przywożącym z Zachodu, od Rządu RP na uchodźstwie Krzyże Armii Krajowej przeznaczone dla żołnierzy ostatniej Niepodległości.
Z Jej gościny korzystały słynne „Spotkania” – jedno z najstarszych regularnie wydawanych pism bezdebitowych w okresie (lata 70-te) zniewolenia komunistycznego. Lata stanu wojennego były dla Niej czasem ofiarnie świadczonej osobom ukrywającym się przed prześladowaniami pomocy. To także znowu okres intensywnie prowadzonej przez Nią działalności wydawniczej.
Basię poznałem w okresie późniejszym – była już wówczas wielkim autorytetem dla środowiska młodych działaczy Konfederacji Polski Niepodległej, choć sama Zmarła nigdy nie wykluczała i nie deprecjonowała patriotycznej inspiracji nikogo, komu drogie były ideały: Bóg – Honor – Ojczyzna. Sama – poprzez liczne pogadanki, gawędy przy ogniskach i w salach bibliotek szkolnych, wystąpienia publiczne – z niezwykłą energią, ofiarnością, entuzjazmem i charyzmą przywracała pamięć bohaterów polskiego podziemia niepodległościowego. Była spoiwem pamięci pokoleń – tego, z którego wywodził się Jej ojciec oficer AK Marian Rejniewicz i grono licznych Przyjaciół, towarzyszących Jej na zlotach, marszach, obchodach rocznic patriotycznych; tego, które czynnie działało choćby w latach 80-ych ubiegłego wieku na rzecz odzyskania Niepodległości przez Polskę; i tego, które dziś właśnie potrzebuje świadectwa uczestników doniosłych wydarzeń składających się na chlubne karty historii naszej Ojczyzny.
Czy – żegnając się z ludźmi podejmującymi dziedzictwo Jej ideałów, tak Ją kochającymi współuczestnikami Jej planów i marzeń – mogła przeżywać czas swojego odchodzenia inaczej, niż z pogodą ducha, wiarą w ziszczenie się najpiękniejszych odnoszących się do Ojczyzny planów, dzielonym z trwającymi przy Niej do końca Przyjaciółmi uśmiechem?
Kiedy rozmawiałem z Basią po raz ostatni – składając przez telefon życzenia świąteczne – to nie przezierający z każdego Jej słowa ból fizyczny stanowił główny temat rozmowy. Myślała o swoich młodych Przyjaciołach – tych, którzy dzielili Jej Miłość do kraju, szacunek dla tradycji patriotycznej; z którymi chciała jeszcze wiele dla Polski uczynić.
Myślę, że w świadectwie pięknego życia i umierania Basi zawiera się wielka siła – nie tylko siła pozwalająca godnie znosić cierpienie, ale także moc ducha, która każe w cierpieniu tym poszukiwać najwyższego sensu. Myślę też, że uzbrojeni tą mocą przedstawiciele młodego zwłaszcza pokolenia patriotów z ufnością poniosą i przekują w czyn wartości, którym służyła.
Zygmunt Marek Miszczak